Entliczek pentliczek...
Kompletowanie wyprawki idzie nam całkiem sprawnie... W sobotę zebraliśmy się z Mężonkiem w sobie i pojechaliśmy najpierw na spacer do parku, żeby się trochę przewietrzyć, później uzupełniliśmy kalorie w królestwie smażonego kurczaka, na widok którego dostałam dziwnego ślinotoku... i na koniec zakotwiczyliśmy w magazynie pełnym zgromadzonych w nim akcesoriów dziecięcych. Jako, że zakupy były poważne - materacyk, pościel i kocyk do łóżeczka, rożek, kosmetyki - konto mężona kwiknęło tylko cicho pod obciążeniem :D A potem mężon kwiknął kiedy okazało się, że może zakupy nie są jakieś bardzo ciężkie, ale za to wyjątkowo niewygodne do niesienia. Materacyk szczególnie. Za to co chwilę łapał uśmiechy kobitek - podryw "na tatusia", nawet nieświadomie idzie mu świetnie :D Ciekawe, co będzie jak wyjdzie z Małą na spacer z wózkiem :D Został mi miesiąc do "godziny zero" - chyba pora spakować torbę do szpitala, bo już dwa razy mi się śniło, że rodzę i pakuję w pośpiechu rzeczy...