Skorupa wciąż rośnie. Okrywam się nią wciąż bardziej i bardziej. Nie wychylam się. Nie patrzę wstecz ani w przód. Wszystko dzieje się gdzieś obok. Coraz mniej mi trzeba. Coraz więcej mnie przysypia gdzieś w kącie. A za maile pt "przestań beczeć i ciesz się swoją córką, bo jest wspaniała" dziękuje bardzo. Wiem, że ona jest wspaniała, nikt nie musi mi o tym przypominać. I nie, nie pomaga mi to, że ktoś tak napisze. I to, że są dni, kiedy wstaję tylko dla niej, żeby razem posadzić kwiatki na balkonie, żeby pójść do zoo, zaprowadzić/przyprowadzić ją z przedszkola.. też działa tylko na chwilę. Ale stwarzam jej normalność - tak wiele normalności ile tylko potrafię. Przytulam, śmieję się - zatrudniam tą drugą mnie na pół etatu. Szukam stroju misia na przedszkolne przedstawienie, gotuję przysmaki, obmyślam tort na urodziny, bo przecież ma być z truskawkami. I przyjdą jej przyjaciele. I idę na kinderbal bo przecież będzie się śmiała, choć naprawdę wiele mnie to kosz...