Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2012

Mężczyźni są z innej galaktyki.

Wczoraj i przedwczoraj spędziliśmy z Mężonem całkiem sympatyczne wieczory. W ramach akcji "szukamy nowej nici porozumienia, bo starą za chwilę szlag trafi", skoro mamy CZAS i WOLNĄ CHATĘ. Zaczynamy od tzw omawiania problemu. Gadamy, wałkujemy - i chociaż nie do końca się rozumiemy - może coś jeszcze z tego będzie? On ograniczył swoje wirtualne zabawy, ja staram się nie paść na pysk zaraz za progiem mieszkania. I póki co - jest miło. Wczoraj poszłam spać dumna z siebie (o rany, dzisiaj wcale na niego nie nawrzeszczałam!!?? czy to naprawdę możliwe?? :)) I nawet buzi na dobranoc dostałam. Obudziły mnie jakieś, szelesty, szurania, odgłosy przekładania papierów z miejsca na miejsce. Coraz bardziej natarczywe i wkurzające. No niee, tylko nie znowu... Otworzyłam oczy. Było wpół do dwunastej. Mój małżonek właśnie wyłączył komputer i jak zwykle zaczął sobie szykować ubrania i papierzyska. Oczywiście nie mógł nic znaleźć, oczywiście nie mógł odpuścić sobie szperania WSZĘDZIE. Wstałam

Cicho i zimno.

Milczą wszystkie pluszaki. Tylko ukochane - osiołek i piesek, wciśnięte malutką rączką do torby z "wszystkimconiezbędne" mają to szczęście, że wciąż są przy Niej. Cała reszta obrażona na mnie. Bo Jej nie ma. Wczoraj ryczałam jak bóbr. Mężona posłałam do wszystkich diabłów. Cały żal na "ten cholerny świat" upłynniłam we łzach. A potem, powoli, spokojnie, w miarę upływającego czasu i telefonów - no jak tam, jak droga? I szczebiotu mojego roześmianego dziecka w słuchawce - stres, złość, smutek - rozeszły się. Ich miejsce zajęła pewność, że nigdzie indziej Juli nie będzie lepiej. Że wyjazd dobrze wpłynie na jej zdrowie, szczególnie że... -----> ( coś o powietrzu w Krakowie ). A dziś - kiedy bladym świtem o mało nie odmarzły mi uszy i nos, byłam głęboko wdzięczna, że moje dziecko śpi sobie bezpiecznie pod cieplutką kołderką i całą tą zimę ma w głębokim poważaniu. I tego się trzymajmy! Zaczynam więc bycie "słomianą matką". Byle do marca!

Nowy dzień

śnieżny i mroźny. A wczoraj powitaliśmy kolejne życie :) Witaj Anielko!!! Jula już jest zdrowsza. Nie kaszle już tak strasznie w nocy, syropy działają. Póki co, spędza cały czas z moją Teściową, ale na niedzielę planujemy wyjazd.  Postanowiłam, że zrobię małą rewolucję w dziecięcym pokoju jak jej nie będzie. Przede wszystkim - łóżeczko bez szczebli - cóż, będzie wyłazić z łóżka, będzie wyłazić z pokoju (już bez trudu sięga do klamki) - drżyjcie więc rodzice, bo nie znacie dnia ani godziny :)) Pocieszam się tylko tym, że Jula jest wygodnisią - nie lubi spać w łóżku, w którym ktoś jej przeszkadza. Kiedy próbowałam ją wziąć do łóżka, gdy kaszlała (miałam nadzieję, ze się uspokoi i zaśnie) wierciła się, kręciła, rozpychała, by na koniec poprosić "odłóż mnie do łózecka mamusiu, ja chcem tam spać". Rano, gdy próbujemy dospać przynosząc ją do naszego łóżka, też uskutecznia działania zaczepne pt "zlób mi kaszkęęęę tatusiuu/mamusiuuu", a gdy jedno z nas się podda i wyczoł

