Posty

Wyświetlanie postów z 2009

i... po świętach.

Szybki post, bo mało czasu - Młoda po ukończeniu siódmego miesiąca postanowiła nam pokazać, jak byliśmy głupi nie doceniając, że mamy bezproblemowe dziecko. Chodzimy obydwoje jak zombie, dosypiając po kątach, a ona swoim eeeeee! doprowadza nas do obłędu. Może zęby? Może brzuszek? Modlę się, żeby szybko nadszedł dzień, w którym na pytanie "no o co Ci chodzi??" moja córka odpowiedziała coś, co zrozumiem, a nie yyyyyy!! ;) (choć wiem, że nieprędko on nadejdzie....) W święta... Teściowie zaczęli mówić ludzkim głosem. Póki co, nie chcę o tym pisać, żeby nie zapeszyć, żeby się nie rozmyślili i jeszcze parę innych "żeby". Zobaczymy co z tego wyjdzie, bo gra jest naprawdę warta świeczki. OK, po 15 minutach snu moja córka znowu obudziła się z płaczem... Osiwieję... PA

Z głową powyżej krawędzi...

doła. I już schodki do wyjścia prawie gotowe... Wiecie co? Fajnie, że jesteście, dzięki za te wszystkie dobre komentarze, za bardzo ciepłe maile... Zawsze traktowałam to z przymrużeniem oka - bo szybko potrafiłam sobie poradzić sama ze sobą. Tym razem było inaczej. Tym razem zasypało mnie totalnie, wciągnęło w niemoc, w tumiwisizm i tylko tych parę słów czasem trochę mną potrząsało. I Jula, dla niej potrafiłam na tych parę godzin stanąć na głowie, byle tylko się śmiała. A potem przekłuty balonik znów lądował w "praktycznej baryłeczce do przechowywania różnych różności" Kłapouchego...  Potrzebowałam porządnego kopa w nieobyczajną część ciała. Ale zwisało mi co mają inni, że też kłopoty, że też zmęczenie i tak dalej... Kop przyszedł ze strony, której się nie spodziewałam. Przyszedł od Szeryfa. Nieee, nie moi drodzy, nie podwyżka, nie świąteczna premia - to nie ten typ. To oczywiście - nowe obowiązki. I to jakie! Oprócz tego co zwykle robię - czyli ogólnie - administracja, kadry

Grudniowa załamka

Miałam nie pisać, ale nerwy mi puszczają, jak się nie wygadam, usiądę w kącie i będę ryczeć. Z mieszkania chyba nic nie będzie. Mężon ma idiotyczny system płac w pracy - jego wynagrodzenie zależy od "przerobu". Ostatnio nie z winy pracowników, ale z braku zamówień, ten "przerób" był niewielki, co zaskutkowało pensją mniejszą od mojej. A podobno w tym miesiącu jest jeszcze gorzej... Co za tym idzie - masakrycznie spadła nasza zdolność kredytowa. Z średniej na żadną - z pięterka - na pysk, na beton, miazga. Pieprzyć kasę, jakoś sobie poradzimy, przetrzymamy ten okres, chłodno, głodno ale damy radę... Ale czy ja dam radę opanować swoje zmęczenie? Jula wciąż budzi się w nocy - ma prawo, jest jeszcze taka malutka... Ale ja już nie wyrabiam. Bolą mnie mięśnie, kręgosłup... Rany nawet włosy na głowie mnie bolą... Nie mówiąc już o samej głowie, z przemęczenia nie wiem czy ją wzięłam do pracy.... a nie, jest, jeszcze się trzyma...  Codziennie rano sobie powtarzam, że to tylk

Ach... co to był za...

Urlop. I się skończył. I nie wiem dlaczego, ale jestem po nim zjechana jak koń po westernie. W dodatku koń odtwórcy głównej roli ;)  Mama wróciła. Wprawdzie lekarz powiedział jej, że Julę może nosić - "na własną odpowiedzialność", że kręgosłup ma do wymiany i że prędzej czy później czeka ją operacja... Ale póki co, przepisał ćwiczenia i jakieś medykamenty... Dziś już kobietki zostały w domu same - jak zwykle zauroczone sobą... Urlop minął pod znakiem zabawy. Bo moja Córcia śpi już w dzień tylko 2 razy, cały pozostały czas poświęcając na naukę nowych rzeczy, radosne gulgotanie do zabawek i tego, kto się akurat nawinie pod rękę... poza tym - siadanie, pokrzykiwanie, jedzonko...  Byłyśmy na szczepieniu w zeszły wtorek - pomiary wyszły wspaniale - 7,5 kg wagi, 68 cm wzrostu... Oczywiście Jula podniosła wrzask na całą przychodnię... A Pani doktor o dziwo przemówiła ludzkim głosem - że Jula się pięknie rozwija, że tak już pewnie siedzi, że dobrze, że jej wprowadzam nowe pokarmy...

Telegraficznie

Przepraszam, że mnie nie ma STOP Ale u nas wszystko Ok STOP Jula jest bardzo szczęśliwa, że ma Mamę w domu ;) STOP Mama wraca w niedzielę STOP Do zobaczenia w poniedziałek - będzie więcej STOP

Barometr

Moja córka zna mnie na wylot... Kiedy jestem spokojna - ona też ma dobry nastrój - guganiem zaprasza do zabawy, reaguje śmiechem na każdą głupią minę, czy zamachanie zabawką. Ale kiedy jestem zdenerwowana... A za godzinę Mama dowie się dlaczego tak koszmarnie boli ją kręgosłup i... Siedzę jak na szpilkach. Moje dziecko to wszystko czuje, choć staram się być taka jak zwykle... Jest mega marudna, rozdrażniona i nieznośna. Każdy najmniejszy ruch nie po jej myśli wywołuje płacz. Właśnie usnęła, a ja zorientowałam się, że mam ręce do kolan :/ Jutro musimy iść na szczepienie - przychodnio ratuj się zatyczkami do uszu, bo nadchodzimy!!

Bo...

Obraz
Dziś kończysz pół roczku Córeńko... I jesteś całym moim światem... Najdroższym skarbem jaki kiedykolwiek trzymałam w ramionach. Prawdziwym cudem, który było mi dane przeżyć... Kocham bardziej niż potrafiłabym to sobie wyobrazić. I mimo wszystkich problemów, które w tej chwili nas dopadły - jestem szczęśliwa - Bo JESTEŚ!!

Żyjemy :)

Weekend był fajny. Nawet bardzo. Spacerki z Julą, seanse filmowe, totalne, błogie lenistwo... Fajnie było, nawet mimo awantury jaką sobie z Mężonkiem zafundowaliśmy z okazji "nobocobędziegdyby". Zamglona przyszłość i brak rozwiązania "na gorsze czasy" trochę nam napędzają strachu. I zamiast szukać konstruktywnego wyjścia z sytuacji, rzucamy się na siebie z kłami, pazurami, i inymi podręcznymi akcesoriami, prowokujemy "ciche godziny" (dłużej żadne z nas by nie wytrzymało), a potem przepraszamy... Bo właściwie opieramy się w tej chwili na tym, że obydwoje mamy pracę. A kondycja firmy, w której pracuję nie jest już wcale taka mocna. Opieramy się na tym, że ja pracuję, a moja Mama zajmuje się Julą. A kondycja Mamy - jest właściwie żadna. I gdyby... Gdybym musiała pójść na wychowawczy... gdybym musiała szukać nowej pracy... Nie utrzymamy się z jednej pensji nawet drastycznie tnąc wydatki... Alternatywa - powrót do... Nie, nawet nie chcę o tym myśleć. I stąd

Pięć minut

Bo Jula śpi. A Mężon pojechał na cmentarz. A Mamunia u Braciszka. Dwa tygodnie w pracy i umieram na katar. Jak prawdziwy facet ;) Jula je coraz piękniej. Kaszka nie kaszka, butla nie butla, zupka/ziemniaczki/deserki ze słoiczka... Wszystko pięknie znika gdy pojawi się w zasięgu wzroku ;) O ile oczywiście jest głodna... Słychać tylko mmmmmm :D Ale i tak około 16 poluje na Cyca :D No i nocą sobie chyba trochę odbija moją nieobecność. Budzi się często i sprawdza, czy jestem... Zdziwiłabym się, gdyby ją kompletnie nie obeszło to moje znikanie... Mamunia obolała kręgosłupowo ma umówioną wizytę u specjalisty. 30 listopada... Ja biorę urlop na cały tydzień a ona jedzie... I na 11-12-13 też biorę urlop. Należy wykorzystać ;) Mieszkanie - ani widu ani słychu - chodzę oglądam... I nic. Nie ma w nich "tego czegoś" = jakiejś pewności - że właśnie tu chciałabym mieszkać... Póki co, szukamy dalej. W pracy ciężko. Szeryf ciągle chodzi podminowany... Ale dam radę. Zaglądam do Wa

A wzięłam i wróciłam do pracy...

A Jula z Babcią. I nie chce jeść. A mnie cy.... wykańczają. A mój Szeryf zawalił mnie robotą. I zwolnił mojego kolegę. A robotę kolegi przekazał mnie. Nie zwiększając przy tym pensji, bo kryzys. A mama narzeka na kręgosłup. A ja mam z tego powodu wyrzuty sumienia bo widzę, że jest bardzo niedobrze... I czasu nie mam na razie wcale. Ani ciut ciut. Ale was wszystkich pozdrawiam. Ciepło. Bo zimno. No.

Kwiatowa

Rok temu skórzana... A my dalej razem. I nawet się rozmnożyliśmy od tego czasu... :D Może czasem się nie rozumiemy. Może czasem skaczemy sobie do oczu, uszu i innych części ciała, ale potrafimy potem się dogadać. Ba! Przeprosić nawet! Wciąż jeszcze umiemy siebie czymś zaskoczyć. Wciąż jeszcze potrafimy się razem śmiać. Wciąż jeszcze patrzymy na siebie z pożądaniem. Wciąż jeszcze tak dużo dla siebie znaczymy. Kocham Cię Mężolu :D Byle do drewnianej :D

Tiaaa ;)

Obraz
JA niestety TEŻ....

Rów Mariański i inne doły...

Obraz
Źle się dzieje... Sto milionów kłopotów z mieszkaniem, napięta atmosfera w kontaktach z Rodzicami... (Mama podniosła larum, bo powiedziałam jej, że szukamy mieszkania pod Krakowem, bo nie stać nas na mieszkanie w Kraku o rozsądnym metrażu...) Już nawet było trochę lepiej - Mężon przez przypadek wlazł na bloga, poczytał, a potem bardzo dokładnie przypomniał mi co to jest seks (żebym mu obciachu przy ludziach nie robiła ;)). W sobotę dużo rozmawialiśmy, wzięliśmy Młodą na długaśny spacer i na zakupy... Sielanka. Nawet zdążyliśmy opić gorzki fakt, że będziemy musieli się wyprowadzić z Krakowa (ja oczywiście bezalkoholovo) A w niedzielę zapaliło się światełko - Teściowie zaprosili nas na obiad i zaproponowali swoją pomoc przy kredycie. W ogóle miła atmosfera. Oni mówiący ludzkimi głosami, zachwyceni Julą... Prawie udało mi się uwierzyć, że będzie dobrze. A dziś kiepska rozmowa z Mamunią, wierzę jednak, że wszystko da się jakoś poukładać, w końcu mamy przez rok razem mieszkać ;)

Młoda Matka - Produkt Kobietopodobny

Obraz
Tak się czuję. O. Dni wciąż takie same: Pobudka kolo 6:00, karmienie przewijanie zabawa, w międzyczasie drzemki Młodej i moje szukanie mieszkania, sprzątanie mieszkania, robienie obiadu. Rozrywka? Chyba tylko jakiś spacer... Kosmetyki zalegają w kosmetyczce, bo właściwie nie ma czasu ich używać - no i tak naprawdę - po co? Prym wiodą ciuchy "podomowe", na spacer wciskam się w coś sportowego i wygodnego... Mężon przeważnie wraca koło 18:00. Kąpiemy Młodą o 19:30, o 20:00 Księżniczka śpi. A my jesteśmy tak wypompowani, że Mężon zasypia przed komputerem a ja przed telewizorem... Seks??? A co to jest??? NIE CHCE MI SIĘ. Możemy wziąć kredyt. Ale w tej kwocie są tylko mieszkania do remontu - a za co do jasnej cholery zrobić ten remont?? Mega deprecha jesienna. Pisać też mi się nie chce. A Młoda ma już 4 miesiące i... ku rozpaczy Matki pluje kaszką na wszystkie strony ... (to a'propos tej Damy Olu ;)

Rok.....

