Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2007

"BAJECZKA"

Obraz
Dawno, dawno temu... Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, morzami, górami i innymi jednostkami geograficznymi, było sobie piękne, zamożne królestwo, którym rządzili Król i Królowa. Para królewska żyła sobie szczęśliwie i spokojnie, aż do momentu, gdy pewnej burzowej nocy, z głośnym wrzaskiem urodziła im się córka. Dziecko było różowe i tłuściutkie, jego główkę otaczały czarne loczki i gdyby tak nie wrzeszczała - uznano by ją za aniołka. Młodzi rodzice, szczęśliwi, choć upiornie niewyspani, bo mała ryczała niczym stado głodnych osłów, rozpieszczali swą jedynaczkę jak tylko mogli. Mała Królewna rosła więc w zbytku (bardziej wszerz niż wzdłuż) i powoli zbliżała się w swoich wymiarach do wyglądu idealnej bryły - kuli. Król i Królowa, zadowoleni że ich dziecko ma taki dobry apetyt, karmili córkę tym, co lubiła - kucharze już dostawali fioła przy kolejnych zamówieniach na hamburgery, hot dogi, frytki i słodycze pod każdą postacią... Aż pewnego dnia... Królewna ze świergotem utu

Zima - podejście drugie

Zima się nie poddaje. Skubana, co najmniej jakby miała zamiar wytrzepać na nas zawartość miliona pierzyn... Ale przyzwyczajam się - do nurkowania w zaspach, do śniegu bijącego po twarzy, do mrozu... W sumie w niedzielę będzie już grudzień, więc niech już sobie będzie ta ... zima ... Właściwie, jak tak przykryć szarobure miasto tym czymś - białym i zimnym, to wygląda całkiem nieźle... Ale i tak wolę wczesną jesień - ciepłą, kolorową, ze stertami szeleszczących, złotych liści. Kiedy słońce prześwituje przez nie rano... tak jak na tym zdjęciu obok... Znalazłam trochę moich opowiadań, więc niedługo będzie więcej tekstu, zawsze lepiej mieć je pod ręką, niż w zakurzonej szafie :) A teraz - koniec marzeń, wracamy do pracy...

Cud nad Wisłą...

Zimno... I tylko korzenne ciacho zanurzone w pachnącej kawie jest w stanie przekonać mnie, że warto się obudzić. Ten obrazek po lewej stronie jest bardzo optymistyczny... Krajobraz za oknem przypomina raczej tajgę syberyjską w połowie stycznia... I dzięki temu właśnie czegoś nie rozumiem... Jak można w środku zimy... w krótkich spodenkach... Tak, oglądałam w sobotę to "wydarzenie historyczne", ten "cud nad Wisłą", te bożyszcza tłumów w krótkich spodenkach biegające to w jedną to w drugą stronę i drugie stado - z wlepionymi w tych poniżej oczami, wyjące, skandujące i nabuzowane energią... Można tak. I dodatku można aż do dzisiaj pokazywać w tv na okrągło te dwie sytuacje, w których piłka znalazła się w siatce. I można zacząć się modlić do starszego, posiwiałego pana, który "poprowadził Polskę do zwycięstwa"... Tak... i wszyscy teraz utożsamiają się z biegającą po boisku jedenastką, o przepraszam, jeden nie biega ;) A tak niedawno jeszcze można było

Złota polska jesień...

Obraz
No... jak tak ma wyglądać jesień w Polsce to ja protestuję... Nie twierdzę że wymagam babiego lata w połowie listopada, ale 20 centymetrów śniegu to już jest przegięcie... Spotkałam dziś w drodze do pracy sympatycznego pana - zapytany, czy jest pewien, że odśnieża własny samochód, odparł: "To się dopiero okaże"... :) Tak, nie lubię zimy. Nie lubię marznąć, nie lubię jak mi się nogi rozjeżdżają na śniegu i lodzie. Nie lubię małyszomanii na śniadanie, obiad i kolację. Jestem zmarźluchem i z misiem polarnym mam niewiele wspólnego. A nawet na pewno nie mam NIC wspólnego... Dla mnie śnieg mógłby istnieć wyłącznie jako dekoracja na Boże Narodzenie... Wypada się spakować, wziąć kredyt i wynieść do ciepłych krajów - przynajmniej do marca. No cóż. (zdjęcie znalezione w sieci)

No i mamy problem...

Obraz
No i mamy problem... Za oknem zamiast "pięknej, złotej jesieni" - przedwczesna i nieoczekiwana zima... A w dodatku jeszcze okres grypsk, zaczerwienionych gardeł, katarów, kaszli i innych chorobowych objawów... Z tego drugiego już się prawie wygrzebałam, a od tego pierwszego staram się nie zwariować. Nie wzdycham radośnie na widok świątecznych dekoracji w sklepach, nie podśpiewuję z głupią miną"Jingle bells..." :/ Choć już i takie przypadki widziałam. Jest połowa listopada!!! I tylko renifery się cieszą... Długo nie pisałam, ale są rzeczy ważne i ważniejsze... Dzięki temu, że wyjechałam na trochę - zobaczyłam coś niesamowitego - kobietę, która po trzydziestu latach małżeństwa dygocze ze szczęścia, stroi się i co chwilę biega do lustra, zachowuje się jak nastolatka przed pierwszą randką, bo ... za parę godzin ma zobaczyć męża, którego nie widziała od kilku miesięcy... Jeśli jest to w ogóle możliwe ja też tak chcę!! Też chcę po tylu latach mieć ten cudowny blask