Za oknem trochę słońca, trochę deszczu, pąki pękają z trzaskiem, zielenią się z każdej możliwej strony... A ja swoje odchorowałam. Z nosem w poduszce... Z gorączką dzięki której można było po prostu spać... I tylko sufit pokoju i... może przez to nabawiłam się tej melancholii... Przesilenie zimowo-wiosenne. Czuję się jak niedźwiedź obudzony co najmniej trzy miesiące za wcześnie... Silny wiatr wywiewa z głowy wszelkie złudne nadzieje, jakoś tak... Szaro, mimo tych zieloności wokoło. Mimo wypełzającego od czasu do czasu słońca... A przecież będzie coraz cieplej, przecież wiosna musi przynieść dobre zmiany... Musi... Mam sporo planów na ten rok... Ciekawe ile z nich uda się zrealizować. Przede wszystkim wyprowadzić się... Jak najdalej... Zwiać... I zacząć wszystko od nowa. Po mojemu.