Dziewczyny... właśnie sobie uświadomiłam że minął ROK od dwóch kresek na teście :)) Cudowny rok... A dwie kreski zmieniły się w dwie ruchliwe rączki, w dwie tłuściutkie nóżki, w dwa cudne różowe uszka i niebiesiutkie (póki co ;) ) oczęta... Rok najpiękniejszy w całym moim życiu... Córeczko, jesteś najwspanialszym prezentem jaki mogłam kiedykolwiek otrzymać od losu... Kocham Cię całą sobą... Jesteś moją radością, szczęściem i nadzieją... Nie wiedziałam, że można kochać aż tak...

Manewry

:) Dziękuję za trzymanie kciuków. Przydają się. Postanowiłam nauczyć Myszkę jeść również coś innego, nie tylko moje mleko, bo wracam chyba do pracy... Ale nadal daję jej pierś - póki mam pokarm, niech dziecię korzysta - wszędzie trąbią, że to takie ważne... W piątek Malutka zjadła prawie całą butlę, poprawiła piersią i była zadowolona. W sobotę na smoczek w butli zareagowała histerycznym płaczem i mleczko poszło do zlewu, zastąpione cycem. Wczoraj znowu Bebilon smakował, a zatankowana "do pełna" Młoda bardzo dzielnie zniosła zakupy w Galerii... Zobaczymy jak będzie dzisiaj - zamierzam Młodą "zatankować" przed wyjściem do restauracji, w której zamówiłam przyjęcie z okazji chrzcin. (muszę pogadać z managerką) I zostanie z nią Tatuś ;) A w czwartek idziemy z Mężonem na mszę do Katedry, żeby jeszcze pogadać z księdzem przed chrztem, a Młoda zostanie z Babcią - moją Teściową... Ciekawe, jak im pójdzie, coś mi się zdaje że będę wracać do domu wielkim biegiem :D Chrzc

Mam już 3 miesiące!!!!

Obraz
Nie mogę uwierzyć, że to już tak długo... Kocham każdą jej fałdkę, rzęskę, paznokietek... Uwielbiam każdą minkę i uśmieszek... Nie było życia póki JEJ nie było. Kocham Cię Córeczko :) Z najnowszych pomiarów - Julcia waży 5,795, kg co już jest baardzo wyczuwalne i mierzy 61 cm - co również widać :D Rozrabia nadal, dzisiaj 2 dawka szczepionki i pierwsza próba karmienia butlą - trzymać tam kciuki za mnie :D

ueee...

Julka właśnie postanowiła sprawdzić moją wytrzymałość. I cierpliwość. I wszystkie inne przymioty dobrej mamusi które są już u mnie na wykończeniu... I to tak z dnia na dzień. W sobotę była słodkim aniołkiem, w niedzielę wyszły jej rogi i wyrósł ogon diabełka... Próbowaliśmy z Mężonem chyba wszystkiego. Śpi jak zając - 15 minut, pół godzinki... Potem jakieś 15 minut uśmiechów i dobrego humoru. Później zaczyna się masakra... Na każdą próbę zabawienia Jula reaguje jojczeniem - nie jest to płacz, tylko wkurzające "yyyyy....." z buzią w podkówkę... Je tyle co zwykle, zachowujemy rytm dnia, usypiamy ją jak zwykle... Nie wiem ,co jest nie tak... Może pogoda? Od niedzieli ochłodziło się i przelotnie pada... Może mam w domu meteopatkę?? A już się cieszyłam, bo ostatnio zrobiła się bardzo radosna i kontaktowa, zaczęła wysoko podnosić główkę, podciągać się do siadania, bawiło ją to - kiedy się jej udało za każdym razem buzia śmiała się od ucha do ucha... Teraz też bawi - owszem, a

Kolejny dzień

Królewna skończyła wczoraj dwa miesiące :) W szybkim tempie rośnie, jest coraz bardziej kontaktowa. Daje też trochę w kość, ale da się wytrzymać ;) Za jej jeden uśmiech dałabym się pokroić ;) W poniedziałek miałam super wizytę małego kawalera, który podrywał Julkę -było super, prawda Ssaczu? :))) No a potem niestety nalot teściów - twierdzili, ze przyjechali na imieniny do małej... Nie wiem które dziecko obchodzi imieniny w wieku 2 miesięcy. Przyjechali koło 19 - Maleńka była tak umęczona że płakała przez całą wizytę :/ W końcu się domyślili i pojechali do domu. W niedzielę wyjeżdżam na 2 tygodnie. Mama już czeka, ja pomalutku myślę jakby tu nas spakować ;)) Mam jakąś dziwną pewność, że torba Maleńkiej będzie dużo większa niż moja :)) Napiszę po powrocie - albo może w trakcie jak starczy czasu a tymczasem - Buziaki dla wszystkich :)

Rozprawa z przeszłością

Minęło już prawie dwa miesiące, ale ja wciąż mam przed oczami obrazek siebie gryzącej z bólu szpitalną poduszkę... Poród - większość z was ma to już za sobą i pewnie powiecie mi jak lekarka mojej Młodej - to się zapomina... Ale ja chyba nie zapomnę... Zaczęło się w środku nocy. Tak jak chciałam, Mężon był w domu, nie byłam sama. Zareagowałam spokojnie i z niejaką ulgą - no, nareszcie... Odczekałam do trzeciej, żeby nie siać paniki, ale skurcze nie minęły. Obudziłam Mężona najdelikatniej jak umiałam - Kochanie, to chyba już, tylko spokojnie... Ale i tak zerwał się jak oparzony. Poszłam pod prysznic, on zaczął się ubierać, a ja poczułam jak zaczęły odchodzić wody. Tak jak mówiła Mama - wiedziałam, że to już, mimo że cały czas się bałam, że pojadę do szpitala a stamtąd wyślą mnie z powrotem do domu... ;) Ubrałam się i zadzwoniłam po taksówkę. Mężon dopakował do torby rożek, moją kosmetyczkę i kanapki, które naszykował sobie do pracy. Do taksówki zeszliśmy po schodach - winda niby

Słodko sobie śpię...

Obraz

Nowy kumpel mojej córki ;)

Pozdrawiamy wszystkie internetowe cioteczki :) Straaaasznie jesteśmy teraz sobą zajęte i nie mamy czasu na bloga ;) Ale wrócę!! Buziaki!!

