Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2008

Dzień dwudziesty ósmy

Tęsknię za wiosną. Za oknem marna jej imitacja, słońce znudzone ciągłym spaniem, wróciło na chwilę z urlopu i szczerzy się promiennie zza chmur... Jakoś tak... Przysypiam za biurkiem... Jakoś tak... Nic mi się nie chce... Typowe zimowe przesilenie dobrego nastroju. Ten świąteczny zdycha pomrukując z niezadowoleniem, ten oczekujący na wiosenną odwilż jeszcze się nie pojawił... I tak zawisło coś w powietrzu monotonnego szarego, względnego... Nie lubię szarości. Jeśli już, to perłowoszary, połyskujący cień na powiekach...

Dzień dwudziesty czwarty

No i mam dzisiaj urodziny. A świat się kręci w drugą stronę i tak... echh

Dzień dwudziesty pierwszy

Oczy otwierają się, chociaż tego nie chcę... Fosforyzująca tarcza zegarka przeraża sny, które uciekają gdzie pieprz rośnie... Pozostaje po nich tylko pyłek żalu, boleśnie rozsypujący się po zmiętej pościeli. Powoli unoszę głowę, szyja chcąc nie chcąc podąża za nią, podrywa do góry ramiona. Plecy z niesmakiem zmęczenia opierają ciężar na pośladkach. Pozycja dzienna zastępuje pozycję nocną. Jeszcze ostatni ruch, by dobić kołaczące się po głowie myśli, kuszące żeby znowu zasnąć - odsuwam kołdrę i stawiam nogi na zimnej podłodze. Poranek dnia kolejnego. Właściwie nie poranek, środek nocy, bo żeby zobaczyć cokolwiek muszę sięgnąć po włącznik lampki. Światło nieznośnie gryzie zaspane powieki. Odwracam się i po zimnej podłodze kołyszę ciało do łazienki... Twarz w lustrze niekoniecznie własna, jeszcze zmieniona przez marzenia. Nie otwierając oczu zmywam ją zimną wodą i przywracam zwyczajną szarość, by potem z namaszczeniem nanieść sztuczne kolory codzienności. Biała warstwa kremu wchłania

Dzień szesnasty...

Obraz
Kwiatki kwitną. Jest środek stycznia... Czy to jest normalne? Czy może to wstęp do trochę szalonej, aczkolwiek wyczekanej wiosny? Może jest w tym szaleństwie jakaś metoda? Dziś dzień nieposkładany. Kefir, sok z porzeczek i gorący kubek. I nieuleczalny ból głowy... Mucha, proszę, nie tup... I klawiatura tak nieznośnie stuka... Zmęczenie materiału... Ale wczoraj było niesamowicie dobrze... Warto odcierpieć ten "następny dzień" za możliwość mądrej rozmowy o wszystkim... No, prawie wszystkim :) Dobrze wiedzieć, że jeszcze są ludzie, którzy nie chcą być tylko nazwiskami w moim notesie. Którym jeszcze zależy na kontakcie. Nie chcę kolekcjonować nazwisk. Potrzebni mi są żywi ludzie, na których można liczyć, których można być pewnym... I jeszcze piosenka... Taka troszkę bardziej moja piosenka... Z nie wszystkimi słowami... i nie wszystkimi Justyny... Justyna Steczkowska "To nie miłość" Nie mam już Żadnych złudzeń, żadnych próśb. Już ostatni raz Chcę wrócić

Poranek, dzień drugi.

Obraz
No i z hukiem i trzaskiem... Wpadł 2008. Zobaczymy co wykombinuje, w czym namiesza, jakie idiotyzmy ze sobą przyniesie, jakie niepokoje, jakie nazmyślane historie. Coś się kończy, coś zaczyna... Jak się zacznie? Po co tak właściwie dzielić życie na lata? Przecież płynie i chyba wcale go nie obchodzi czy mamy 07, 08 czy nawet 99 ... Zaczynam bez postanowień i wielkich planów. Niech się dzieje co chce. I tak nie mam na to wpływu. Będę robić co muszę, czasami może uda się zrobić coś, czego będę chciała... Minimalistyczne podejście... Najzdrowsze chyba... Zaczerpnąć tchu... popatrzeć na powiewającą chorągiewkę... Echhh... Byle do wiosny... (zdjęcie znalezione w sieci)