Decyzja

spontaniczna, podjęta pod wpływem chwili. Ważna i trudna.  Wszystko właściwie już ustalone. A ja... Za każdym razem kiedy Jula budzi się z kaszlem czuję ból. Jakby ktoś mnie wykręcał, niczym mokrą ścierkę. Wstaję, przytulam, szykuję picie, wieszam mokre ręczniki na oparciu łóżeczka, podaję leki i... kładę się wściekła, że nie mogę jej bardziej pomóc. Że znowu się męczy, że była w przedszkolu tylko 3 dni i znowu jest chora. Że nie mogę z nią zostać... Wczoraj na wszelki wypadek pojechaliśmy na dyżur całodobowy do przychodni. Młoda, przesympatyczna pani doktor osłuchała Julę, bardzo uważnie wysłuchała mnie, wypisała listę specyfików, których mamy używać (bez antybiotyku) i uspokoiła, że to tylko przeziębienie.Tylko i aż. To tylko katar, który kiedy Julia się kładzie, podrażnia gardło i wywołuje kaszel. Ale "do przedszkola dziecko się nie nadaje". Tym razem z Julą siedzi Teściowa. Staramy się wszyscy wymieniać, żeby nie zawalać pracy. Ale i tak wciąż słyszę, że: "Pani

Podsłuchane :)

Mężon: Kiedyś urośniesz i będziesz dużą dziewczynką. Jula potakuje z przekonaniem: Taką jak Tatuś!!!

Ech co za noc...

Pogoda nadal zimowo - obrzydliwa. Taka pogoda na... grzańca :) Wróciłam wczoraj do domu zasmarkana i niepewna co do swego mienia (posiałam w pracy komórki) obejrzałam Władcę pierścieni (pięć tysięcy dziesiąty raz ;)) i usnęłam. Gdzieś tam słyszałam momentami, ze piętro niżej jest imprezka, ale wydawała się być kulturalna. O trzeciej imprezka przestała być kulturalna. Obudziło mnie głośne, chóralne wycie: "póóóójdęęęęęęęęęęęę booooosoooo!!!!!!!!! (powtórzyć wielokrotnie). Sąsiedzi ogólnie są spokojni, takie imprezki nie zdarzają się im często, więc przykryłam głowę kołdrą usiłując im wybaczyć i zasnąć. Niestety, mieli nieograniczony repertuar. I jak można się było spodziewać - między głosy biesiadników wbił się jeszcze jeden - dość cienki głosik - Mamuuusiooooooooooo!! Giiillllllllllllllllllllll!!! Poszłam, wytarłam nos, utuliłam i wróciłam do łóżka.... (powtórzyć wielokrotnie) i  tak już do rana.Imprezka szczęśliwie skończyła się koło 4-tej, o piątej Mężon wstał do pracy... Jest

Chwila z życia

Jula mości się w naszym łóżku w którąś z zaspanych rozleniwionych niedziel. Właśnie przybyła, taka rozkosznie zaspana, ale już pełna wigoru (zupełnie inaczej niż my ;)) Rozpycha się i wierci. W końcu mruczy: Jak duzo tych lodziców!!

Wiercą...

Bo pod moim biurkiem, piętro niżej,  robią remoncik - nowe biura dla nowych ludzi. Firma się rozrasta a mi już od tego głooowa pęęęka.... Wróciłam do pracy. Zza biurka śnieg jest w miarę odległy, niestety kiedy wychodzimy z Julą rano (tzn w nocy) z domu, jest jak najbardziej rzeczywisty. Młoda się w sumie nim cieszy - zostawia ślady wszędzie tam, gdzie ich jeszcze nie ma (na szczęście w nocy przybyła warstewka przykrywająca wydeptane ścieżki i nie musiałam brnąć za nią za daleko ;)) Niestety pobyt w domu nie wpłynął na Julę za dobrze. Odzwyczaiła się od hałasu, zaczepiających dzieci, poleceń i spania w chaosie ;) Wczoraj popłakiwała tęskniąc za mną :/ Jeszcze jakiś chłopiec bardzo ją sobie upodobał i ciągle zaczepiał... ciężka sprawa. Dziś oznajmiła, że zostaje w korytarzu, nie idzie do sali, potem poszła, ale z rykiem rzuciła się na mnie kiedy chciałam wyjść :/ Liczę na to, że jej przejdzie. Wczoraj przyszłam po Młodą wcześniej niż zwykle. "Rudaciocia" napadła na mnie z

Sen zimowy.