Podsumowanko

Julia: w niedzielę skończy miesiąc. Zaliczyła już: pierwszy spacerek, pierwszą wizytę w przychodni, pierwszy koncert na całe gardziołko przy pielęgniarkach i pani doktor... Po trzech tygodniach wreszcie raczyła jej odpaść pępowina pozostawiając zamazany pępuszek... Potrafi: unieść na chwilę główkę wpatrywać się bardzo długo w moją twarz, rozbroić mnie jednym uśmiechem, krzyczeć tak głośno, że na pewno ją słychać na parterze... ;) Lubi: dużo jeść mało spać żeby ją nosić na rękach dużo jeść ;) Nie lubi: rozbierania kąpieli ubierania braku mamy w zasięgu rączek spania we własnym łóżeczku Ja. Jestem: zmęczona rozkojarzona pełna sprzeczności podporządkowana córce... ;) z pozytywów - wskoczyłam już w swoje dżinsy sprzed ciąży :)) Moja Mama zdążyła być i pojechać a tym samym straciłam kogoś, kto dbał żebym się nie rozklejała razem z Julią... I znów wróciły wahania nastrojów... Od radości po czarną rozpacz... Słabo mi się robi jak pomyślę, że nadchodzi wieczór

Moje szczęście :)

Obraz
Korzystając z okazji, że mała śpi, a Mężon poleciał załatwiać sprawy urzędowe śpieszę wam podziękować za komentarze :) Dziękuję dziewczynki :) W dodatku okazało się, że jest was tu więcej niż myślałam :)) Wszystkim "ujawnionym" dziękuję że wyszły z cienia ;) Juleczka ma już 5 dni... Oczywiście wpadliśmy z Mężem w totalne ogłupienie jej osobą i dobrowolnie poddaliśmy się dyktaturze małej księżniczki. Szczególnie, że jak do tej pory jest dla nas łaskawa, dużo śpi, ładnie je, daje się myć (byle szybko) i przewijać (byle jeszcze szybciej) ;) W niedzielę przyjedzie moja Mamunia, żeby zobaczyć wnuczkę i trochę nas wspomóc. Echhh... Mimo, że sam poród to było coś, o czym chcę jak najszybciej zapomnieć, to warto było to przeżyć, żeby poczuć to cieplutkie ciałko w ramionach :) Jak trochę dojdę do siebie, to napiszę więcej. Dzięki wielkie jeszcze raz :) Duża buźka!! PS bo bym zapomniała - ważna informacja - od wczoraj jeździ winda!! :D

Juleczka ;)

Dziękuję za wszystkie życzenia i komentarze kochane dziewczyny... :) Limonko, niestety sms wysłany do Ciebie wrócił (????) Jako że ledwo łażę (o siedzeniu już nie wspominając) dzięki pewnemu Szewczykowi Dratewce, który znęcał się nade mną półtorej godziny po porodzie... dziś tylko foteczka.. Mówiąca sama za siebie ;) A, i jeszcze - szczęście waży 3,365 i ma 56 cm długości :)

Przeterminowane dziecięcie

Donoszę, że niestety nic się nie zmieniło i ciągle noszę Julkę po tamtej stronie brzucha. Dzisiaj byłam na KTG w szpitalu. Leżałam na wściekle twardej leżance i słuchałam miarowego rytmu serca mojego dziecka, które ma w nosie wychodzenie na ten świat. Oczekiwania zatem ciąg dalszy. Idę pojeść truskawek - jadłyście już? mmmmmm :))

W oczekiwaniu na...

Obraz
Pan doktor wczoraj oznajmił, że od ostatniego razu nic się nie zmieniło, więc czekam dalej. Termin w końcu mam dopiero na 25 maja, więc mogłabym już przestać panikować ;) Zamiast więc jojczeć, że Julka spokojnie sobie czeka na "swój dzień" wrzucę wam parę fotek :) Na Juleczkę czeka łóżeczko... Pozytywka... i Owieczka :) I komoda pełna skarbów... I spacery w wózeczku... A żeby nikt nie wątpił, że mamy gdzie spacerować... Oto widoczki z naszego balkonu :)

Wciąż w dwupaku.

Mieszkanie posprzątane, łóżeczko przygotowane, torby spakowane... Ale wciąż nie dzieje się nic wskazującego :/ Chyba jednak się spotkam z tym moim doktorkiem na wizycie w przychodni, a nie w szpitalu... OK Idę oczekiwać dalej. Dobrze że mam 2 sezon House'a :)

Wieści

Wczoraj się udało. Dotarłam do przychodni, lekarz przyjmował... Najpierw więc, zaliczyłam obowiązkowe widzenie u położnej, która po zważeniu mnie (i znów kilo do przodu), zmierzeniu ciśnienia (na szczęście w normie), widząc, że kończy mi się miejsce w karcie ciąży, poklepała mnie lekko po brzuchu i powiedziała mrużąc do mnie oko "No, Młoda, wychodź, bo Mama już chodzi jak słonica". Roześmiałam się i poprawiłam ją - jak Słonica w ciąży, Pani Małgosiu... ;) Potem chwila w kolejce i wizyta. Ogólnie mówiąc - chyba się wreszcie coś ruszyło. Młoda elegancko ćwiczy stanie na głowie, a moja szyjka zaczyna mi machać na pożegnanie ;) Na usg wszystko ok. Doktorek stwierdził, jeżdżąc nażelowaną głowicą ultrasonografu po moim prywatnym Mount Evereście, że mimo że brzuch robi wrażenie, samo dzieciątko za duże nie będzie. Na razie jest opcja 3,350 :) Wczoraj też w końcu, gdy zapytałam o następną wizytę, Doktorek stwierdził, że na tym etapie, to on prorokować nie będzie, bo możemy się j

Melduję...

