Posty

Wyświetlanie postów z 2022

Taki klimat.

Obraz
  Się porobiło i chodzę teraz do pracy przez Narnię. Rano, jeszcze po ciemku, wychodzę z mojego cieplutkiego mieszkania jak przez szafę, prosto w śnieg i mróz.  Nie lubię zimy, toleruję ją tylko przez święta Bożego Narodzenia. Żeby rozproszyć egipskie ciemności już w zeszłym tygodniu ubraliśmy choinkę i porozwieszałam światełka wszędzie gdzie się da. Na balkonie się nie dało, bo mam na nim stertę śniegu. Nie mam pojęcia, kiedy się toto rozpuści. Za to w parku ładnie. Jakiś dobry człowiek przejechał przez niego odśnieżarką. Chodnika wprawdzie nie widać, ale przynajmniej stopy nie zanurzają się po krawędzie butów i śnieg nie wsypuje się do środka. Czego niestety nie da się powiedzieć o niektórych chodnikach pod blokami. Rakiety śnieżne by się przydały :)) Dzieciaki zachwycone. Rodzice już mniej, bo ubieranie pociech w sto warstw ubrań, żeby się przypadkiem nie przeziębiły powoduje srogie upocenie. Niektórzy już bardzo tęsknią za pandemią, kiedy nie mogli wchodzić do placówki, a dzieciątk

Pora na kocyk.

Obraz
Pora aktualna kojarzy mi się nieodwołalnie z pytaniem jednego Misia: - Mamusiu, czy ja na pewno jestem niedźwiedziem polarnym?  - Tak Misiu, jesteś, co to za pytanie? odparła mama - Ale może ja jestem misiem koala? Albo może chociaż brunatnym? - Ja jestem niedźwiedziem polarnym, tata jest niedźwiedziem polarnym, więc i Ty Misiu na pewno jesteś niedźwiedziem polarnym. - TO DLACZEGO JEST MI TAK CHOLERNIE ZIMNO??? Ja na pewno nie jestem niedźwiedziem polarnym, więc marznę. I choć ogólnie lubię jesień, jej kolory, nienachalne temperatury, wieczory zachęcające do czytania... To jednak mam świadomość, że nieuchronnie prowadzi ona do zimy, a to już zupełnie inna para kaloszy. Koniec października zleciał nam w bardzo ciepłej jeszcze atmosferze, bo wybraliśmy się do moich Rodzicieli, żeby poświętować z nimi Rocznicę Ślubu - już taką bardziej zaawansowaną ;)  Była też okazja, żeby odwiedzić groby moich bliskich zmarłych, co z racji odległości rzadko mi się zdarza na Wszystkich Świętych. Raczej w

Miała być krótka przerwa, a wyszło jak zwykle.

Obraz
  W ciepłych miesiącach moje urządzenia elektroniczne służą zazwyczaj wyłącznie do gromadzenia wszelkiego rodzaju zdjęć. Zdjęcia natomiast pełnią funkcję banków pamięci - tu byłam, tam byłam - jest szansa, że obraz przywróci wspomnienia. Na siadanie i opisywanie nie ma za bardzo czasu, lepiej biec i chłonąć... A potem przychodzi jesień. Wrzesień to zwykle miesiąc na rozruch, w przedszkolu sprawy organizacyjne i administracyjne rozrastają się do niebotycznych rozmiarów i nie ma przebacz, trzeba w to wlecieć na pełnej petardzie, skupić całą energię, żeby wreszcie na początku października zobaczyć światełko w tunelu i wygramolić się do spraw "na bieżąco". Przez to, obrzydzenie do elektroniki trwało. Nie inaczej sprawy się miały w domowych pieleszach - CJ wprawdzie już ósmoklasistka i z większością spraw radzi już sobie sama, zeszyty i pomoce naukowe skompletowała z Babcią. Tylko organizowanie zajęć dodatkowych - jazdy konnej, korepetycji (a raczej dodatkowego angielskiego i mate

Pierwszy w czerwcu.

Obraz
  Maj przeminął z mnogością zapachów i dźwięków w tempie przyśpieszonym. Czerwiec rozgościł się już na dobre i tylko mruga do mnie łobuzersko zapowiadając wakacje.  CJ wróciła z zielonej szkoły zadowolona połowicznie. W trakcie wyjazdu świętowała swoje 13 urodziny, klasa zrobiła jej prezent niespodziankę, a wychowawczyni postarała się nawet o tort. Wiele zobaczyła, ośrodek okazał się wygodny, jedzenie bardzo dobre, a czas świetnie zorganizowany. Tylko ludzi trochę miała dość. "Końskich zalotów" chłopaków, którzy nie obeznani jeszcze z własnymi uczuciami, chcąc zwrócić na siebie uwagę - po prostu dokuczają. Emocje nią targały przez dłuższy czas jeszcze po powrocie. Staram się nie bagatelizować jej problemów, bo wiem, że w tym wieku ciężko sobie jeszcze poradzić z czymś, co dla dorosłego jest już przecież błahostką. Dużo rozmawiamy, "przetrawiamy". Mam nadzieję, że dzięki temu jest jej trochę łatwiej.  Mocnym akcentem na koniec maja były odwiedziny Sis. Tęskniłam za n

Ja to nie wiem, gdzie to się tak wszyscy śpieszą...

