Posty

Wyświetlanie postów z 2021

Przedświątecznie.

Obraz
  No dzień dobry, jak Wam idzie przedświąteczna orka? Wszystko już ogarnięte? Ja w tym roku nie szaleję z przygotowaniami tak jak w zeszłym. Wolne mam dopiero w wigilię, więc nawet za bardzo nie mam kiedy. Odpuściłam wszelkie mycia okien i szorowanie każdego możliwego kąta. W weekend we trójkę trochę odgruzowaliśmy mieszkanie, ubraliśmy choinkę, w co najbardziej zaangażowała się CJ, rozłożyliśmy ozdoby. Zrobiliśmy też z Mężonem większe zakupy.  Wszystko starałam się jakoś porozkładać w czasie, jest szansa że zdążę. W niedzielę wcisnęłam śledzie do słoików z sosem "po kaszubsku", myślę, że powinny się zamarynować do piątku...  Wczoraj byłam u mojej ulubionej fryzjerki - oczywiście zaszalała z farbą, przetrzymała mnie 3 godziny, tak, że o mało jej tam nie zasnęłam na myjni, ale wyszłam z ogromnym bananem na twarzy :D To taki mój prezent na święta.  Dzisiaj pora na pasztet. Mam nadzieję, że się uda. Już kiedyś go piekłam na święta z teściami i rodziną męża - bardzo im smakował,

Tytuł zjadły mole.

Obraz
 Jak jest na zewnątrz, każdy widzi, nie ma się co rozpisywać.  Przez chwilę jeszcze leżał śnieg, za którym nie przepadam, ale przynajmniej było jakoś jaśniej. Teraz jest po prostu czarno. Czarno rano, kiedy ściągam z łóżka najpierw swoje, cicho protestujące ciało, a potem CJ, która protestuje już głośno i wyraźnie.  Czarno po południu, kiedy wracam do domu zmęczona całym dniem, byle szybciej, byle jak ogarnąć bieżące domowe sprawy i zalec na kanapie pod kocykiem, z kubkiem aromatycznej herbaty. Zimowy niedźwiedź rozgościł się we mnie na dobre.  I jeszcze ten wszechogarniający smog, który wdziera się smrodem w nos, dusi i odbiera chęć do życia. Niby Kraków pozbył się już kopciuchów, ale "obwarzanek" wokół miasta dymi i rozwiesza we mgle trujący koszmar... W przedszkolu pełna mobilizacja, dziewczyny mają w planach przedstawienia i warsztaty, z których filmy i fotorelacje będą wysyłać rodzicom. Placówki z powodu pandemii są zamknięte na osoby z zewnątrz, nie wpuszczamy też rodzi

Grudniowo.

Obraz
Grudzień zaczął mi się na l4. W ostatni listopadowy piątek wypisałam sobie urlop na poniedziałek, żeby spotkać się z ortopedą i wróciłam do domu z myślą, że czeka mnie trzydniowy weekend. Sobota minęła szybko, pojechaliśmy sobie do Jyska, bo choć nastrój mam całkowicie nieświąteczny, to zauroczyły mnie świąteczne ozdoby i postanowiłam, że MUSZĘ je mieć ;)  W niedzielę rano zaczęło mnie boleć gardło - ale nie jakoś strasznie, leki przeciwzapalne działały, tabletki łagodzące "drapanie" też, uznałam, że to nic takiego.  W poniedziałek rano, w drodze do i od lekarza trochę przemarzłam, ale żadna tragedia się nie zapowiadała... Doktorek przepisał mi rehabilitację i lekarstwa, dowiedziałam się, że mam zapalenie rozcięgna - wróć, dowiedziałam się, że mam rozcięgno w stopie i zapalenie tegoż ;) ogólnie da się to leczyć, uspokoił mnie trochę. Dopiero wieczorem wjechała gorączka, gardło zaczęło boleć jak wściekłe, było mi zimno... We wtorek obudziłam się z wysoką gorączką i kaszląc jak

Listopada ciąg dalszy, na szczęście już się kończy.

