Dzień trzydziesty piąty


No i piękną mamy wiosnę tej zimy, prawda? :) Leszczyny mają zimę daleko w nosie... Ciekawe czy pszczoły też, bo jak się nie dogadały wcześniej - to z orzeszków w tym roku nici :/...
Dziwny ten świat się robi, kiedyś zima to była zima - od grudnia (a nawet połowy listopada) do połowy marca i nie było zmiłuj się...
Wtedy nawet koty były wkurzone...

Rudy kocur z trudem przebija się przez zaspy i krzyczy:

- No i k*a gdzie? Pytam was - gdzie jest ta p*lona wiosna? Gdzie dziewczyny, przebiśniegi, świergolenie skowronków? Choćby ćwierkanie wróbli, choćby krakanie wron - gdzie to k*a jest? A odwilż kiedy wreszcie przyjdzie? Śnieg z nieba sypie jakby ich tam w górze p*ało... Niby ponoć wiosna już jest - łgarstwo i oszustwo na każdym kroku, k*a...

A ludzie, słysząc kocie krzyki uśmiechali się do siebie i mówili łagodnie:
- Słyszysz jak się drze? Wiosna idzie... Kotów nie oszukasz....

A teraz? Początek lutego, a tu się trawusia zieleni, kwiatki jakieś kwitną... +6 stopni...
Dla mnie osobiście taka temperatura jest całkowicie optymalna. Nigdy nie byłam zagorzałą fanką śniegu i wszystkiego co się z nim wiąże. Tylko czy roślinki się przystosują? Byłoby to na pewno niezłe, gdyby się przystosowały - świeże truskawki w kwietniu? :)

Ale tak właściwie, to na wiosnę naprawdę jest jeszcze dużo za wcześnie...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie