Dziura w kalendarzu.

 

Nie cierpię lutego. Nadal. Od dziewięciu lat, niezmiennie. Najchętniej wytarłabym go z kalendarza gumą myszą, albo po prostu usunęła wydzierając kartki. Niestety on przychodzi co roku i drażni. Oby się szybko skończył, wiosno ratuj!!!

W zeszły tydzień wleciałam z rozpędu. Tak pełna energii po dwutygodniowym zamknięciu, że nie zapaliło mi się żadne ostrzegawcze światełko, kiedy Szefowa poprosiła mnie o pomoc w sprzątaniu przedszkolnej piwnicy. Wciągnęłam niewyjściowe ciuchy, wypiłam mocną kawę na rozgrzanie i z wigorem zabrałam się wraz z nią za ogarnianie przestrzeni. 

Ogólnie nie ma dla nas rzeczy niemożliwych - sprzątałyśmy już razem po remoncie, więc miały w przeszłości miejsce już bardziej ekstremalne sytuacje - co to dla nas zakurzona i zalewana co jakiś czas piwnica ;) Wpadłyśmy tam jak dwie burze, odgruzowałyśmy przestrzeń, naszykowałyśmy górę pierdół do wyrzucenia, zorganizowałyśmy miejsce do przechowywania, uff, dumna byłam.

Trochę jednak przeszarżowałyśmy. Ona - Matula z dzieckiem przy piersi, ja z lekka przyduszona Covidkiem - wieczorem padłyśmy niczym konie po westernie... Ja chociaż tego dziecka przy cycku nie posiadam... Ale co tam, to się wytnie, ważne, że mamy to z głowy, bo dotąd żadna wysłana tam ekspedycja jakoś nie dała rady odgruzować całego tego bajzlu...

W ogóle pracę zaczęłam przyjemnie, bo dziewczyny zorganizowały mi prezent na urodziny, które przetrwałam na izolacji, a ja im przytaszczyłam za to ciasto do kawy :) Od razu też wykorzystałam bon do Empiku, który mi podarowały. Kolejne 4 książki zasiliły moją biblioteczkę na upierdliwe lutowe wieczory.

CJ wróciła z ferii od dziadków zadowolona jak zwykle, tylko przykro jej było wyjeżdżać - bo "za krótko!!". Cieszę się, że mam ją już w domu, tęskniłam jako słomiana matka. Chociaż z drugiej strony cieszyłam się, że jej nie ma i nie musiała się ze mną izolować i testować. 

Pochwalę się jeszcze, że udało się CJ skończyć obrazek "diamond painting". Jak zwykle na jakiś czas będzie miała dość tego typu rozrywki :)) ale cieszę się, że ma tyle samozaparcia, że to co zaczyna - kończy. 



Wiem, że chaotycznie, ale w tym miesiącu słabo z moim nastrojem - jak co roku. 
Byle do wiosny kochani!!

Komentarze

  1. Dobrze, że chociaż ona kończy, bo ja mam rozpirdoszone malowanie po cyferkach i diamenciki... Siedzą i czekają na lepsze czasy... :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Już powoli troszkę wiosennie się robi. Mam nadzieję, że po pełni księżyca pojawią się pierwsze oznaki wiosny i radość będzie większa niż obecnie. Widzę, że i Ciebie wirus dopadł w urodziny. Ja tak miałam rok temu. Oprócz tego chorowałam obecnie już trzeci raz.
    Na te nużące dni lutowe polecam przesadzanie kwiatów. To dobre zajęcie na deszczową i ponurą porę roku jaka jest teraz. Ja dziś przesadzałam wszelkie kwiaty. Trochę mi się nie chciało, ale jak już zaczęłam to końca nie było widać. Sporo z tym bałaganu, ale jak się zrobi to wystarczy na jakiś czas. Polecam ! Pozdrawiam serdecznie :)))
    P.S. Ups ! Znów się rozgadałam...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zbieram dobre słowa ;)

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie