Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2008

Tik tak tik tak...

Jestem z upływającej wody - tak by powiedziała moja ulubiona poetka... A ja? Jestem z upływającego czasu, który wciąż rozmieniam na drobne... Kropla po kropli sączy się ze mnie, rozlewa dookoła w małe strumienie...Odpływa z każdą sekundą szybciej. Ale nie sączy się tak bez sensu, skoro w moim życiu zaczyna się dziać dobrze. Najgłupsza rzecz pod słońcem - kasa, ale bez niej trudno cokolwiek osiągnąć. Znalazło się źródło - żyła złotówek, którą teraz trzeba będzie dzień w dzień wydobywać, okupując to ciężką robotą... Ale jest. A potem równie prozaiczny kąt do spania, koc do przykrycia, miejsce gdzie można się umyć i ugotować jedzenie - bez kontroli. Rodzice, najwspanialszy wynalazek, ale w końcu zaczynają ciążyć - szczególnie jeśli to nie Ci ukochani od pierwszego rozumnego spojrzenia, tylko Ci przynależni do osoby, którą trzeba było wziąć "z całym inwentarzem". Dość opieki. Śmieszne, że za paręnaście - parędziesiąt lat zdziecinnieję i będę potrzebowała tej opieki, przed

Wiosna...

Zakwitły magnolie... Przekwitły magnolie... Zbliża się maj wielkimi krokami, a w moim sercu powolutku kiełkuje nadzieja... To chyba dobry czas dla niej... Aż się boję pomyśleć co będzie jeśli się nie spełni... A jeszcze bardziej boję się spełnienia... Z mozołem przestawiam życie na właściwy tor. Staram się przemykać przez każdy dzień tak, by jak najmniej stracić... Nie wyciągam ręki dalej niż na jej długość. Czekam. Próbuję zaufać... Czekam na kilka dni wolnego w maju, bo już zmęczenie daje mi się we znaki... Czytam "Wyznania gejszy"A. Goldena.

Odliczanie przed obłędem

Klimat H-Blocksowy... Bardzo. Żeby lepiej to zobrazować, napiszę, że konkretnie łażą mi po głowie ich dwie piosenki. Zaczęły łazić tak właściwie sporo czasu zanim w ogóle je usłyszałam, co akurat w moim przypadku nie jest żadnym ewenementem. Po prostu życie pod tytułem "Countdown to insanity" i "Leave me alone" ... Wpakowałam się do klatki uzależnień - metr na metr po bokach... Od góry też jakoś ciasno... Dziwnych uzależnień, bo czuję że moje działania powodują zmiany w życiu innych ludzi. Na lepsze bądź gorsze... I choć czasem okazuje się, że wcale nie miałam żadnego wpływu na dane zdarzenie, siedzi we mnie jakaś głupia odpowiedzialność... Nawet nie sądziłam, że gdzieś tam, w środku mam światełka typu "bardzo nie chcę kogoś zawieść". A jednak mam. I zapalają się w najmniej odpowiednich momentach. Kompletnie blokując wszelkie działania... Boję się, że coś nie wyjdzie. Już nie wychodziło miliony razy... Powinnam się na to uodpornić. Prace nad pance

"W życiu jest coś więcej do zrobienia niż tylko zwiększanie jego tempa" M. Ghandi

Tempo rośnie... Zabrakło czasu nawet na to, by dogadać się z samą sobą. Wszystko wokół mnie ucieka do tyłu w zastraszającym tempie. Nie mam pojęcia gdzie się zatrzymam. Cel jakoś się zamazał... Chyba nigdy nie byłam tak daleko... Gdzieś na horyzoncie maluje się blady świt. Mieszkanie już nie tak bardzo pozbawione intymności. Nowa sytuacja, nowa wolność, nowe życie... Ale czy się uda? Skąd mam tyle wątpliwości? Obawa, że wszystko nagle runie, a nie będzie się czego przytrzymać... Ciągła niepewność. Tyle różnych niewiadomych... Czasem iskra uśmiechu, promień słońca, który złoci piegi życia... Ale na razie więcej chmur na tym moim niebie codzienności. I chciałoby się pójść ścieżką po szeleszczących liściach, usiąść na ławce... Albo przytulić misia, który słodko się uśmiecha znad koszyka z jabłkami... uciec...