To moje marzenie od dobrych paru lat.  Póki jeszcze nie pada śnieg - póty funkcjonuję. Później śnieg oblepia mnie jak biała wata i do wiosny jestem "inna". Znudzona, zmęczona, zaspana, złośliwa... zimowa po prostu. Jedyne antidotum - książka, kawa i coś słodkiego. W domu jeszcze namiastka spokoju... Od czwartku będę przysypiać za biurkiem... I jeszcze Mama tak daleko :/. Byle do wiosny.

Uprzejmie donoszę iż...

żyjemy. Choróbsko przeniosło się na mnie, robiąc mi w gardle pustynię Sonora porośniętą kaktusami tak skutecznie, że właściwie to się nie żywię. Wyłącznie nawadniam. (moje marzenie o zrzuceniu świątecznego nadbagażu spełnia się  w zawrotnym, choć bolesnym tempie. - zapamiętać - uważać o co się prosi!!!) W skrócie -angina z przyległościami. Dobrze, że była Mamunia, bo przez pierwsze dni ledwo łaziłam i niewiele mogłam. Niestety dzisiaj zarządziła odwrót (:((((((((((((((((((((((((((((((((((((), więc do 18 będę się męczyć na zwolnieniu sama. Julinda w niezłej formie. Śniegu nam nasypało (I PO JAKĄ CHOLERĘ??) więc domaga się wypuszczenia z domu. Może Mężon zafunduje jej polarny spacerek, ja wolę zostać w igloo. Do napisania! :)

Losołek się gotuje

i babcia już się pakuje...  A moje dziecko? W dzień tornado, wulkan pomysłów, energii i ogólnie - okaz zdrowia. W nocy - kaszel, zapchany nos, maruda, jojczara, stęka, kwęka, wybudza się, rzuca po łóżku. No obłożnie chora. Aż się dzisiaj przeniosłam do jej pokoju, bo już mi nogi do d... wchodziły od ciągłego łażenia, przytulania, przykrywania, pocieszania, uspokajania. W moje wory pod oczami wlazło by dzisiaj ze 3 kilo węgla... lub co kto tam woli. Po 3 roku życia można zrobić testy alergiczne - przynajmniej będziemy wiedzieć NA CO jest uczulona, bo póki co to wojna z wiatrakami.  Dzięki Ci Boże za idealną Matkę Moją Jedyną, która tylko ciężko westchnęła jak jej zdałam relację i zaczęła szukać pociągu w Internecie. Cóżż... byle do maja..

Chyba się pochlastam...

Jula znowu kaszle. A wczoraj i w nocy miała gorączkę. W przedszkolu była ... tydzień. Masakra :(

I od nowa...

Przez świąteczno-sylwestrowo-noworoczny stretching żołądka (doskonałe określenie by moja bratowa ;)) non stop chodzę teraz głodna :/ Głodna = zła. Ale muszę koniecznie powstrzymać to rozciąganie, bo nie wygląda to najlepiej :/ Cóż, najpierw się żarło bez opamiętania, to teraz trzeba pościć :/ Tylko czemu zawsze ta mądrość przychodzi PO FAKCIE? (Jessu jakie to wszystko smaczne było ;)))) Dla poprawienia sobie nastroju wkręciłam się w przeszukiwanie netu. Szukam inspiracji. Bo nie tylko sobie przyjrzałam się krytycznie (tak jakoś mnie naszło, może to jakiś PMS albo co?) - mieszkaniu również. I należy szybko zdecydować co zrobić, żeby przestało ono przypominać składzik lub tymczasową przechowalnię Wszelkiej tymczasowości mówimy w tym roku "NIE" :). Roboty jest dużo - na pierwszy ogień pójdzie kuchnia i pokój Juli. Młoda rośnie, a przestrzeń wokół niej się zagraca. Kiedy widzę, że woli bawić się w salonie, bo "różowe heloł kitty spod choinki" zajmuje teraz pół jej