Źle się dzieje... Sto milionów kłopotów z mieszkaniem, napięta atmosfera w kontaktach z Rodzicami... (Mama podniosła larum, bo powiedziałam jej, że szukamy mieszkania pod Krakowem, bo nie stać nas na mieszkanie w Kraku o rozsądnym metrażu...) Już nawet było trochę lepiej - Mężon przez przypadek wlazł na bloga, poczytał, a potem bardzo dokładnie przypomniał mi co to jest seks (żebym mu obciachu przy ludziach nie robiła ;)). W sobotę dużo rozmawialiśmy, wzięliśmy Młodą na długaśny spacer i na zakupy... Sielanka. Nawet zdążyliśmy opić gorzki fakt, że będziemy musieli się wyprowadzić z Krakowa (ja oczywiście bezalkoholovo) A w niedzielę zapaliło się światełko - Teściowie zaprosili nas na obiad i zaproponowali swoją pomoc przy kredycie. W ogóle miła atmosfera. Oni mówiący ludzkimi głosami, zachwyceni Julą... Prawie udało mi się uwierzyć, że będzie dobrze. A dziś kiepska rozmowa z Mamunią, wierzę jednak, że wszystko da się jakoś poukładać, w końcu mamy przez rok razem mieszkać ;) ...