Kłopot z mieszkaniem, to nic...
Długo się zbierałam, żeby wreszcie napisać ten post...
Nie wiem jak się do niego zabrać, a bardzo mi zależy na uporządkowaniu myśli...
W związku zdarzają się zakręty. Mniejsze i większe, czasem na takim wirażu można sobie wybić zęby, czasem wyjechać na nową, prostszą drogę, która prowadzi wygodnie... aż do następnego zakrętu... Czasami jednak skręt prowadzi nas na szlaban z końcem drogi i stromym urwiskiem tuż za nim.
Nie wiem, w którym miejscu jestem teraz. Zakręt ciągnie się i ciągnie. W dodatku po wertepach...
Drażnią mnie tłumaczenia problemu typu:"póki nie było Juli, było inaczej". Oczywiście, że było. Oczywiście, ze miałam dla niego więcej czasu, więcej sił wieczorem. Ale z tym należało się liczyć, gdy zapragnęliśmy dziecka. Bo przecież pragnęliśmy go obydwoje... Wracamy z pracy późno, ja wcześniej, Mężon jakąś godzinę - dwie później (18- 19). Jemy "obiadokolację", chwila oddechu, odgruzowywanie mieszkania, kąpanie Juli i każde…