Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2020

Obwarzanki ;)

Obraz
Czasami w mojej pracy czekają mnie niespodzianki. Ogólnie uwielbiam to, co robię i choć jak zwykle ciężko się rano zebrać na 7:30, to myśl, że mam tylko 20 minut spacerkiem do "firmy", a w niej całe mnóstwo roześmianych maluchów... Bardzo podnosi mnie na duchu. Od dłuższego czasu nie mam już takiego kontaktu z dziećmi jak kiedyś, bo przeniosłam się do biura i zagrzebałam w papierkowej robocie, ale zdarzają się dni, takie jak wczoraj, kiedy... potrzebny jest dodatkowy opiekun na wycieczce :)) Budzi się wtedy we mnie Matka Kwoka, szeroko rozkłada skrzydła i ...zagania całe tałatajstwo ;) Wczoraj nasza najmłodsza grupa była w Żywym Muzeum Obwarzanka. Dzieci oglądały film o historii tych wypieków, a potem same próbowały je robić. ( rzucać w kolegów ciastem, rozsmarowywać ciasto na ubraniu, próbować chyłkiem je zjeść ;)) Nie jest łatwo ogarnąć dwanaścioro trzylatków... Ciągle zewsząd słychać Ciociaaaaa pomozeees??  Ciocia zlóób!! ale daliśmy radę! :)) Ich radość jest

Jak to z tym planowaniem bywa.

Obraz
No i proszę, post za postem leci, powoli się rozkręcam.  Tak, wiem, bardzo powoli, jeśli popatrzeć na statystyki z moich lepszych lat ;). Ale czym jest tempo przy siedzącej cierpliwie Wenie? Siedź sobie spokojnie Kochaniutka, ja Cię popędzać nie zamierzam  w żadnym wypadku, tylko zostań ;) Weekend jaki był, każdy widział. U nas wszystko się elegancko rozmiękło, rozpaćkało i koncertowo zawilgotniało... Moje żywe ja tęskni za wiosną, już je męczy powoli nawet kocyk i książka. Nawet ten zaspany niedźwiedź we mnie ma już dosyć snu zimowego. Zaczyna mnie ciągnąć do porządków wszelakich. W sobotę przetrzepałam pokój Córki Jedynej. Myślałam, że będzie szczęśliwa w czyściutkiej przestrzeni, że będzie chciała za wszelką cenę utrzymać ład, który Matka wniosła w cały ten chaos jej pokoju. Cóż. Myliłam się. Już wczoraj wyglądało to jak sprzed Wielkiego Wybuchu tfuuuu Sprzątania ;) Czy wszystkie nastolatki tak mają??? Wczoraj miałam dzień wolny w pracy na załatwienia przeróżne i reset p

Niechciej.

Obraz
Wziął i mnie opanował. No cóż zrobisz, jak nic nie zrobisz? W pracy ciut rozprężona atmosfera, bo planujemy wakacyjne urlopy. Taka specyfika pracy, że większość urlopu każda z nas musi wykorzystać w wakacje. Dwoimy się więc z Szanowną Szefową, by rozplanować to tak, żeby placówki hulały, a jednocześnie żeby każda z dziewczyn dostała możliwość odpoczynku. Nie jest to łatwe. Nie no, tak właściwie to jest to zajebiście trudne :)) Mam już zaplanowany swój wyjazd z rodzinką. Znowu z wizytą na lotnisku. I to zaplanowany już parę miesięcy temu, co kiedyś byłoby rzeczą totalnie niewykonalną (ale sporo nerwów kosztowało Mężona, żeby mnie przekonać). Zrobiłam kilka kroków do przodu. Patrzę dalej niż kiedyś...  A jednocześnie wciąż uciekam myślami wstecz. I wciąż nie lubię zmian, choć ostatnie wyszły mi na dobre...  Przez ostatni tydzień wszystko jakoś się kręciło. Minęły walentynki, których właściwie nie obchodzimy, ale które są okazją, by kupić sobie nawzajem coś fajnego ;) Minęła

Tańcząc na cienkiej linie.

Obraz
Luty chyba już na zawsze zostanie miesiącem, który należy po prostu przetrwać. Nie zastanawiać się nad tym, jak grubą skorupą się obrasta na ten czas, nie zwracać uwagi na to, co wypada, a czego nie. Przetrwać. Minęło już siedem lat. To nie tak, że ciągle jest tak samo, że świruję z bólu. Czas wprawdzie żadnych ran nie wyleczył, ale mój instynkt samozachowawczy podpowiada mi, jak przetrwać najgorsze dni. Źle sypiam ostatnio, męczę się przed zaśnięciem przewracając się z boku na bok. Czytam więc - do oporu, aż powieki zrobią się ciężkie, a piasek pod nimi zaczyna szczypać oczy. Czytam jakieś nieprawdopodobne historie, wpadam w akcję, która potem miesza mi w snach. Odrealniam wspomnienia. Dni rozpływają się w przeszłość, skupienie na pojedynczych krótkich chwilach zmienia je w znośny ciąg. Tak łatwiej. I nerwy mam rozstrojone. Szarpię się z nimi łapiąc głęboki oddech. W myślach liczę do dziesięciu. Dwudziestu. Do setki. Jakiś dziwny strach szepcze mi z tyłu głowy, ż

Poniedziałkowo.

Weekend minął mi z Mężonem szybciutko. Początkowo zamierzaliśmy wykorzystać go na wyjazd - od jakiegoś czasu marzy się nam wycieczka do Wrocławia... Ale pogoda skutecznie nas zniechęciła. Potem wymyśliliśmy sobie, że pójdziemy do kina i na jakieś fajne jedzonko, ale kiedy zaczęliśmy grzebać w repertuarach kin... Skończyło się na serialu na Netflixie i pizzy naszej osiedlowej. Zalegające w nas leniwce zostały dopieszczone i poniedziałek przestał być taki straszny.  A Wrocław poczeka, może do wiosny... Może do lata :) Za to w teatrze znowu byłam w piątek. W listopadzie byłyśmy z koleżanką na spektaklu "Wszystko o kobietach", więc oczywiste było, że na "Wszystko o mężczyznach" też pójdziemy. Moim skromnym zdaniem (no dobrze, koleżanki też), Panie sprawiły się lepiej. O ile po poprzedniej inscenizacji wyszłyśmy zachwycone i długo jeszcze potem do niej wracałyśmy myślami.... Tak po tej... Cóż chyba czegoś zabrakło.   Żeby nie było, że tak wszystko cu