I cóż...
Od wczoraj się postarzałam. Fakt ów czcząc bezalkoholowo, aczkolwiek w niezwykle miłym towarzystwie Mężona, Mamuni i Braciszka z Połówką no i Młodej oczywiście. Czcząc pysznym obiadkiem i tortem - jak na te mrozy przystało - lodowym. A potem poszłam spać i pierdyliard razy wstawałam do córki. I Mężon też. Ta noc nie należała do udanych. Pierwsza, urocza noc trzydziestojednoletnia... Zasypiam na stojąco i siedząco nie wspominając o leżąco. Zasypiam w łazience, przy porannej toalecie, w kuchni nad herbatą, w tramwaju, przy biurku, zaraz po porannej kawie. Jak niedźwiedź, świstak, borsuk, jeż, suseł... Jak żaba wkręcona w muł. Śpię... Dobijcie mnie...