Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2020

Marcowy garniec.

Obraz
Kiedy pisałam o tym, że czekamy na decyzję w sprawie zamknięcia przedszkoli, nawet nie myślałam o tym co dalej. Nie myślałam o tym jak długo to potrwa, nawet do głowy nie przyszedł mi scenariusz włoski, czy hiszpański. Myślałam, zamkną nas na te dziesięć dni w domu, a potem jakoś to będzie. Jakoś. Chyba tylko to się sprawdziło. Początkowo zrobiłyśmy to, co wszyscy - zakupy "na wszelki wypadek", plany na czytanie książek, układanie puzzli, bycie razem.  Jeszcze w czwartek i piątek przyszłyśmy do przedszkola, umyłyśmy wszystko jak leci, wysprzątałyśmy wszystkie kąty. I rozstałyśmy się, życząc sobie zdrowia. Moje koleżanki mają rodziny pracujące w szpitalu. Ja zresztą też. Martwię się o nich, martwię się o moich rodziców, którzy zostali sami na Dzikim Wschodzie i cholera wie, kiedy się znowu spotkamy.  Dziewczyny łączą się zdalnie z rodzicami naszych przedszkolaków, przesyłają im propozycje spędzenia czasu z dziećmi nagrywają filmiki, śpiewają piosenki.

Plagi i inne kumulacje.

Każdy ma swojego robala co go gryzie. Ja mam Migrenkę. Migrenka jest upierdliwa w stopniu znacznym, bo bez zażywania środków, które rozwalają mi żołądek i wątróbkę, wyłącza mnie zupełnie z życia na jakieś trzy - cztery dni. Więc zażywam. Na szczęście są miesiące, w których się nie pojawia, wtedy owe narządy spokój mają i się regenerują.   W tym miesiącu Migrenka nie odpuściła - chyba Dzień Kobiet franca chciała sobie zrobić moim kosztem, bo wtarabaniła się z hukiem w sobotę i trwa falami do dnia dzisiejszego. Żeby jednej plagi było mało, w niedzielę rano pojawiła się kolejna - Miesiączka. Co tam głowa, zarechotała i przywaliła mi kuksańca w brzuch. Na szczęście środki, które obezwładniają Migrenkę podziałały i na całą resztę... Wyszykowałam ciasto, ugotowałam nieskomplikowany obiad (pieczyste w piekarniczku i pieczarkowa) i ... doczekałam się trzeciej, spodziewanej już plagi ;)   wizyty - tym razem imieninowej - Teściów.  I wiecie co? Przetrwałam. Ciasto i obiad się udały, zap

Codziennik.

Obraz
Rano szykuję Córce Jedynej kanapki na śniadanie i śniadaniówkę do szkoły. Przy okazji zalewania wrzątkiem własnej owsianki do pracy. Słońce dzisiaj świeci, więc od razu bardziej się wszystkiego chce ;) Kiedy spojrzę wstecz, poranki wyglądały całkiem inaczej. Wszystko w biegu, bo do pracy daleko, bo Córkę Jedyną trzeba było ubrać, nakarmić i odstawić pod drzwi placówki... Niby to wszystko stało się przeszłością w miarę bezboleśnie, ale coś w środku ściska, kiedy przypominam sobie ciepłą łapkę w mojej ręce, długie autobusowe rozmowy pełne egzystencjalnych pytań - a po co mi to przedszkole? Wolałabym spać... Rozradowaną buźkę na mój widok, kiedy ją odbierałam...  Teraz - Córka Jedyna pozwala się rano obudzić, wyprzytulać i wycałować. Do pracy wychodzę sama, mam blisko, więc idę piechotą. Ona wychodzi jakąś godzinę po mnie. Jeszcze do niedawna nie dosięgała zamka w drzwiach... Tego górnego, który zamyka się łatwiej ;) Sama troszczy się o swój obiad, kupując bloczek na stołówkę, sa