Obraz
Coraz ciemniej i coraz zimniej. Na piątek zapowiadają śnieg, co mi się wcale nie podoba. Ogólnie czuję się jak misiek, któremu nie daje się spać - nerwowa, zmęczona, gnuśna...brrr. Nie pomagają ani magnez, ani kawa, ani warzywa, którymi zastąpiłam czekoladę w imię mieszczenia się w spodnie... (całkiem prawdopodobne jest, w sumie, że senność to wynik braku czekolady, muszę się nad tym poważnie zastanowić ;)). Ale z sensem, kobieto,  z sensem. Pisałam, że mamy rybki? No, mamy. Akwarium nieduże, stadko żyjątek też. Trochę się martwiłam, czy damy radę utrzymać je przy życiu z naszym roztrzepaniem, ale o dziwo trzymają się dzielnie. Oczywiście, na początku z pełnym zachwytem wymienialiśmy wodę, szorowaliśmy szybki, kupowaliśmy smakołyki, dosadzaliśmy rośliny... Potem zwierzątka spowszedniały. Szczególnie, że każdą roślinę, którą próbowałam im wcisnąć w żwirek, traktowały jako sałatkę do obiadu... Szkoda, że glony już im tak nie smakują ;/ Zakupiłam kiedyś na "Alledrogo" pakiet sta

Ciemno, zimno i wkurzająco - czyli listopad.

Obraz
Jesień. Późna. Tak znienacka. Serio, obudziłam się dzisiaj z myślą, że już prawie koniec roku. Znowu jest ciemno, szaroburo, wstaję rano - noc, wychodzę z przedszkola - noc. Kto mi ukradł "złotą polską jesień"??? Sytuacja ogólnie jest mało ciekawa, ostatnio włóczę się po lekarzach. Zdążyły mnie już dopaść zatoki i jelitówka (takie uroki pracy z dzieciakami ;)) Poza tym nabawiłam się jakiegoś zapalenia w stopach, łazić nie mogę, bolą mnie też ścięgna w dłoniach.. (sks kuźwa ;)) Moja Pani doktor wyczerpała swój zakres pomocowy i odesłała mnie do specjalistów - już pod koniec listopada mam ortopedę (skierowanie z końca września ;)) a na początku września 2022  (;D) reumatologa. To mój pierwszy tour po gabinetach,  jestem raczej z tych, co czekają aż samo przejdzie, ale to cholerstwo przybłąkało się i odczepić nie ma zamiaru. Do kompletu Córka Jedyna na bilansie dostała skierowanie do alergologa i poradni rehabilitacyjnej - bo ma nieustający katar i wystające łopatki. Tak więc ju
Obraz
Po wakacjach zostały już tylko wspomnienia... Mocno się wkręciłam w obowiązki w pracy i w domu i nawet nie wiem już kiedy mi minął pierwszy tydzień września.  Wyjazd udał nam się połowicznie - nacieszyliśmy się sobą, oderwaliśmy się od obowiązków, odwiedziliśmy znajome miejsca - ale pogoda była kiepska. Z ośmiu dni, tylko trzy nadawały się do posiedzenia na plaży, a i ten trzeci nie był najcieplejszy - za to wietrzny... Wiatr towarzyszył nam zresztą podczas prawie całego pobytu - co na pewno cieszyło wind- i kitesurferów :) Pięknie mi pozowali w czasie zachodu słońca :) (nawet Mężon się  załapał do zdjęcia:) Nogi mamy wymoczone wszyscy. Codzienne kilometry spacerów, nieważne jaka była pogoda - bo szkoda było siedzieć w pokoju. Nocne powroty z karaoke w pięknych okolicznościach przyrody :)) Dla ciekawych - nie, nikt z nas nie śpiewa ;), ale mieliśmy ulubiony bar przy molo, w którym występowali odważni - niezależnie, czy mieli głos i słuch :) Były też super gwiazdy - przyszła raz jedna Z

Odliczam dni do urlopu.

Obraz
  Z tego, co słyszę wokół mnie, większość ludzi jest właśnie w trakcie urlopu, lub już po. Ja ciągle czekam. Przedszkole pracuje jeszcze do końca tygodnia. Budzik dzwoni rano coraz dłużej, bardzo kiepsko mi się wstaje, w pracy godziny dłużą się niemiłosiernie. Duchem już jestem nad morzem. Przeglądałam historię bloga i okazało się, że nie opowiadałam tutaj o wakacjach. Pierwszy naszej trójki urlop nad morzem, to był rok 2015 i właśnie Jastarnia, do której wracamy w tym roku. Pierwsze wakacje, których nie bałam się zaplanować od kiedy zabrakło Braciszka. Pojechałam pokazać morze mojej Córce...  Było... super :) Pojechaliśmy pociągiem, kuszetką. Po bilety na ten pociąg Meżon wybrał się po swojej drugiej zmianie w pracy, a ja mu wcześniej zajęłam kolejkę :)) Nie było łatwo, ludzi było mnóstwo, ale się udało. Mieliśmy cały przedział dla siebie. Trzy łóżka, jedno nad drugim. Córka Jedyna spała na najniższym, ja wyżej, Mężon pod sufitem. Oni wyspali się wspaniale, ja się budziłam na każdej s

O co tyle zamieszania? Czyli rozważania poremontowe.

Obraz
Córka Jedyna domagała się remontu już czas jakiś. Argumentem koronnym było oczywiście to, że "nie jest już dzieckiem", a pokój jest "dziecinny" i  w końcu ona "już jest przecież  nastolatką".  Początkowo zbywaliśmy z Mężonem te prośby, robiąc od czasu do czasu okazjonalne przemeblowanie, żeby było jakoś inaczej, ale bez szaleństw, bo wiedzieliśmy, że pomysły wciąż się zmieniają i koncepcja, jak to ma w końcu wyglądać, żeby było dobrze, wciąż ewoluuje.  Na szczęście, Młodej w końcu wykrystalizowały się oczekiwania. Na pewno nie chciała żółtych ścian :)), (a ja mam ją ciągle w pamięci przed pierwszym malowaniem, kiedy pytałam: Córcia, jaki chcesz kolor w pokoju? Żiółty - śłonećkowy!) Tym razem wygrał biały - więc ściany są białe - wszystkie, oprócz kawałka z magnetyczną tablicówką. Białe są też meble.  Zabudowę - przyznaję, wymyśliłam ja. Córka miała w głowie tylko "jakieś szafki", a ja mnogość dóbr wszelkich i mnóstwo książek, które zgromadziła pr

Już za chwileczkę, już za momencik...

Obraz
  Pan Remont powoli się zwija. Już nawet podsumowanie kosztów mi wysłał, więc widać światełko w tunelu. Cieszy mnie to ogromnie, bo mimo że jest bardzo sympatycznym człowiekiem, to wolałabym być już "u siebie" bez niego. ;) Jutro po pracy zaczynam wielkie sprzątanie. W czwartek razem z Rodzicami mamy w planach meblo-sklep na "I", któremu chętnie wyszarpałabym łóżko Córki, ale niestety nie zmieści się do wychuchanego autka Tatunia. Za to góra koszy, pudełek, organizery na biurko i do szuflad na pewno wejdą. I może jakieś ozdoby też :)) Byliśmy przed wyjazdem na obóz zamówić łóżko Córci - to "przy okazji" zakochała się w lustrach i obrazkach z końmi... Nieba bym jej uchyliła, więc spełnianie marzenia o pięknym pokoju, to sama przyjemność :) Wymarzona huśtawka i ściana magnetyczno - tablicowa :) Córka Jedyna doskonale się bawi na obozie. Jak pytam w smsie "jak tam"? Odpisuje "ok". Na więcej nie ma czasu. Dzwoniła kilka razy na początku obo

Remoncik

Obraz
  Dzieje się! Jeszcze w poniedziałek odwiozłam Córkę Jedyną na autokar, który pognał z nią na obóz, spakowałam resztę rzeczy do pudeł, worków i toreb, a we wtorek... w nasze życie wkroczył on - Pan Remont. Pan Remont jest nie do zdarcia, robota pali mu się w rękach. Trochę nas sobie podporządkował, ale już skrócił termin z "na piątek za tydzień" do "na środę za tydzień", za co chwała mu wielka. Żółty pokój Córki przestał być żółty, panele pojechały w siną dal służyć jeszcze komu innemu, lustrzane drzwi szafy leżakują w kuchni a on - cały na biało, macha wałkiem niczym Wołodyjowski szabelką. Dzisiaj już pokój ma być gotowy. I nawet mimo tego, że dołożyłam mu jeszcze farbę "tablicowo-magnetyczną" i malowanie szafy wewnątrz i hak do huśtawki i wyłącznik do światła, który będzie dodatkowo światło ściemniał i rozjaśniał... Wszystko wziął na klatę. DA SIĘ.  Jeszcze tylko kuchnia i łazienka i jesteśmy w domu :) Jestem zachwycona. Pan Stolarz, też już zameldował g

Bajzel

Obraz
Czerwiec wreszcie się skończył. Ciążył mi strasznie, przyznam się bez bicia.  Chaos totalny w pracy, bo szefowej jakiś czas nie będzie, ale jak już los wyczaił, że spoczęła na mnie jakakolwiek odpowiedzialność - od razu mi pokazał jak bardzo lubię nie być niczyim szefem ;)  Pochorowałam się na początku czerwca, a jak tylko wróciłam, szefowa  zaczęła emigrować w domowe pielesze. A nas nawiedził sanepid. Przeżyliśmy. Potem przez chwilę był spokój, by znowu przypierniczyć - przeleciała ulewa i zalało nam przedszkolną piwnicę. Brodząc po kostki w wodzie wynosiłyśmy wodę wiaderkami. Jak już myślałyśmy, że wychodzimy na prostą, woda nocą zaczęła płynąć po ścianach i zalała przedszkolne dokumenty. Prasowaliście kiedyś ryzę papieru? Ja już mogę sobie wpisać w CV "profesjonalne odzyskiwanie zamoczonych papierzysk". Żelazkiem. :))  Zepsuta klimatyzacja, do której serwisantów trzeba było błagać, żeby przyjechali, braki kadrowe, rekrutacja uzupełniająca, pisma sądowe, których poczta za C

Czerwcowo-akacjowo

Obraz
Wiosna w końcu przyszła, mocno spóźniona i rozkojarzona. Przy takim opóźnieniu chyba zupełnie nie wie w co ręce włożyć. Kasztany nie zakwitły na matury, za to teraz ich ogromne pąki prześcigają się w kwitnieniu z akacjami. Moja alergia też ma się kwitnąco :)) Gdzieś mi umknęły kwiecień z kolejną pandemiczną Wielkanocą i maj z urodzinami Córki jedynej... Na Wielkanoc miałam Rodziców u siebie. Stęskniłam się ogromnie i wielką radość przyniosła mi ich wizyta. Wreszcie mogłam się wykazać kulinarnie, niestety nie obyło się bez kuchennej katastrofy. Wyobrażacie sobie Wielkanoc bez sałatki jarzynowej? :D Nasza taka była, ale za to cudownie rodzinna i ciepła. W maju najważniejsze były oczywiście urodziny Córci. Wyrosła mi piękna nastolatka, jestem z niej niesamowicie dumna. Wspaniale się uczy, w tym roku znowu dostanie świadectwo z wyróżnieniem, z ocenami jeszcze lepszymi niż w zeszłym. Zaczęła brać lekcje jazdy konnej i przepadła w tym ostatecznie. Taniec niestety zszedł przez to na drugi pla

Przedwiośnie

Obraz
  Pogoda z lekka porąbana. No bo dajcie żyć, pod koniec lutego 17 stopni, bazie wyłażą, człowiekowi chce się robić cokolwiek... A potem cóż - śnieg, mróz i cholerawieco.  Niezbyt mi po drodze z tą pogodową jazdą bez trzymanki. Niby się trzymam, patrzę jak najdalej się da w kalendarzową przyszłość ale... Chyba mnie przesilenie dorwało. W weekend wyprawiałam imieniny. Jestem z tych "szczęśliwców", którym jedno święto kalendarzowe odpada, bo mają w tym samym dniu własne. Imieniny w Dzień Kobiet - kto to widział? Zamiast leżeć i pachnieć stałam w garach pichcąc obiad dla Teściowej. W tym roku przyszła sama... W zeszłym byli jeszcze we dwoje z Teściem... Zbuntowałam się za to dnia następnego i w ten imieninowo - babski dzień wzięłam sobie wolne w pracy. Obiad został jeszcze z dnia poprzedniego, więc mogłam bez problemu obejrzeć "Bones" do ostatniego odcinka. I odbierać telefony z życzeniami. I cieszyć się z bezsprzecznie opadniętej szczęki Mamuni, która dostała niespodzi

Wiosenna sklepowa zachciewajka...

