Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2012

Było minęło :)

Obraz
Zobacz smyku - co w słoiku??   Julitko czyżbyś również była oliwkowym skrytożercą?? :)) Połowy zawartości słoja już nie ma, ale humor o wiele lepszy ;) Przyczyniło się do tego również to, że moja kuchnia od soboty do wtorku wyglądała tak: Układ przestrzenny doskonały :/ można było sięgać do szafek od góry ;)   A już od wczorajszego wieczoru wygląda tak:   Oczywiście to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej, bo z powodów finansowych główną bazą było to, co zastaliśmy w mieszkaniu, ale uwierzcie, że jest  spory progres :) Sporo jeszcze jest do zrobienia, drobne wykończenia, zakup szafki i stołu, ale już jest w miarę funkcjonalnie, co mnie cieszy najbardziej :) A poza tym kiedyś wracałam z Rossmana z butelką szamponu, długo zastanawiając się gdzie ja go już widziałam, skoro wydaje mi się TAK znajomy, mimo że z niego nie korzystałam... Olśnienie przyszło w łazience ;) Co poza tym? Dziś mamy z Mężonem dzień dobroci dla małżonków. Od rana jest s

Zjedliwy sposób na chandrę

Obraz
Macie takie? Czekolada? Ciastka? Małe słodkie co nieco? My też z Julą mamy Takie coś... Jakiś zły czas teraz. Gonią mnie złe myśli, złe słowa. Sytuacje, które miałam nadzieję, że zostały zapomniane wracają, powodując skoki ciśnienia.I niestety nie da się z tym nic zrobić. Próbowałam. Nie lubię niewyjaśnionych sytuacji, nie wyjętych zadr, udawania, że wszystko jest OK, kiedy nie jest.Chciałabym porozmawiać na spokojnie, wyjaśnić - ale jak, kiedy ktoś nawet nie stara się być obiektywny i ignoruje każdy mój argument? Jula też ma swoje małe problemy - dziś rano przy ubieraniu - Dlacego mam takie małe pielsi?? I zrezygnowane przekonania: WSYSCY co majom dzieci, idom lano do psedskola. Obie bardzo potrzebujemy zawartości słoja ;) Miłego dnia  czytacze ;)

Głuchy telefon

Czas: Sobota rano.Miejsce: nasze mieszkanie - no dobra, banku mieszkanie ;)   Między mną a Mężonem trwa zabarwiona emocjonalnie dłuższa wymiana zdań na tematy "okołodomowe" mająca na celu przyśpieszenie jednych prac, by móc zacząć kolejne. Jeszcze nie skaczemy sobie do gardeł, jest w miarę grzecznie i kulturalnie. W tle widać kręcącą się między puszczonymi w eter zdaniami - Julę.   (...) Mimowolnie mruczę do rozbawionej córki: To powiedz Tatusiowi, że gdyby się do tego zabrał tydzień temu, to już dawno by o tym zapomniał. Jula do Mężona - Jak byś zlobil to byś juz zapomnial! Mężon do Juli - To powiedz Mamie, ze Tatuś jest kochany i ma szczęście że Go ma! Jula do mnie - Tatuś jest kochany i ma scęście ze Cię ma!  Śmiech, oklaski, chmura gradowa w odwrocie ;) To nie był najwspanialszy weekend w moim życiu. Jakoś tak mało empatyczni byliśmy obydwoje. Ale zmieni się. Chyba ;)

Markując...

