Dzień dwudziesty ósmy
Tęsknię za wiosną. Za oknem marna jej imitacja, słońce znudzone ciągłym spaniem, wróciło na chwilę z urlopu i szczerzy się promiennie zza chmur... Jakoś tak... Przysypiam za biurkiem... Jakoś tak... Nic mi się nie chce... Typowe zimowe przesilenie dobrego nastroju. Ten świąteczny zdycha pomrukując z niezadowoleniem, ten oczekujący na wiosenną odwilż jeszcze się nie pojawił... I tak zawisło coś w powietrzu monotonnego szarego, względnego... Nie lubię szarości. Jeśli już, to perłowoszary, połyskujący cień na powiekach...