Pozytywnie.
Tak trochę na przekór - bo pozytywny wynik uziemił mnie na dwa tygodnie w chałupie... Siedzę i czekam niecierpliwie aż mnie wypuszczą... W zeszły poniedziałek zadzwoniłam do przychodni, bo potrzebowałam sterydu na zatoki, które jak sądziłam znowu zaczęły dawać mi w kość. Standardową procedurą, na którą byłam przygotowana jest w takich przypadkach test Covid. Ale nie spodziewałam się, że w przychodni jest tak kiepsko z lekarzami, że każą mi, bez nawet teleporady, zapisać się na test on-line i zadzwonić kolejnego dnia z wynikiem. Zadzwoniłam - Pani w rejestracji jęknęła że mają chorych lekarzy i czy bardzo ze mną źle. No zgodnie z prawdą powiedziałam, że tragedii nie ma, tylko te zatoki... Na co Pani radośnie zapisała mnie na teleporadę - na dziś i zaproponowała, żebym sobie wzięła Ibuprom zatoki, a jakby mi się pogorszyło mam zadzwonić na nocną opiekę... Pogorszyć mi się nie pogorszyło, ale zadzwoniłam po ten lek na zatoki... Mężon na szczęście z ujemnym testem mógł swobodnie chodzić