Lato wciąż pełną gębą. Moje dziecię nosi się krótko i najchętniej BEZ. Staram się zakładać jej do przedszkola rzeczy, w których jest jej wygodnie, może je sama dowolnie zakładać i zdejmować. Taka niepisana umowa - ona zakłada co jej przygotuję - o ile nie sprawia to większych trudności.  Czapka zazwyczaj sprawia trudność zaraz po wyjściu z domu, Mieszkamy w takim miejscu, że wiatr łeb chce urwać natychmiast po wyjściu z klatki. I drzwi też DOSADNIE zamyka jakby chciał powiedzieć - no co wyy - chce wam się iść?? Czasem chętnie bym mu uległa ;) Szczególnie jak za oknem deszczy i siąpi... Czasem uda mi się ją z powrotem nałożyć na rozglądającą się z prędkością światła głowę - a czasem nie. Idziemy i powiewamy ;)  Ale nie o tym chciałam - bo jakikolwiek strój ostatnio nie nałożymy - konieczna jest zmiana, pięknie zwinięta w szafeczce w przedszkolu - mały kominiarz, którego odbieram po południu po przekopaniu piaskownicy wzdłuż i wszerz niesie ze sobą tonę piachu w każdym bucie, każd

Była sobie sobota...

Obraz
No jak ten czas leci, panie dziejku ;) We środę zdążyłam zaliczyć zlot wiedźm - czyli rodzinne spotkanie na szczycie - czyli imieniny babci mojego Mężona. Tak, było strasznie, ale przeżyłam. W czwartek i piątek pracowałam w firmie na co najmniej kilku etatach, bo co poniektórzy mają urlop, jeszcze inni długi weekend... też przeżyłam Bo potem była sobota. I wyobraźcie sobie JA. Zadeklarowany Suseł. Wstałam. O czwartej.Ciemno jeszcze jak w hmmmm.... piwnicy? ;)... Ale jezusmario WARTO było!!! :) Ubrałam się po omacku - ubranie miałam od a do zet przygotowane dnia poprzedniego, umalowałam z powiekami w opcji stand by  i... jakimś nadludzkim wysiłkiem pogalopowałam do tramwaju. Na uszach adekwatny SDM "Czarny blues o czwartej nad ranem" potem kojące "Dream on".... W okolicach Queen "We Will Rock You" zamajaczył mi dworzec. Tak, majaczył to dobre słowo ;) Zawzięłam się w sobie ;) i ruszyłam. Nawet znalazłam pociąg. I wsiadłam. Ciek

Szał kuchenny

Obraz
Przetwarzam co podleci :) Rozzuchwaliłam się słoikowo, bo o ile w zeszłym roku wszystko wyszło za słodkie za rzadkie i w ogóle ZA, to w tym idzie mi całkiem - że tak powiem - nieźle. Dżem z truskawek zachomikowałam zaraz na początku sezonu, później to by się nie udało... moi owocożercy jak tylko widzą słodkie i nieuciekające to... no wiecie co ;) Dżem z papierówek z goździkami i cynamonem pachniał obłędnie w garze, a potem musiałam szukać sejfu, bo do zimy nie byłoby po nim śladu. Ogóry kiszone w ilościach wprawdzie nie fabrycznych jak u Agi (podziwiam!!! moje słoikowe guru jesteś :)) ale są. Ogóry z chili chrupią i parzą w ozór idealnie - jak twierdzi jedyny ich pożeracz - ja nie przepadam. Dżem z brzoskwiń - tyle, ile udało się uratować wyjada Jula. (Mamuniu, a zlobisz mi bułećkę z dziemikiem żółtym?) Sok z malin i przecier z malin... Nie lubię jak mi się coś marnuje ;) I NIE CIERPIĘ dżemów z pestkami fuuuj ;) Nie wiem jeszcze co z tego przecieru zrobię aleeee

Wielu może więcej!

Obraz
Nie mam może ogromnych statystyk, miliona odwiedzin, ale nigdy mi na tym nie zależało. Ale zależy mi, żeby Ci, którzy jeszcze nie widzieli apelu u Lil i Marty jednak go zobaczyli. Mamy miejsce na blogach - na ten "jakiś czas między notkami" - oddajmy to miejsce Bartkowi.  Niech żyje, niech się śmieje i przytula do mamy. Dorzućcie choć parę groszy - na nowe serce. Wszystkie informacje po kliknięciu w fotkę. Przelew robi się w ciągu trzech minut. Sprawdzałam. Zobaczcie, jest nas już trochę - Ścieżki do was - bądźcie i wy. Tym razem trzeba pomóc nieskromnie, żeby i inni mogli.

Idąc tą drogą...

Się zastanawiam na co trafię.  Niedziela była jakaś taka... Wszystko mi z rąk leciało, jakaś taka nerwowa i rozbita byłam. Goniłam Mężona i Julę po kątach, bo Jaśniepan oczywiście rano zablokował łazienkę i wyszedł wypachniony dopiero na gotowe śniadanko.  Jula oczywiście rwała się do pomagania przy wszystkim, wtykała mi palce do chlebowego ciasta, chciała, żeby ją zamknąć w kanapie, nie chciała się ubrać, nie chciała, a potem chciała na śniadanie wszystkiego, co proponowałam - ogólnie mały Sajgon, a pośrodku tego wszystkiego rozespana, rozczochrana i zapiżamiona JA.  I jeszcze zakupy trzeba było zrobić. I szafka w kuchni - ta nie powieszona - stała jak milczący wyrzut sumienia. I wszystkie szklane i porcelanowe cudeńka od Mamy popakowane w pudła, stały sobie wciąż malowniczo zagracając pokój, a ja drżałam, że ktoś mi na tych pudłach usiądzie, przewróci je, bądź wybije sobie o nie zęby. Już nawet wiertarka była. Ale wierteł nie było. Pożyczyłam od kolegi wiertła - nie

Panta rhei...

Obraz
Dzień za dniem, dzień za dniem...Wszystko płynie... Ja dzisiaj dosłownie - spływam z krzesła i przyklejam się do klimatyzatora... Kocham lato, ale 34 stopnie to lekka przesada. Dobrze, że to podobno tylko dziś. W piątek wybrałam się do fryzjera, bo moje lustro na mój widok darło się - Idź stąd!!! Mój kolejny pierwszy raz. Nie cierpię, kiedy muszę zmieniać "kosiarkę", bo zwykle wracam do domu i pakuję głowę pod kran, żeby zmienić "ułożenie fryzury". Przez jakiś czas miałam salon fryzjerski rzut beretem - w tym samym bloku. Niestety dziewczyny się wyniosły, bo podnieśli im czynsz :/ Od tego czasu "testuję" salony w pobliżu. Byłam już w post peerelowskim zakładzie, gdzie dorwała mnie "pani Wandzia" tnąc wszystko jak popadnie - na równo, pod ekierkę, byłam u dziwnej Pani Basi, u której pusto i cicho - w salonie jedno krzesło i jedno lustro, ławeczka i wieszak na kurtki, Pani Basia strzygła mnie opowiadając o wszystkich członkach swojej rodzi

U nas już PO.

Jula wstała dziś w całkiem niezłym humorze, łaskawie sama się rozebrała, prawie sama ubrała, nawet zjadła "małe co nieco" i podreptałyśmy do przedszkola. A tam - stęskniona wychowawczyni, odświeżone sale - sama radość ;) Moja Gwiazda dała się ucałować i pobiegła za Panią. A ja do pracy. I Mężon po dwudniowym urlopie też. Koniec wakacji. Wczoraj robiłam dżem z papierówek. Mniam mniam... Ogórki się kiszą w słojach upchnięte w nowej szafce. Jesteśmy już prawie na ukończeniu remontu kuchni, który o tej porze miał być już tylko wspomnieniem. Szafki przywiezione, złożone, jedna czeka na nastrój Mężona, żeby wreszcie zawisnąć. A jeszcze jedną stojącą musimy zamówić, bo okazało się "tak jakoś", że mimo zapewnieniom Pana z salonu, jest trochę więcej miejsca i zmieści się nam jeszcze jedna szafka. No i  jeszcze blaty - po wypłacie.  Póki co, staram się nadrabiać dobrą miną ;) Do miłego!