ueee...
Julka właśnie postanowiła sprawdzić moją wytrzymałość. I cierpliwość. I wszystkie inne przymioty dobrej mamusi które są już u mnie na wykończeniu...
I to tak z dnia na dzień. W sobotę była słodkim aniołkiem, w niedzielę wyszły jej rogi i wyrósł ogon diabełka... Próbowaliśmy z Mężonem chyba wszystkiego. Śpi jak zając - 15 minut, pół godzinki... Potem jakieś 15 minut uśmiechów i dobrego humoru. Później zaczyna się masakra... Na każdą próbę zabawienia Jula reaguje jojczeniem - nie jest to płacz, tylko wkurzające "yyyyy....." z buzią w podkówkę...
Je tyle co zwykle, zachowujemy rytm dnia, usypiamy ją jak zwykle... Nie wiem ,co jest nie tak... Może pogoda? Od niedzieli ochłodziło się i przelotnie pada... Może mam w domu meteopatkę??
A już się cieszyłam, bo ostatnio zrobiła się bardzo radosna i kontaktowa, zaczęła wysoko podnosić główkę, podciągać się do siadania, bawiło ją to - kiedy się jej udało za każdym razem buzia śmiała się od ucha do ucha... Teraz też bawi - owszem, ale tylko na momencik i szybko trzeba szukać innego zajęcia bo odzywa się to yyyyy.....
Ja chodzę notorycznie niewyspana - uczenie młodą spania w łóżeczku to koszmar. W dzień zasypia bez problemu, wieczorem też, ale budzi się w nocy i jojczy po karmieniu wieczność :/
Zbliżają się chrzciny, a później - tylko chwilka do października i mojego powrotu do pracy. Mam mieszane uczucia. Najchętniej zostałabym z Młodą przynajmniej do momentu kiedy skończy roczek... Ale chcemy wziąć kredyt na mieszkanie, żeby przestać się wreszcie tułać w tą i z powrotem po wynajmowanych mieszkaniach. A do tego potrzebne są dochody nas obydwojga... Poza tym jak słyszę, w mojej firmie tyle się dzieje, że jak nie wrócę teraz - później nie będę miała już do czego wracać, bo zwyczajnie tego nie ogarnę. Z drugiej strony, jak pomyślę, że ona jest jeszcze taka malutka, nie potrafi powiedzieć czego chce... a zajmą się nią zupełnie obcy ludzie...
Kredyt mieszkaniowy... A rynek mieszkań w Krakowie to po prostu masakra - przynajmniej jeśli patrzeć na nasze możliwości finansowe......................... AAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!
Ech, podły mam nastrój - i jeszcze się dziwię że młoda marudzi... :/
I to tak z dnia na dzień. W sobotę była słodkim aniołkiem, w niedzielę wyszły jej rogi i wyrósł ogon diabełka... Próbowaliśmy z Mężonem chyba wszystkiego. Śpi jak zając - 15 minut, pół godzinki... Potem jakieś 15 minut uśmiechów i dobrego humoru. Później zaczyna się masakra... Na każdą próbę zabawienia Jula reaguje jojczeniem - nie jest to płacz, tylko wkurzające "yyyyy....." z buzią w podkówkę...
Je tyle co zwykle, zachowujemy rytm dnia, usypiamy ją jak zwykle... Nie wiem ,co jest nie tak... Może pogoda? Od niedzieli ochłodziło się i przelotnie pada... Może mam w domu meteopatkę??
A już się cieszyłam, bo ostatnio zrobiła się bardzo radosna i kontaktowa, zaczęła wysoko podnosić główkę, podciągać się do siadania, bawiło ją to - kiedy się jej udało za każdym razem buzia śmiała się od ucha do ucha... Teraz też bawi - owszem, ale tylko na momencik i szybko trzeba szukać innego zajęcia bo odzywa się to yyyyy.....
Ja chodzę notorycznie niewyspana - uczenie młodą spania w łóżeczku to koszmar. W dzień zasypia bez problemu, wieczorem też, ale budzi się w nocy i jojczy po karmieniu wieczność :/
Zbliżają się chrzciny, a później - tylko chwilka do października i mojego powrotu do pracy. Mam mieszane uczucia. Najchętniej zostałabym z Młodą przynajmniej do momentu kiedy skończy roczek... Ale chcemy wziąć kredyt na mieszkanie, żeby przestać się wreszcie tułać w tą i z powrotem po wynajmowanych mieszkaniach. A do tego potrzebne są dochody nas obydwojga... Poza tym jak słyszę, w mojej firmie tyle się dzieje, że jak nie wrócę teraz - później nie będę miała już do czego wracać, bo zwyczajnie tego nie ogarnę. