Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2012

Przedświątecznie - mazurzasto

Znalazłam sprawdzony przepis na  orzechowy mazurek. wrzuciłam go TUTAJ :) smacznego :))

Jeszcze przedszkolnie...

bo zapomnę ;) Jula z westchnieniem - ciocia Kasiaaa, ciocia Gosiaaa, ciocia Asiaa.... Tyle mam tych kolezanek-ciociuff... :))))))) Cóż z dorosłymi łatwiej się dogadać ;)

I po.

Imprezka udała się wręcz koncertowo :) Siostra zadowolona z pachnących utensyliów do kąpieli (płyn pachnący lotosem, pieniące się kule i truskawkowy peeling :)), zapodała pyszne żarełko, na stole stanęła też Tequila, której nigdy wcześniej nie próbowałam... Omawialiśmy wspólny wyjazd na Wielkanoc do Mamuni (taaak to TEN rok, z MOIMI :)) i ewentualny wspólny wyjazd "gdzieś" na wakacje. O poranku powlekliśmy się po Julę, Teściowa zapodała obiad. Niedzielę ogólnie przebimbaliśmy. Mężon zabrał Julę na plac zabaw, ja podgotowałam wywar na dzisiejszą kalafiorkową i... właściwie nie ma o czym pisać :) Dobrze, że ten szary marzec już się kończy. Trawa i liście pomaleńku zaczynają się zielenić, nowe wszystko, przepełniające nadzieją... Muszę sobie zielnik wreszcie na kuchenne okno zmontować. I doniczki z kwiatkami na balkon... I okna muszę umyć...  Kwiecień nadciąga a z nim wielkanocne pieczenie :) Muszę przemyśleć co upiekę na święta, a właśnie - macie jakiś fajny nieoklepany prz

Weeekeend....

ogłaszam!!! Jutro pędzimy na urodziny do Siostry. Będzie mnóstwo dobra na stole i dzika radocha - jak zwykle. Jula z tej okazji nawiedza Babcię. Babcia natomiast z tej okazji nie jest do końca szczęśliwa (Tylko przywieźcie ją wieczorem, bo ja na działkę jadę!!) mimo, że na imieninach tak żaliła się, że tak rzadko widzi Młodą ;) Cóżżż - życie. Życzę wam najcieplejszego. Odpocznijcie, nacieszcie się sobą, nabierzcie sił na kolejny tydzień. :)

Wszystko na temat...

Obraz
me, myself and I. Podpuszczona przez Lilijkę przystępuję do wywnętrzania. Aczkolwiek nie lubię takich zabaw, bo wy już i tak wszystko o mnie wiecie ... ;) No może prawie ;) Zabawę pewnie wszyscy już znacie...ale muszę przypomnieć jej zasady - dla zasady ;): 1. Umieścić link do bloga osoby, od której otrzymało się nominację. (link powyżej) 2. Wkleić logo na swoim blogu. Tadammm   3. Napisać 7 cnót, grzechów lub faktów o sobie . Wszystkie cnotliwe baby w moim grodzie Smok już dawno zeżarł, więc nie będę udawać, że szczęśliwie ocalałam ;) Z resztą pewnie pójdzie trochę łatwiej. Zacznijmy może od tego, że... 1) Jestem masakrycznym śpiochem. (Lil - ta cecha łączy nas idealnie :)) Jestem leniwcem mentalnym. Jedyny błogostan jaki jestem sobie w stanie wyobrazić, to leżenie plackiem nad falującą wodą, ciepłe słońce i brak obowiązków. I spanie do południa... Niestety codziennie krzywdzę swą naturę, budząc się przed szóstą i wykonując wszystkie "muszęjeszcze".:)) 2) Kocham

Piękne książki dla dzieci.

Obraz
No to jeszcze raz otwórzmy Julki półkę z książkami. Mieści się na niej sporo staroci, jeszcze z czasów dzieciństwa mojego - i mojego brata. Ale to, do czego chciałabym was dzisiaj przekonać nie jest aż tak prehistoryczne. ;) Jest to książka "10 misiów", której autorem jest Ray Cresswell .  Dziesięć małych misiów bagaże pakuje, Każdy z nich na wyjazd pilnie się szykuje. Tylko Kuba żegna się bez smutku, On woli dzisiaj pracować w ogródku. Pięknie wydana książka, w całości kartonowa, ilustracje są bardzo ładne i bardzo szczegółowe. Mimo, że na poszczególnych stronach nie ma dużo tekstu (cztery linijki wiersza o każdym z dziesięciu misiów), spędzamy nad nią z Julą zawsze dużo czasu, opisując co dzieje się na obrazkach. Powstają fascynujące dodatkowe historie ;), a ona uczy się opisywać, co widzi.Przy okazji liczy ile misiów jest na obrazku, uczy się je rozpoznawać, pokazując o którym jest dana zwrotka. Wierszyk oczywiście zna na pamięć :)  Polecam gorąco. Książka nie jest

Jakie wierszydła czytacie swoim dzieciom?

Obraz
Oprócz nieśmiertelnego Tuwima i Brzechwy u nas zaplątały się również inne - np wiersze Wandy Chotomskiej. Moja Mama zakupiła Julindzie coś takiego:   Nie przepadam ogólnie za poezją dla dzieci (ach! i to polonistka w stanie spoczynku napisała!!) ale te czytam Juli z przyjemnością. Własną :)) Jula też lubi. Śmiejemy się z nich obie. Szczególnie z tego: "Kurczę blade"   Kupił dziadek jajko w sklepie I po brzuchu już się klepie. Naszykował szklankę z cukrem: -Kogel-mogel sobie utrę! Nagle co to? Awantura! Dziura w jajku! W jajku dziura! A w tej dziurze - kurczę blade. - Kurczę blade!- krzyknął dziadek. -Kurczę blade! Kurczę blade!- i ze ściany porwał szpadę. Wyskoczyło kurczę z jajka, Kurczę blade, to nie bajka! Bo jak dziadek złapał szpadę, To nie trudno o wypadek. Leci kurczę blade z trwogi, za kurczakiem dziadek srogi. Złapał dziadek kurczę blade: - zrobię z ciebie marmoladę! - Marmolada lepsza z jabłka- powiedziała trzeźwo babka. -Lepiej upiec kur

Mamusiu, Guptaśku...

Siąpi deszczyk, chłodnawo, dżdżyście... Jednym słowem nieciekawie. Odebrałam wczoraj całkiem zadowoloną z życia córkę z przedszkola (rano włączyła syrenę, dziś już na szczęście było mniej dramatycznie ;), podjechałyśmy autobusem pod blok. I schowałyśmy się w ciepłym mieszkaniu. Pora była podwieczorkowa, więc Jula wydłubała sobie z szuflady "małe co nieco". Ja z błogą miną odgrzałam sobie wczorajszy kremik z porów, starczyło akurat na "gorący kubek". Wrzuciłam jeszcze garść ptysiowych groszków iiiii.... Wpadła Jula. - O, Mamusiu odgziałaś mi zupkę? Ale Mamusiu, Guptaśku, zupki nie nalewa śę do kubećka, tylko do miśećki! Przelałam zupę do miseczki. Jula się dosiadła, wyskrobała ją do dna i uśmiechnięta pobiegła dokończyć batonik musli ;) Panie w przedszkolu zarzekają się, że Jula je chętnie i dużo. Widocznie jakiś hmmm... drugi żołądek?

Totalnie nieprzysiadalny

nastrój. Będzie lepiej. Może kiedyś. Oby. Z Julą już prawie ok.

na szybko

Nie za bardzo mam czas pisać, odpowiadać na komentarze ani zaglądać do was. Siedzę z chorą Julą w domu, bo w poniedziałek zadzwonił telefon wzywający mnie do przedszkola. Ot - szara rzeczywistość. To niby "tylko" przeziębienie - Młoda oczywiście szaleje po domu zadowolona, że nie musi iść do przedszkola, ale w nocy budzi ją kaszel, w dzień też mało śpi. Za to sporo jojczy ;). I znów ponowna adaptacja w przedszkolu się przeciągnie :/ Niby to tylko przeziębienie, ale przecież przedszkole jest wykluczone -  czyli na czole mojego szeryfa rośnie mars, a na moim biurku sterta papierzysk. Od jutra robimy z Mężonem wymianę - on zostaje z Julą, ja wracam do pracy. Szkoda tylko, że Jula już zdążyła mi sprzedać to swoje "przeziębienie" i teraz chorujemy obie :/ Cóż, przetrzymamy. Przecież ona się w końcu uodporni... Byle do piątku!

Jak nie urok - to przedszkole.

Teraz dopiero widzę, jak bardzo odpoczęłam psychicznie przez ten miesiąc "słomianego macierzyństwa". Nie wisiała nade mną zmora ciągłego sprawdzania, czy moja córka nie ma kataru/gorączki/kaszelku. Nie przejmowałam się ciężkimi porankami, kiedy ledwo udaje mi się zwlec z łóżka siebie - a teraz również ją. Nie myślałam o tym, by z językiem na brodzie dobiec do przedszkola przed zamknięciem. Ciągła czujność, lekki sen, robienie wszystkiego na kilka razy większych obrotach to moja codzienność. Jak zresztą każdej mamy. Przyzwyczaiłam się już.Przyjmuję to zwyczajnie. Nawet ciężko mi się przestawić na wolniejsze obroty ;)) Tylko do płaczu Młodej w drzwiach przedszkola trudno mi przywyknąć :/ Znowu jest jak na początku. Niby to tylko rano, bo gdy Mężon odbierał Julę wczoraj Pani opiekunka twierdziła, że w ciągu dnia Młoda nie płakała i grzecznie bawiła się z dziećmi. Mam nadzieję, że te poranne rozdzierające ryki też jej w końcu przejdą. Przecież nikt jej w przedszkolu ze skóry nie