Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2008

Post pochwalny ;)

Takie pisanie "do szuflady" jednak jest nudne. Od czasu jak Was tu mam zrobiło mi się... tak cieplutko i fajnie :) I wesoło. I ciekawie... Poznaję Was, wczytuję się w notki aż do samego spodu, czekam z niecierpliwością aż się pojawią nowe... Micha mi się cieszy jak widzę, że byłyście u mnie i zostawiłyście jakiś ślad... Dobrze mi :) I tak odważniej biorę się za przeglądanie kolejnych miejsc, wychylam nos z mojej dziupli... Bo warto... :) Dziękuję, że jesteście i że w jaki sposób wpuściłyście mnie do swojego życia. Dobrze wiedzieć, że jest ktoś kto zrozumie... I mimo, że czuję się coraz bardziej uzależniona od klawiatury ;D jest OK. Duża Buźka!

Ciesz się, że nie szczekasz...

Obraz
... taaaaka impreza była :D Najpierw cały dzień w kuchni - sałatki, kanapeczki na krakersach, muffinki, koperty z ciasta francuskiego z farszem... No dałyśmy radę jakoś z Połówką Braciszka - przy okazji była szansa na lepsze poznanie się ;) A potem..... :D oj działo się, dobrze, że sąsiedzi wytrzymali i nie zapukała do naszych drzwi nad ranem brygada RR w niebieskich mundurkach ;) Co się uśmiałam to moje :) Taka w sumie dość kameralna imprezka, bo tylko osiem osób, ale za to JAKICH :D Wciąż jeszcze mam dobry humor i niech mi już tak zostanie na długo :) Wprawdzie "dzień po" było trochę strasznie.. Ale teraz jest już dobrze. :) Miłego dnia!

Wtorkowe rozleniwienie...

Od wczoraj nic mi się nie chce. A właściwie od niedzieli. Rozleniwiłam się, dobrze mi się mieszka, zredukowałam stres do minimum... Wena jakaś kapryśna, chyba wakacji dłuższych się jej zachciało. "Cześć, pa" i mogę jej szukać po polach i lasach :/ W sumie, to chętnie bym poszukała, ale urlop wcale nie chce do mnie zawitać w tym samym czasie co do Weny. W sobotę mieliśmy gości. Obydwoje teściowie wybrali się do nas z wizytą. Jakiegoś stresa od tego złapałam (nie wiem czemu, mieszkaliśmy z nimi przecież z Mężonem ponad dwa lata) i podeszłam do sprawy poważnie. Usmażyłam i upiekłam mięsko, do tego ziemniaczki, sałata lodowa, wino... Nawet lody kupiłam na deser ;) (jako że jeszcze nie mam miksera miałam do wyboru sałatkę owocową albo lody - wybrałam mniej pracochłonne ;) ) Obiad smakował, atmosfera była bardziej niż miła... Aż się zdziwiłam... Wszystko wraca do normalności :) Zawsze byłam zdania, że mieszkanie z rodzicami to bardzo głupi pomysł... Cóż, nie było innego wyjś

hhhhomantism...

hmmmmm... Zastanawiam się jak zacząć... Romantyzm to jest takie coś, co w moim związku objawia się dość spontanicznie i niespodziewanie. No i wręcz rzadko. Owszem, na początku znajomości z Mężonem dało się go odczuć nawet całkiem wyraźnie - spacerki za rączkę, kwiatuszki, czekoladki itepede. Aż za słodko momentami, ale jako osoba zakochana, z klapkami na oczach wielkości japonek nr 46 tylko się z tego cieszyłam. Czas sobie mijał, romantyzm objawiał się coraz rzadziej, aczkolwiek częstotliwość bardzo wzrosła po ustaleniu przez nas daty ślubu, a potem w okresie poślubnego pomieszkiwania w wynajętym mieszkanku. Następnie znów zdechł. Podnosił głowę w ramach Okazji - czyli urodzin/imienin/walentynek. Z okazji rocznicy ślubu zerwał się nawet do pozycji półsiedzącej... I znów padał. Czuję, ze nie tylko o sobie piszę i zastanawiacie się na pewno "do czego ja w ogóle zmierzam??" :D Otóż. Ostatnio romantyzm Mężona osiągnął pewną granicę dolną, o którą go nie podejrzewałam. Ta

Dzień 193.