Obraz
  Fuksje jak co roku mają honorowe miejsce na moim balkonie. Chyba wiedzą, jak wielką mam do nich słabość, bo rozpychają się w doniczkach niczym królowe, mamiąc mnie ogromem kwiatów i rugując posadzone obok sąsiadki. Nie wtrącam się, niech sobie radzą ;) Posadziłam też takie pasiaste... i taakie kolorowe werbeny... i niecierpka i pelargonie, ipomee i bakopy... i truskawkę...  i ziółek troszkę...wszystkiego na raz wam nie wstawię, bo uznacie że się zielnik z blogaska zrobił ;) Fajnie jest wcisnąć się między nie latem, poczytać książkę, posłuchać muzyki, zamknąć oczy i dać sobie święty spokój, chociaż na pięć minut. Mam tam też parę kolorowych żarówek solarnych, które pozytywnie nastrajają... Ale póki co, wieczory zimne.  Maj zwykle upływa nam radośnie na spotkaniach wszelakich - najpierw z Rodzicielami, na urodzinach Mamy, potem przychodzi - tak nagle jakoś - Dzień Mamy... W tym roku CJ uraczyła mnie śniadaniem i ciachem do kawy,  zrobiła dla mnie cudny obrazek i fantastycznie spędziłyś

Z majem mi po drodze :)

Obraz
  Lubię, jak maj się tak miło zaczyna - właściwie co roku widzimy się z moimi Rodzicielami, bo Mamunia świętuje urodziny. W tym roku zażyczyła sobie tort ode mnie, a ja z chęcią go jej upiekłam :) Biszkopt porządnie opatulony wiozłam z domu, bo matulowy piekarnik niekoniecznie się mnie słucha i wolałam nie ryzykować, że biszkopt zmieni się w naleśnik ;) Poświętowaliśmy, rozmów nie było końca, odwiedziłam stare kąty... Podróż w stronę "TAM", była bardzo męcząca, pociąg spóźnił się 30 minut, które musieliśmy spędzić na dworcu, a w trakcie podróży powiększył spóźnienie do godziny. Do tego było ciasno, ludzie siedzieli na całej długości korytarza, nawet z naszego przedziału musieliśmy "wysiedlić" kilku Panów, bo jechali bez miejscówki. (Przypomniały mi się studenckie czasy i przejazdy korytarzowe przy drzwiach do toalety ;)).  Przetrwaliśmy chyba tylko dlatego, że niosła nas radość spotkania :) Na szczęście "Z POWROTEM" zaskoczył nas luz w wagonach, punktualno

Zielono mi :)

Obraz
  Wiosna zupełnie już się rozszalała. Po szaroburości nie ma śladów, aż chce się gdzieś wybyć :)  Po świątecznych rewelacjach (w Wielki Poniedziałek wylądowałam na całodobówce z gorączką i anginą) po prostu marzę o odpoczynku. Wczoraj skończyłam antybiotyk, a dzisiaj ładujemy się do pociągu i pędzimy do Matuli na dziki wschód ;) A Wy, gdzie się wybieracie na majówkowy weekend? Życzę Wam duuużo słoneczka :)

Prawie święta.

Obraz
 Jak tam Robaczki? Wszystko wysprzątane, zakupy zrobione, pieczenie rozpoczęte? Dajecie radę?  Ja jeszcze w przedszkolu dzisiaj. I choć opiekunek więcej niż dzieci (w sumie troje dzisiaj przyszło), to trwamy na posterunku. CJ ma wziąć się za wycieranie kurzu i dekorowanie mieszkania. Jak skończę pracę, idziemy na drogę krzyżową do kościoła, a potem na zakupy i biorę się za spód do mazurka i ciasteczka. CJ może zrobi jakieś pisanki do koszyka... Jutro sernik, obowiązkowo - babka, chleb i pieczeń rzymska z jajkiem. Teściowa ma zrobić żurek i sałatkę. Mam też w planie faszerowane jajka, ale czy plan wypali - się okaże.  W tym roku święta we czwórkę, dopiero w poniedziałek spotkamy się w większym gronie na obiedzie. Moi Rodziciele - według własnego życzenia - u siebie.  Ogólnie to chyba coś mnie rozbiera od środka. Jakoś mi zimno i gardło boli, mam nadzieję, że nie złapałam żadnego bakcyla od naszych przedszkolnych pieszczochów. Wiem, że czasem rodzice mają trudną sytuację i nie mogą objaw

Przeplataniec wiosenny.