Oddelegowałam się wczoraj do doktorka... Miałam nadzieję na jakieś nowe wieści, czy Młoda robi już sobie podkop do wyjścia, ale niestety Położna mnie poinformowała, że doktorka nie ma, bo mu się rozchorowała żona i nie będzie go cały dzień. No więc pogadałam sobie trochę z Panią Małgosią (położna) że to już "niedługo" i że mam "fajny brzuch" - "taaakiiii wieeelkiii" :D I taka "piłeczka" :D Ogólnie pocieszyła mnie, że ładnie noszę tą ciążę, bo wszystko mi się skumulowało w brzuchu - to będzie mi łatwiej zgubić nabyte kilogramy. Mówiła to na swoim przykładzie, a że jest chuda jak szczapa, postanowiłam trzymać się tej myśli :D Po powrocie do domu postanowiłam, że zadzwonię do developera, dowiem się co z tą windą, no bo poród tuż tuż niby... Odebrała jak zwykle bardzo miła Pani... I dowiedziałam się, że winda już jest gotowa od jakichś dwóch tygodni... Tylko wykonawca windy nie dosłał jeszcze papierów z odbioru i developer nie może przeprowadzić sw

Złudne nadzieje...

Moja córka jakimś swoim siódmym zmysłem chyba wyczuwa, że świat, na który próbuję ją powołać jest niekoniecznie taki całkiem różowy i śliczny... Byłam dziś u lekarza, który pozbawił mnie wszelkich nadziei na wcześniejsze "rozpakowanie"... Gdyby to było jakieś wyjaśnienie, uznałabym, że on po prostu lubi, jak się u niego pojawiam z wiecznym wyszczerzem i słowami "dzień dobry Panie doktorze, przyturlałam się..." Ale on potwierdził swoją diagnozę badaniem i już niewiele miałam do powiedzenia. Prawdę mówiąc miałam niejakie obiekcje co do wyboru Doktorka na prowadzącego moją ciążę. Kiedy chodziłam do niego na zwyczajne wizyty, był zazwyczaj mrukliwy i niezbyt delikatny, wszystko zmieniło się odkąd przyszłam z komunikatem, że jestem w ciąży. Teraz to "dusza człowiek" - okazało się, że posiada nawet rzecz niezwykle cenną - poczucie humoru... ;) Tak więc wszem i wobec obalam mit, który głosi, że wchodzenie po schodach szkodzi ciężarnym, a już na pewno wywołu

Majowe spacerki

Obraz
Tak... przydałby się taki "powóz" :D Moje "dynamiczne spacerki" wyglądają teraz dość zabawnie, kiedy turlam się chodnikiem w konkretną stronę... do pośpiechu jest mnie w stanie zmusić jedynie brak toalety w zasięgu wzroku :D Ale pospacerowaliśmy sporo, bo i pogoda była piękna... I nad Wisełką byliśmy i kiełbaskę z grilla pod Wawelem pożarliśmy... Korzystamy z dni "tylko we dwoje", bo niedługo się skończą... W Krakowie niestety koszmarne tłumy - "ludź na ludziu" i spacery przypominają raczej slalom gigant niż spokojną przechadzkę... Ale zdołałam już do tego przywyknąć. Młoda wierci się niesamowicie, dając znać, że niedługo się chyba zobaczymy. Na początek opadła mi w brzuchu - tak gdzieś do kolan ;) Jutro idę do gina ją podejrzeć - może nie będzie trzeba czekać aż do 25? Pozdrawiam cieplutko :)

Entliczek pentliczek...

Kompletowanie wyprawki idzie nam całkiem sprawnie... W sobotę zebraliśmy się z Mężonkiem w sobie i pojechaliśmy najpierw na spacer do parku, żeby się trochę przewietrzyć, później uzupełniliśmy kalorie w królestwie smażonego kurczaka, na widok którego dostałam dziwnego ślinotoku... i na koniec zakotwiczyliśmy w magazynie pełnym zgromadzonych w nim akcesoriów dziecięcych. Jako, że zakupy były poważne - materacyk, pościel i kocyk do łóżeczka, rożek, kosmetyki - konto mężona kwiknęło tylko cicho pod obciążeniem :D A potem mężon kwiknął kiedy okazało się, że może zakupy nie są jakieś bardzo ciężkie, ale za to wyjątkowo niewygodne do niesienia. Materacyk szczególnie. Za to co chwilę łapał uśmiechy kobitek - podryw "na tatusia", nawet nieświadomie idzie mu świetnie :D Ciekawe, co będzie jak wyjdzie z Małą na spacer z wózkiem :D Został mi miesiąc do "godziny zero" - chyba pora spakować torbę do szpitala, bo już dwa razy mi się śniło, że rodzę i pakuję w pośpiechu rzeczy

Domowo

Już od miesiąca jestem na zwolnieniu... Czas pędzi jak wariat, ani się obejrzę jak nadejdzie "godzina zero" ;) Dzisiaj wyprałam trochę rzeczy mojej córci... niecała szuflada komody... same najmniejsze kaftaniki, śpioszki, body, pajace... 19 par mikroskopijnych skarpetek... osiem miniczapeczek... suszarka jest zapikowana do granic :D Ale ile słodyczy na niej wisi :D Już się nie mogę doczekać, kiedy Maleńka zacznie nosić te wszystkie cuda zwiezione przez Babcię... Święta minęły szybko i jakoś tak... nieświątecznie... Pewnie dlatego, że zamiast dostosować się do warunków ciążowych uważałam, że "mogę wszystko" i w czwartek i piątek zrobiłam mały maraton w kuchni piekąc ciastka, tort, mazurek i babkę. Przecież to niedużo? Ale kostki spuchły mi masakrycznie i dostałam wyraźny sygnał od organizmu, że jak się nie uspokoję to mnie odwiozą do szpitala DUŻO wcześniej niż to sobie wyobrażałam... :/ Jak to jest, nasze prababki rodziły w ziemniakach, bądź innym zagonie warzywn

wielka-nocnie

Obraz
Wszystkiego najjajeczniejszego!! :) Dziękuję wszystkim za życzenia, A Wam życzę, żeby Wasze święta były najwspanialsze najradośniejsze i najlepsze. :)

Powrót do rzeczywistości

Ten tydzień... To było coś niesamowitego :) Dawno nie czułam się tak dobrze, tak spokojnie... tak bezpiecznie... Mężon szedł do pracy, a my wstawałyśmy, robiłyśmy sobie pyszne śniadanko i omawiałyśmy plany na cały dzień :) I cieszyłyśmy się bliskością, o którą tak trudno. Młoda dała się nam trochę we znaki, rozprasowując mój pęcherz jak naleśnik i ograniczając spacery do absolutnego minimum - ale i tak dałyśmy jakoś radę. Szuflady komody pełne maleńkich dziecinnych ubranek i akcesoriów... W oknach firanki... jakoś tak cieplej, przytulniej... Tylko Jej już nie ma. Znowu jest na odległość telefonicznych rozmów. Już nie da się przytulić. Śniadanie po wyjściu Mężonka znów smakuje tak jakoś... Podobno ktoś, kto ma dzieci - już nigdy nie jest sam... Cóż, chyba nie do końca. Bo kiedy te dzieci znikają za horyzontem, żeby założyć własne rodziny... Wiem, że i tak nie mam na co narzekać - przecież nie jesteśmy na dwóch różnych końcach świata - gdybym się uparła jeszcze dziś mogłaby

Coś dla pesymistów ;)

Obraz

Bakcylek bądź bakteryjka...

Batalia prawie wygrana. Ciągle mam jeszcze wszystko że tak powiem "w nosie" i to w sensie dosłownym, ale nie jest już tak źle jak było. A we wtorek było STRASZNIE. Wciąż mi się wydawało, że mój nos to obcy, który mi się przyssał do twarzy i zamierza tam zostać na stałe... No cóż, zmasowany atak malinowo miodowy przyniósł na szczęście odpowiedni skutek ;) Powstałam z betów i wzięłam się za chałupę. Do Emki - tak delikatnie się wzięłam!!! :D szczególnie, że nie mieliśmy wody przez 2 dni przez jakieś dziwne wymiany czegoś tam w rurociągu... i jest spoooro rzeczy do nadrobienia... Dziś sobie zadzwoniłam "do góry" i woda jest. Windy - jakby się ktoś pytał - nie ma, są drzwi - zamontowane na każdym pięterku - ogroooomny postęp. Postęp -i tyle. No cóż, cierpliwości Ci u mnie ostatnio dostatek. I w ogóle humorek dopisuje boooo.... Mamunia do mnie przyjeżdża jutro na cały tydzień :) Więc proszę się nie bać, w przyszłym tygodniu jak mnie nie będzie, to wcale nie będz

Zarazek...

Zarazek wrócił w czwartek z pracy cały zasmarkany i położył się do łóżka. Wcześniej na stole w kuchni położył cały asortyment różnego paskudztwa z apteki. I jęknął że wziął sobie dzień urlopu. No to zaaplikowałam Zarazkowi to, co przyniósł + kolację i gorącą herbatę. Podobnie było w piątek. W sobotę Zarazek czuł się już na tyle dobrze, że pojechaliśmy do Ikei na zakupy - fajnie było, choć wieczorem nogi wchodziły mi do miejsca które się z owymi "zakupy" rymuje ;) W sobotę kuracji ciąg dalszy i w niedzielę rano Zarazek awansował z powrotem na miano Mężona. I składaliśmy razem kanapę, którą panowie przytaszczyli koło południa... A potem... Potem zległam na tej kanapie, bo zaczęła mnie boleć głowa. I gardło. I byłam koszmarnie osłabiona. Dzisiaj rano przyplątał się do tego katar. Zdegradowano mnie do miana Zarazka...

W zwolnionym tempie

Na zwolnieniu jestem. Poszłam sobie we wtorek w zeszłym tygodniu do mojego Pana doktorka, zapytał się, czy jestem na zwolnieniu, odparłam, że nie, ale mogłabym iść - i... stwierdził "no w końcu"... Potem tylko zapytał - to od dziś piszemy czy od jutra? Chciałam od poniedziałku, ale się zmarszczył, więc jest od środy... Tak szybko wypisywał, że uznałam, że się boi, żebym się przypadkiem nie rozmyśliła. :D Ogólnie ze mną wszystko ok, tylko te podróże na ósme piętro wszystkich przerażają, tak jakbym co najmniej na jakieś Kilimandżaro lazła... A ja się hmmm przyzwyczaiłam chyba albo co? Od początku ciąży przybyło mi tylko osiem kilo - jak sobie uświadomiłam, że spacery po schodach mogły się do tego przyczynić, bo przecież jem ostatnio wszystko co mi tylko podleci pod rękę... To chyba przestało mnie to aż tak denerwować :D. Coraz wyraźniej się jednak zanosi na to, że zostanie mi to ukrócone, bo Panowie z aparatami do borowania zagnieździli się w szybie windy już chyba na stał

Słońce świeci sobie z dala...

Górą ptaszek... I tak dalej - chciało by się jęknąć. Ptaszków ci u mnie dostatek - fruwają takie stada pierzastych pulpetów zostawiając wszędzie śmierdzące ślady swojej obecności... A przedwiośnie niby. Wygłodzone toto powinno być, wychudzone, bardziej jakby to rzec - płochliwe... Ale gdzie tam. Siedzi takie pod nogami i nawet nie ma zamiaru żeby odlecieć, pewne, że nikt go nie nadepnie... Uodporniłam się na rozczulające grrruchuuuuu po pierwszym epolecie na ramieniu... Ale słoneczko mi się podoba. Nawet kusi spacerem - mnie, obywatelkę morsko-słoniowatą :D Tak by się poszło... Na Rynek nawet... W kupę tych gruchających, pierzastych nawet... Bo się wiosennie robi, ciepło... I nawet obciążone ciut kręgi słupne garną się bardziej do chodzenia niż pozycji poziomej ;) Więc odczekam jeszcze trochę w firmowym kieracie, a potem z nieodłącznym plecaczkiem na brzuchu (o ileż by to było wygodniejsze, móc go czasem przenieść na plecy ;)) w drogę! Buhaha - a za dwa tygodnie będzie - &q

W marcu jak w garncu

:D No tak jest, ale wiecie co? Nie szkodzi!! Najważniejsze, że śnieg się roztopił. I mogłam dzisiaj zostawić szalik w domu. I w ogóle jest jakoś - jaśniej - nie wracam z pracy po ciemku... No po prostu jest super noo :) Powolutku kończy się mój czas w pracy. W przyszłym tygodniu pozbieram swoje zabawki i będę grzecznie czekać w domu na cud :) Bo inaczej tego nazwać się nie da - któregoś pięknego, majowego dnia, wrócę do domu trzymając w rękach kwilące zawiniątko (haha, i to nic, że "kwilące zawiniątko" może się okazać wrzeszczącym wniebogłosy bachorem, a "piękny majowy dzień" będzie mokry, zimny i zabłocony- dam radę! :)))... I już nic nigdy nie będzie takie samo... Wisząca u cycka mała Przyssawka zajmie w moim i Mężona sercu ogromną ilość miejsca i już nigdy nie da się stamtąd usunąć... :) W piątek spędziliśmy mnóstwo czasu w dziale dziecinnym jednego z hipermarketów. I zastanawialiśmy się nad problemem wagi państwowej - czy szczoteczka i grzebyk do włosk

Nastrojowy wyż.

Obraz
Dzień dobry. Umówmy się, że poprzedniego posta nie było ok? ;) Nie będę go kasować - zostawię dla "potomności" - coby potomność wiedziała, ze Matka też człowiek i swoje gorsze chwile ma ;) I mimo, że dzisiaj pada, aura jest delikatnie mówiąc "niesprzyjająca" - będzie u mnie ciepło i wiosennie :) O, słoneczko wam tu wstawię - cóż, może troszkę zezowate, ale darowanemu słonku w promyki się nie zagląda - więc zapraszam do rozgrzewania zziębniętych łapek i nadawania piegów burym myślom :) Bo zauważyłam Kobietki jakąś tendencję blogową - na zewnątrz szaro, buro i ponuro... iii na niektórych blogach robi się podobnie... Poddajemy się tej chmurzastej aurze, nachodzą nas czarne myśli i ...jakieś bardzo niewskazane chęci do usuwania blogów... do robienia bałaganu w swoim życiu... do zaszywania się w kąciku i narzekania na wszystko jak leci (myślę, że zainteresowane się domyślą, że to o nie chodzi, siebie w tej wyliczance również nie pomijam ;)) Ale Kobiety!!! Idzie wios

Topi sie i topi ;))

Widzę, że cały cykl o zimie mi wychodzi :D Co u mnie? Robię się coraz większa i cięższa i ten mój wizerunek jakoś nie do końca mi się podoba... Wiem, że dzidziuś, ciąża i tak dalej... Ale jednak cieszę się, że moje lustro w domu pokazuje mnie tylko do biustu a nie niżej :D Niestety czasem odbijam się w wystawach i balkonowym oknie jak jest ciemno... Mężon twierdzi, ze wyglądam ślicznie, patrzy na mnie jakbym miała co najmniej ze 40 cm w pasie mniej... Ale co on tam wie?? Chyba jakieś przesilenie ciążowe mnie dopadło ;) Dobra, wiem, schudnę przecież :D Nie będę marudzić. Ale od czasu do czasu trzeba, żeby nie było za różowo... Idę pomarudzić trochę w papierkach ;) --------------------------------------------------------------------- No i znalazłam lekarstwo na chandrę :) W sobotę idziemy na lody, a potem na eliminacje do PAKA 2009 :) Śmiechoterapia kabaretowa to jest to! :)

Pada i pada...

Obraz
No i nic dodać nic ująć :/ Kraków niedługo zmienia nazwę na "Zasypane". Garfield dokładnie wie, co ja czuję... Od tygodnia na widok tego co za oknem robi mi się niedobrze... A to świństwo leci z nieba i leci i leci.... We środę odwiedziłam doktorka. No i dalej mam sobie pracować, bo wszystko jest OK. Więc przede mną kolejne 3 tygodnie pracy. I 3 tygodnie codziennego biegania do pracy na 3 i do domku na 8 piętro... No dobra przesadziłam z tym "bieganiem". Raczej ślamazarzenia się :D Więc może by tak chociaż śnieg się rozpuścił?? Plizzzzzzzzzzzzzzzzzzz.........................

Zima zima zima...

Obraz
Zasypało nas konkretnie... I takie jakieś to wszystko jest... Senne jak polarny niedźwiedź... Po klatce zaczynają się poniewierać części windy. Tu kawałek drzwi, tam stalowa futryna... Coś robią. Na moim piętrze ostatnio wielką dziurę w ścianie, w którą został wetkany jakiś mechanizm. Nie nastrajam się pozytywnie. W Polsce nie robi się niczego przed wyznaczonym czasem - szczególnie teraz jak jest kryzys i trzeba "szanować robotę"... W niedzielę byli teściowie na obiedzie. Całkiem nawet bezboleśnie się odbyło. No, może trochę podnieśli mi od razu ciśnienie, przychodząc pół godziny wcześniej niż mieli być i musiałam przyśpieszyć robienie jedzenia. Na szczęście im smakowało. Na tapecie była oczywiście Młoda i to, jak zamierzamy się urządzić z tymi wszystkimi dziecięcymi akcesoriami... A ja... Robię się coraz bardziej okrągła w pasie. W sobotę ledwo się objęłam krawieckim metrem i jedynka bardzo delikatnie dotykała setki... Noszę przed sobą harcerski plecak wypchany do gran

#~`&*@!!!!!!

Nienawidzę ósmego piętra!!!!! Niech mnie ktoś dobije :((( Ta pieprzona winda ma być DO 15 MARCA - przecież ja urodzę do tej pory!!!!! Co za idiota w ogóle dopuścił do oddania bloku w tym czasie?? Co za debilny miałam pomysł żeby tutaj zamieszkać?? Jeszcze cały długi pieprzony miesiąc mam się wspinać z tym moim brzuszyskiem na tą cholerną wieżę Eiffla??!!! Porażka. To mieszkanie to moja porażka na całej linii. Przepraszam, to się nazywa dać upust złości. Teraz już nic mi się nie chce. Praca Mężona dalej w zawieszeniu, a ja gdzieś między tym wszystkim... Idę poprzełączać kanały w tv, może zasnę od tego.

tiaaaaaaaaaaa....

Napisałam w poprzednim poście, że "będzie dobrze"? Napisałam. I po co mi to było??? Zawsze, kiedy uwierzę, że dam sobie radę ze wszystkim... Że teraz już trochę prostsza droga przede mną... No właśnie - ten tam na górze radośnie rechocze "a figę!!!!"... Cholerny kryzys przyczołgał się też do nas. W firmie Mężona cięcia - wydatków, wypłat... a może nawet jeszcze personalne... Wszystkiego się odechciewa - firanek do kuchni i sypialni... dywaników... Planów... Czuję się tak, jakby ktoś dał mi ostro po łapach, które wyciągnęłam w stronę samodzielnego mieszkania... A przecież nie może tak być, że znowu wrócimy TAM... Nie teraz - nie we trójkę... Mam ochotę wejść w najciemniejszy kąt, objąć rękami brzuch i przeczekać w półśnie ten idiotyczny czas. Zimno...

