Ferie, feryjki, feriunie...
Jako, że jestem Matką Potomkini sztuk jeden, któregoś pięknego dnia wrześniowego dopadła mnie szkoła. Tak znienacka. A wraz ze szkołą pojawiły się upierdliwe szlaczki, literki, liczby... By, na wyższym levelu przekształcić się w dyktanda, wypracowania, zeszyty lektur, tabliczkę mnożenia i ułamki. Teoretycznie i tak miałam tam wrócić. Na szczęście wróciłam tylko w zakresie zadań domowych. W tej chwili mamy lvl.5. Jest dobrze, Potomkini ogarnia już sama większość materiału, próbuje nawet udowadniać, że sama wie lepiej... Daj jej Boże ;) W każdym razie, czasem jeszcze się nam zdarza, że poślęczymy przed jakimś sprawdzianem, albo nad gramatyką ojczystą. Doceniam więc ferie. Dwa tygodnie odpoczynku od szkoły. Niestety to jest równoznaczne z brakiem dziecka w domu, a nieobecność Młodej skutkuje wszechogarniającą ciszą. Denerwuje mnie ona. Ta cisza. Owszem, jest Mężon. Można włączyć tv i obejrzeć serial - nawet cały sezon, bez myślenia o sprzątaniu, praniu, o...