Obraz
  Powoli zaczęłam się przyzwyczajać do ciepła, wygrzebałam i odświeżyłam wiosenną kurtkę, wymieniłam buty na lżejsze, nawet nastrój zrobił się mi jakiś taki znośniejszy.  Ekhem. Aż do wczoraj. CJ głośno protestowała, gdy na wieczorną wyprawę na rehabilitację kazałam jej znaleźć rękawiczki. A potem szybko je ubierała na przystanku. Dzisiaj w drodze do pracy było już jak powyżej. Na szczęście temperaturę mamy dodatnią (aż 1C) więc liczę, że ten primaaprilisowy żarcik pogodowy szybko zniknie.  Póki co dzieciaki przychodzą znowu w zupełnie zimowych stylizacjach i zajmuje nam mnóstwo czasu wydobycie ich z tego. Na szczęście przez ślizgawicę na chodnikach odpadają spacery, więc ubieranie i rozbieranie jest tylko jednokrotne. Zeszły tydzień minął mi bardzo szybko. Żyłam myślą, że spotkam się z Rodzicami, planowałam co upiekę i sobotnie wyjście. W pracy też gorąco, bo mamy okres rekrutacji. Telefony dzwonią, chętnych na zostanie naszym przedszkolakiem jak zwykle więcej niż mamy miejsc. Tort wy

Krok za krokiem, kwieciście...

Obraz
 Czas płynie jak zwariowany. Ani się nie obejrzałam, jak jest już połowa marca. Za chwilę się okaże, że za późno sieję rzeżuchę na Wielkanoc... W przyrodzie pomału wszystko zaczyna wyłazić spod ziemi. Przy stajni, gdzie CJ jeździ konno pojawiły się już przebiśniegi, w ogródkach przy blokach kwiecą się już pierwsze prymulki. Ale mam ciągle wrażenie, że w zeszłym roku było już o tej porze dużo bardziej zielono. (chyba na pocieszenie zakwitł mi grudnik, świrus, którego uratowałam z Biedronki, przed całkowitym zasuszeniem ;)) Cały zeszły tydzień przesiedziałam na L4. Posłuchałam Pani, do której chodziłam na zabiegi rehabilitacyjne, i która  pokazała mi palcem swoją dłoń i powiedziała: "O TU, TU mi kaktus wyrośnie jak się pani cokolwiek poprawi jak nie będzie pani odpoczywać, tylko biegać do pracy". Odpuściłam. Poszłam do lekarza, pani doktor popatrzyła na mnie jakoś dziwnie, jak jej powiedziałam, że już pięć zabiegów, a ja nadal w pracy...  Przestałam sobie tłumaczyć, że przecież

Żaden tytuł nie pasuje. Więc bez.

 Nie cierpię czasu, kiedy na nic nie mam wpływu. Kiedy mogę tylko czekać, mieć nadzieję, modlić się o szczęśliwe zakończenie. Bezsilność jest moim najgorszym przekleństwem.  Czytam wiadomości złorzecząc, żyję z dnia na dzień, znów nie śmiąc robić dalekosiężnych planów. Blokada głowy gdzieś tam z tyłu, paraliżuje myśli o przyszłości.  Zajmuję głowę organizując, wpłacając, kupując. Segregując w pracy to, co już zostało zebrane. Nie lubię bezczynności, nie lubię tylko się przyglądać. Ale rozpacz mnie ogarnia, kiedy patrzę na opatrunki i myślę, że komuś mogą być potrzebne. Więc zagryzam zęby i wracam znów do pracy... Cieszy mnie bardzo, że tak wielu jest pomagających, że ludzie jednoczą się, otwierając swoje serca. I jednocześnie szlag mnie trafia gdy słyszę, że "za dużo tych uchodźców - później pracy nie będzie dla naszych", "za wielu islamistów pcha się przez granicę z uchodźcami, będą przez nich tylko kłopoty", "wpadniemy w ruinę osiedlając ich wszystkich u nas

Innego końca świata nie będzie.

Obraz
Wczoraj była ładna pogoda, ciepło, słońce. Aż chciało się żyć.  Ale tak bardzo mnie zastanowiło - jak to tak? Zwyczajny czwartek, trzeba pójść do pracy, do szkoły, do sklepu. Trzeba zaplanować obiad, zjeść, odpocząć. Trzeba przypomnieć CJ, ze jutro sprawdzian z historii. A tam - zupełnie niedaleko, tyle co z Krakowa nad morze - spadają bomby i dzieci uczą się bać. Jak tak wielu może poddać się ślepemu rozkazowi jednostki opętanej pychą i żądzą władzy i wedle jej rozkazu ranić i mordować? Burzyć to, co piękne, co kosztowało innych mnóstwo pracy, zabierać pokój i dach nad głową, zmuszać do ucieczki. Obudziłam się dzisiaj w ciepłym łóżku, obudziłam CJ, zrobiłam nam śniadanie. Włączyłam telefon i zewsząd zalały mnie informacje. Mętlik w głowie, co robić? Wybierać gotówkę? Robić zapasy? Sprowadzać Rodziców z naszego "Dzikiego Wschodu"?? Poszłam do pracy. I wytuliłam dzieci. Najmocniej tą trójkę z Ukrainy...

Dziura w kalendarzu.

Obraz
  Nie cierpię lutego. Nadal. Od dziewięciu lat, niezmiennie. Najchętniej wytarłabym go z kalendarza gumą myszą, albo po prostu usunęła wydzierając kartki. Niestety on przychodzi co roku i drażni. Oby się szybko skończył, wiosno ratuj!!! W zeszły tydzień wleciałam z rozpędu. Tak pełna energii po dwutygodniowym zamknięciu, że nie zapaliło mi się żadne ostrzegawcze światełko, kiedy Szefowa poprosiła mnie o pomoc w sprzątaniu przedszkolnej piwnicy. Wciągnęłam niewyjściowe ciuchy, wypiłam mocną kawę na rozgrzanie i z wigorem zabrałam się wraz z nią za ogarnianie przestrzeni.  Ogólnie nie ma dla nas rzeczy niemożliwych - sprzątałyśmy już razem po remoncie, więc miały w przeszłości miejsce już bardziej ekstremalne sytuacje - co to dla nas zakurzona i zalewana co jakiś czas piwnica ;) Wpadłyśmy tam jak dwie burze, odgruzowałyśmy przestrzeń, naszykowałyśmy górę pierdół do wyrzucenia, zorganizowałyśmy miejsce do przechowywania, uff, dumna byłam. Trochę jednak przeszarżowałyśmy. Ona - Matula z dz

Pozytywnie.

Obraz
  Tak trochę na przekór - bo pozytywny wynik uziemił mnie na dwa tygodnie w chałupie... Siedzę i czekam niecierpliwie aż mnie wypuszczą... W zeszły poniedziałek zadzwoniłam do przychodni, bo potrzebowałam sterydu na zatoki, które jak sądziłam znowu zaczęły dawać mi w kość. Standardową procedurą, na którą byłam przygotowana jest w takich przypadkach test Covid. Ale nie spodziewałam się, że w przychodni jest tak kiepsko z lekarzami, że każą mi, bez nawet teleporady, zapisać się na test on-line i zadzwonić kolejnego dnia z wynikiem. Zadzwoniłam - Pani w rejestracji jęknęła że mają chorych lekarzy i czy bardzo ze mną źle. No zgodnie z prawdą powiedziałam, że tragedii nie ma, tylko te zatoki... Na co Pani radośnie zapisała mnie na teleporadę - na dziś i zaproponowała, żebym sobie wzięła Ibuprom zatoki, a jakby mi się pogorszyło mam zadzwonić na nocną opiekę...  Pogorszyć mi się nie pogorszyło, ale zadzwoniłam po ten lek na zatoki... Mężon na szczęście z ujemnym testem mógł swobodnie chodzić

I od nowa.

Obraz
Dzisiejszy dzień zaczynam z wielkim zieeewem. Od poniedziałku nie piłam kawy i gdzieś mi tam w głowie bardzo źle bez tego, na szczęście jednak - lepiej na żołądku. Bo moi drodzy wyszło tak, że nie musiałam robić żadnych noworocznych postanowień, a i tak - właściwie od niedzieli - jestem na bardzo eliminacyjnej diecie. TADAM. Ja to się potrafię ustawić...  Jakżesz to? Zaraz do tego mam nadzieję dotrę, o ile nie złożę łepetyny na klawiaturze i nie prześpię kolejnych paru godzin jak np. wczoraj. Mów mi Suseł, honey.... Ale jak tam wasze święta, Sylwestry, noworoczne plany? Prawdę mówiąc, mam świadomość, że piszę te pytania właściwie tylko sobie a muzom, bo raczej nikt się tu nie odezwie... ale próbować można, nie? :) Ostatni dzień przygotowań - tak nam z CJ było mało, że polukrowałyśmy resztę pierników ;)) Moje święta minęły bardzo szybko. Praca, potem przygotowania, dni tylko mignęły w przelocie. W Wigilię miałam wszystko gotowe, nawet paznokcie zdążyłam pomalować. (I zmyć, bo nigdy nie