Wkurw totalny.
Zwykle tak bywa, że... Do pewnego momentu jest super, doskonała relacja, pełne zrozumienie, odczytywanie zachcianek, picie sobie z dzióbków i tak dalej... Następnie przychodzi zgrzyt. I Misiaczkowi Dziubdziusiowi, Koteczkowi rosną rogi i pazury, kopytami zarysowuje parkiet, we wszystkim jest na "nie". Zaczyna używać słów "Mogłaś to zrobić wczoraj", " Mogłaś mi przypomnieć", " Nie wiedziałem", "Nie mam na to czasu" i "Czym ty jesteś zmęczona???" Nagle czujemy się odpowiedzialne za całe zlo tego świata łącznie z gradobiciem i plagą komarów. I domową boginię wśród fajerwerków i donośnych efektów dźwiękowych szlag nagły trafia. Oczywiście ten stan rzeczy nie trwa nigdy długo. Misiaczek piłuje szpony a Walkiria chowa uzbrojenie w zaciszu szafy... Ale są takie dni... Na szczęście mam na nie sposoby.. Dzisiaj taki: A Wy? Jakie macie rady na chwilowy Armageddon? :-)