Kamień z serca

Wiecie, we środę byłam z Malutką na badaniu... Jakiś miesiąc temu lekarz zlecił mi zrobienie echa serca, coś mu się nie podobało... Bałam się, ale nie chciałam tu nic pisać, żeby jeszcze bardziej się nie "podkręcać"... Wszystko niby toczyło się swoim trybem, ale moje myśli wracały ciągle do tej białej kartki, na której wypisane było skierowanie do szpitala... Wszystko we mnie drżało, choć starałam się od tego uciec, żeby stresem dodatkowo nie zaszkodzić mojemu dziecku... Na szczęście w gabinecie usłyszałam równe, miarowe bicie maleńkiego serduszka... Pani doktor, specjalistka kardiolog, powiedziała, że wszystko jest w porządku... Obejrzała serce z każdej możliwej strony, posłuchała, pomierzyła, przy okazji potwierdziła, że będziemy mieć Córeczkę :) Cudowna ulga... Wyszłam stamtąd jak na skrzydłach :) Czułam jak opada ze mnie cały stres... Będzie dobrze, musi być. Teraz spokojnie zajmę się zakupami, żeby Małej Królewnie niczego nie brakowało i będę dużo odpoczywać i mieć s

Żeby nie było...

No przeżyłam tą przeprowadzkę :) Tylko internetu jeszcze nie mamy w mieszkaniu - będzie dopiero w sobotę. Tak właściwie to rozpakowywanie ciągle trwa. Jak przywieźliśmy meble w sobotę, w mieszkaniu jeszcze działała ekipa remontowa. Wykańczali kuchnię. Potem panowie dowieźli lodówkę i kuchenkę. Lodówkę włączyliśmy w niedzielę, do kuchenki dopiero wczoraj wieczorem przyszedł Pan Serwisant płacząc, ze jak tak można, tak wysoko, bez windy... Hmm przydałoby mu się chyba trochę tam pomieszkać, bo brzuszysko miał większe ode mnie, a nie sądzę, że to z powodu sublokatora ;)) Nasza firma przeprowadzkowa spisała się po prostu niesamowicie... Polecam gorąco - jak ktoś ma przeprowadzę w Krakowie - Firma Relax :)) No faktycznie relaks :D Przyjechali, dobra, troszkę się spóźnili, ale korki były, moje pudła z książkami nosili niczym poduszki z puchu... Pralkę na ósme piętro... Dobrze, że tego nie widziałam, ale mimo tego, że żaden z nich nie wyglądał jak Pudzian - nie było dla nich czegoś za ciężkieg

Podsumowanie egzystencjalne ;)

Obraz
Ogólnie mówiąc - stało się :D I dobrze jest. I wcale nie czuję się staro :D:D:D Dziękuję wszystkim za życzenia :)) Buziaki!!

Tak mało trzeba do szczęścia ;)

Obraz
Co tam, że nie ma windy :D

Wind of changes...

Rozmawiając z Limonką doszłam do wniosku, że ostatnio przez tę ciążę bardzo się zmieniłam... Że stałam się bardziej ostrożna, wymagająca, nie robię niczego "na żywioł", analizuję po osiemset razy każdą decyzję pod kątem "czy to będzie dobre dla całej naszej trójki". Takie mnie naszły refleksje... Ale po tym, co robię teraz hmmmm... Nie wiem, czy tak do końca moje szalone pomysły przestały mieć do mnie dojście... Wiecie, zdecydowaliśmy się na to mieszkanie, w którym obydwoje z Mężonem się zakochaliśmy :) To na ósmym piętrze. To, w którym nie ma windy i będzie ona dopiero 10 lutego... :)) Oglądaliśmy mnóstwo innych, już nawet zdążyliśmy z niego zrezygnować, wymyślając bzdurne powody... Ale Pani właścicielka zadzwoniła do mnie we wtorek... Z propozycją nie do odrzucenia... że nie weźmie odstępnego za cały miesiąc jeśli się wprowadzimy mimo tego braku windy... Kaucji też nie chce, ale to już szczegół. Uznałam, że jeśli znajdę firmę, która mi wniesie rzeczy na górę

Kobieta w ciąży i przeprowadzka

Tego się powinno zabronić... Zamiast leżeć, spisywać w co dzisiaj moje dziecięcie raczyło mnie kopnąć, to ja ślęczę w bazie ogłoszeń i szperam... I co najgorsze zaczyna mi być już wszystko jedno, byle się tylko przeprowadzić i mieć spokój... Ale przedtem jeszcze się spakować i rozpakować... i załatwić internet... i znaleźć najbliższy sklep spożywczy... i przychodnię... i przyzwyczaić się... Powinno mi zależeć, od połowy marca mam sobie iść na zwolnienie (że tak będzie najlepiej uznał mój szef, nie ja) i w tym nowym, będę spędzać sama (no chyba że Eunice do tego nie dopuści żebym ciągle sama coooo? ;)) po 10 godzin dziennie, kiedy Mężon będzie w pracy. Powinno mi się podobać... A ja ze zniecierpliwieniem... EMKO - podziwiam Cię :)) Tak, mam już coś "na oczach" - (Moja Ulubiona Współpracowniczka twierdzi, że bielmo ;) i jakiś dziwny magnes mnie tam ciągnie... Ale czy to jest mądry pomysł? Dzisiaj zapytam Doktore, czy coś takiego w ogóle wchodzi w grę... Dziecięcie najważ

Śliska sprawa...

Obraz

Już wiem!!!! :)

Kochane podsumowując - mieszkanie, które oglądaliśmy to totalny niewypał, ale mamy już "na oku" następne, więc się nie martwię. Idziemy je oglądać w przyszłym tygodniu. Ale wiadomość dnia jest inna.... Wczoraj się dowiedziałam, że.... TADAAAMMM!!!! Będziemy mieli córeczkę :) Na 90% noszę pod serduchem małą Julkę :) Przeogromnie się cieszę :) A szczęśliwy Tatuś chodzi dumny jak paw :)) Byle do maja ;) Buziaczki dla wszystkich!

Kocham zimę....

Obraz
No właśnie ;) PS: Już prawie się odkopałam, dziś idę oglądać mieszkanko, jutro idę na usg. Obiecuję zdać relację :)