Krok za krokiem, kwieciście...
Czas płynie jak zwariowany. Ani się nie obejrzałam, jak jest już połowa marca. Za chwilę się okaże, że za późno sieję rzeżuchę na Wielkanoc... W przyrodzie pomału wszystko zaczyna wyłazić spod ziemi. Przy stajni, gdzie CJ jeździ konno pojawiły się już przebiśniegi, w ogródkach przy blokach kwiecą się już pierwsze prymulki. Ale mam ciągle wrażenie, że w zeszłym roku było już o tej porze dużo bardziej zielono. (chyba na pocieszenie zakwitł mi grudnik, świrus, którego uratowałam z Biedronki, przed całkowitym zasuszeniem ;)) Cały zeszły tydzień przesiedziałam na L4. Posłuchałam Pani, do której chodziłam na zabiegi rehabilitacyjne, i która pokazała mi palcem swoją dłoń i powiedziała: "O TU, TU mi kaktus wyrośnie jak się pani cokolwiek poprawi jak nie będzie pani odpoczywać, tylko biegać do pracy". Odpuściłam. Poszłam do lekarza, pani doktor popatrzyła na mnie jakoś dziwnie, jak jej powiedziałam, że już pięć zabiegów, a ja nadal w pracy... Przestałam sobie tłumaczyć, że prze...