Listopada ciąg dalszy, na szczęście już się kończy.
Coraz ciemniej i coraz zimniej. Na piątek zapowiadają śnieg, co mi się wcale nie podoba. Ogólnie czuję się jak misiek, któremu nie daje się spać - nerwowa, zmęczona, gnuśna...brrr. Nie pomagają ani magnez, ani kawa, ani warzywa, którymi zastąpiłam czekoladę w imię mieszczenia się w spodnie... (całkiem prawdopodobne jest, w sumie, że senność to wynik braku czekolady, muszę się nad tym poważnie zastanowić ;)). Ale z sensem, kobieto, z sensem. Pisałam, że mamy rybki? No, mamy. Akwarium nieduże, stadko żyjątek też. Trochę się martwiłam, czy damy radę utrzymać je przy życiu z naszym roztrzepaniem, ale o dziwo trzymają się dzielnie. Oczywiście, na początku z pełnym zachwytem wymienialiśmy wodę, szorowaliśmy szybki, kupowaliśmy smakołyki, dosadzaliśmy rośliny... Potem zwierzątka spowszedniały. Szczególnie, że każdą roślinę, którą próbowałam im wcisnąć w żwirek, traktowały jako sałatkę do obiadu... Szkoda, że glony już im tak nie smakują ;/ Zakupiłam kiedyś na "Alledrogo" pakiet sta...