Motywacja mi wzięła i zdechła. I wena też. No i co Pan zrobisz jak nic Pan nie zrobisz? :/ Idę się trochę poweekendzić Może zdybię jakieś nowe. TO PA.

Rzecz o tramwajach.

Wiecie, ja ogólnie jestem pozytywnie nastawiona do świata... I właściwie jakoś ciężko jest mnie wyprowadzić z równowagi, szczególnie kiedy dobrze mi się dzieje... Bo ogólnie dobrze mi się dzieje. Wreszcie wyprowadziłam się od teściowej, co mogłoby mi wyrównać wszelkie niepowodzenia na ... powiedzmy 3 miesiące ;) . Mieszkanie już prawie doszorowałam, więc milutko się egzystuje. Z Braciszkiem i Drugą Połówką dogaduję się na bardzo przyzwoitym poziomie (a przynajmniej z mojej strony tak to wygląda). Szeryf dokucza w stopniu znośnym... No jest dobrze proszę Państwa... Ale jest jedna rzecz, która doprowadza mnie do szału konkretnego i gorączki nie tylko białej ale nawet czerwonej. Tramwaj... No cholera mnie bierze jak pomyślę o MPK i ich cudownym pomyśle redukcji częstotliwości jeżdżenia jedynego dostępnego mi w bezpośredniej odległości "środka komunikacji miejskiej"... Dojeżdżam do pracy na ósmą - 7:20 jestem na przystanku. 7:22 przybywa "środek komunikacji".

Dzień ... poniedziałkowych tęsknot za weekendem

Wszystko co miało zostać spakowane, zniesione, zwiezione, wniesione i rozpakowane, zostało spakowane, zniesione, zwiezione, wniesione i rozpakowane :) Oficjalnie mogę stwierdzić, że w końcu się przeprowadziłam. :) Jeszcze tylko rzecz niezbędna do życia (- czyli internet) zostanie dzisiaj podpięta, praleczka się przywiezie i wniesie sama (dzięki Bogu, bo już dostaję fioła, kiedy słyszę słowo "wnosić" ;) i będzie można całkiem normalnie egzystować. Nawet nie sądziłam, że przeprowadzka może być tak energochłonna... Poprzednim razem trafiliśmy do Pani, która wpuściła nas do mieszkanka wysprzątanego "na błysk", w którym wszystko działało i nie miało prawa się zepsuć, a jeśli nawet - zawsze zajmowała się tym sama. Tym razem... Mieszkanko jest naprawdę ładne, ale chyba miało wielkiego pecha do lokatorów... Nikt mu dotąd nie umył okien, nie wymienił uszczelek w łazience. Nikomu nie chciało się wyszorować piekarnika, choć niewątpliwie miała w nim miejsce całkiem p

Dzień - zmęczony

No i doprowadziłam do tego, czego chciałam. Dziś obudziłam się w nowym mieszkaniu i pierwszą moją myślą było "uważaj o co prosisz, bo możesz to dostać"... Ale mimo koszmarnego zmęczenia, mimo tego, że okazało się, że jest parę rzeczy do naprawienia, mnóstwo sprzątania, problem z szafą, której nie daje się przenieść i z wersalką, na której nie bardzo daje się spać... Jestem szczęśliwa :) Darmowy fitness (albo raczej trening strongwomen ;) ) w postaci przenoszenia rzeczy dał mi się we znaki i dzisiaj mam drewniane łydki... Uroki mieszkania na III piętrze bez windy ;) Ale cudnie mamy - widok na łąkę... Mieszkanie chociaż troszkę zapuszczone jest nowiutkie... Tylko posprzątać i się urządzić jakoś i będzie ok. Zawiesić śliczne białe firanki... Postawić kilka zielonych roślinek... Uff ale póki co w sobotę i niedzielę kolejny transport rzeczy... Przeprowadzka trwa...