Odliczam dni do urlopu.

 


Z tego, co słyszę wokół mnie, większość ludzi jest właśnie w trakcie urlopu, lub już po. Ja ciągle czekam. Przedszkole pracuje jeszcze do końca tygodnia. Budzik dzwoni rano coraz dłużej, bardzo kiepsko mi się wstaje, w pracy godziny dłużą się niemiłosiernie. Duchem już jestem nad morzem.

Przeglądałam historię bloga i okazało się, że nie opowiadałam tutaj o wakacjach. Pierwszy naszej trójki urlop nad morzem, to był rok 2015 i właśnie Jastarnia, do której wracamy w tym roku. Pierwsze wakacje, których nie bałam się zaplanować od kiedy zabrakło Braciszka. Pojechałam pokazać morze mojej Córce... 

Było... super :) Pojechaliśmy pociągiem, kuszetką. Po bilety na ten pociąg Meżon wybrał się po swojej drugiej zmianie w pracy, a ja mu wcześniej zajęłam kolejkę :)) Nie było łatwo, ludzi było mnóstwo, ale się udało. Mieliśmy cały przedział dla siebie. Trzy łóżka, jedno nad drugim. Córka Jedyna spała na najniższym, ja wyżej, Mężon pod sufitem. Oni wyspali się wspaniale, ja się budziłam na każdej stacji i jak tylko powiał mocniejszy wiatr, albo gdy coś gdzieś stuknęło :) Rano oni wstali rześcy i gotowi na przygodę, ja - jak zombie z przekrwionymi oczami :)) Podróż trwała baaardzo długo. Wyjechaliśmy z Krakowa o 21 a "już" o 7:00 rano Córuchna krzyczała - "patś mamo!!! Mozie!!" Fajny ten pociąg, taki nie za szybki ;) ale widok błękitu za oknem od razu przywrócił mi siły.

Kiedy wysiedliśmy z Jastarni, było stanowczo za wcześnie, żeby się meldować w pokoju. Zostawiliśmy więc tylko bagaże i tak jak staliśmy, poszliśmy "przywitać się" z morzem.


Ogarnęło mnie mega wzruszenie, kiedy Córka Jedyna z piskiem radości bawiła się z falami. Bose stópki to wbiegały, to wybiegały z wody. Banan na twarzy. Wtedy do mnie dotarło, że to jest mój sens życia. JEGO już nic mi nie wróci, ale JEJ mogę jeszcze tyle pokazać :)



Spędziliśmy mnóstwo czasu na plaży, Córuchna się kąpała, kopała (i zakopywała) dołki dla wody, budowała zamki, puszczała latawca. Wciągaliśmy się w te jej zabawy, ale też zabieraliśmy ją na wycieczki - do Władysławowa, do Ocean Parku, do Gdańska, popłynąć statkiem, na Hel do Fokarium, obejrzeć okolicę, poskakać na trampolinie, przejść przez park linowy...Im bardziej z radości śmiały jej się oczy, tym czułam się lepiej. Więc postanowiłam, że będziemy mieć taki czas razem co roku... Teraz Córka Jedyna już jest dużo starsza, poważniejsza, ale czas spędzony razem, nadal ładuje mi akumulatorki :) 

Zanim jednak będziemy moczyć się w morzu, już w niedzielę wybieram się na mój Dziki Wschód - będziemy z Matulą robić kolejny remont - tym razem u nich :)) 


I ramkę robię świecącą dla Juli. :)

Ok, zmykam. Odezwę się po urlopie - udanych wakacji, dla wszystkich, którzy będą jeszcze korzystać i spokojnych powrotów, dla tych, którzy już "po" :)

Komentarze

  1. Mam nadzieje, ze urlop byl wspanialy! U nas dzieci od wczoraj w szkole, ale przed nami jeszcze ostatni "letni" dlugi weekend. To takie pozegnanie lata. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatko, tak jak i u Ciebie, wietrznie i deszczowo, ale co nieco słońca na szczęście też udało się złapać , postaram się ogarnąć jakąś relację na bloga :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Zbieram dobre słowa ;)

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie