Drzewa strzeliły pąkami...
Nie będę się rozwlekać pogodowo, bo to, co się dzieje urąga wszelkim zasadom. Kwiecień plecień w całej okazałości, z dużą dozą przesady. Mieliśmy już i piękne słońce i mróz, i śnieg i wiosenną burzę z piorunami. Jeśli miałabym się czegoś spodziewać - to wszystkiego. Rozczarowań przynajmniej brak. Wprawdzie wiosnę mamy dziwną i nie do końca zachęcającą do aktywności wszelakich, ale Wielkanoc przyszła mimo wszystko i chcąc nie chcąc trzeba było się do niej jakoś przygotować. Na szczęście mobilizację miałam w postaci wizyty moich Rodzicieli, więc robiłam wszystko w oczekiwaniu na Nich :) Niestety w tym roku poniosłam cukierniczą porażkę na całej linii. Wszystko co mogło się nie udać -nie udało się wyjątkowo spektakularnie. Sernik opadł, babka była dorodnym zakalcem, a mazurek się rozsypywał przy krojeniu. Wprawdzie w smaku nie było to złe, ale z wyglądu naprawdę nie powalało. Cóż, kiedyś musiałam zaliczyć porażkę, na całe szczęście Matula przywiozła swoje ciacha, które j...