Obraz
Naszło mnie wczoraj na zakupy. Takie, wiecie: "Coś bym sobie wreszcie kupiła ładnego może??" Obudziłam więc Córkę Jedyną w związku z tym "najściem", lokując w jej głowie informację, że ma przyjść po mnie do pracy, bo pójdziemy do sklepu (lokalnego centrum dobra wszelakiego ciuchowo-domowego).  Córka dotarła, poszłyśmy. Rany, ile rzeczy mi się tam podobało. I bluzka w motylki i spodnie i sukienka i osłonki na doniczki i ceramiczne kurki... Przebierałyśmy wśród półek długo i owocnie, bo koszyk ciążył mi coraz bardziej.  Dotarłyśmy w końcu do kasy. I cóż... Córka wyłożyła z koszyka: bieliznę dla siebie, bluzę dla siebie, dwie koszulki - też dla niej i pisaki. Moje było tylko ceramiczne, białe jajo dekoracyjno- wielkanocne ;) Moja zachciewajka przeszła na Córuchnę pozostawiając po sobie tylko "A właściwie po co mi to?", "I tak nie ma mojego rozmiaru" i "Może kiedy indziej"... Ale i tak jestem zadowolona z zakupów - Latorośl wygląda bowiem w

Ufff... doczekałam :)

Obraz
Luty się kończy, a z nim (mam nadzieję) rozpuszcza się zima. Śniegu już u nas niewiele, utrzymuje się tylko na hałdach, w które został poodgarniany z chodników.  Niestety spod śniegu wyjrzały wszelkie ohydztwa, którymi ludzie nie trafili do kosza, papierki, puszki, chusteczki i... maseczki, których jest zatrzęsienie... Nie rozumiem kompletnie tych wszystkich, których nie obchodzi przestrzeń, w jakiej żyją. Naprawdę to aż taki wysiłek - znaleźć kosz na śmieci? W przedszkolu dzisiaj dzień dinozaura, z każdej sali słychać głośne ryki małych dinusiów.  Dzieci przestały nosić kombinezony i grube spodnie, panie do pomocy nareszcie odetchnęły.  Pomału zaczynam przeglądać asortyment ogrodniczy, żeby jak co roku ukwiecić balkon. Wiem, że to jeszcze za wcześnie, wiem dobrze, ale z tym słoneczkiem, ciepełkiem - wrócił mi uśmiech i nadzieja na lepsze.  Rozpoczęłam nawet dietę. żeby z plaży w Jastarni (tak, stamtąd jest zdjęcie molo :))  Greenpeace nie wciągnął mnie do morza, niczym zagrożony gatun

Nadal luty.

Obraz
 Walentynki były w niedzielę, obchodzicie? My właściwie szerokim łukiem ;) Aczkolwiek tulipany były w Lidlu śliczne. I duży wybór męskich bokserek. I właściwie z romantyzmu to tyle, bo potem Teściowa przyszła na obiad - czyli niedziela zwykła. Z rozpędu w tęsknieniu do lata, zapisałam Córkę Jedyną na obóz malarski. Początkowo było jej z tym "wszystko jedno", teraz kiedy dotarło do niej, że wyjeżdża z ulubioną koleżanką - już się cieszy. Ja też się cieszę, może to jej choć trochę zrekompensuje te długie miesiące bez kontaktu z rówieśnikami "w realu". Druga połowa lutego to nie jest mój ulubiony czas. Śnieg, pandemia, zmęczenie szaroburością za oknem. Przysypiam przed monitorem, Przysypiam w domu. Nic mi się nie chce. I tęsknię. Bo jutro znowu Cię nie będzie. I po jutrze...  Ale mocno wierzę, że kiedyś przytulę Cię znowu i znowu będziemy się razem śmiać. Tęsknię.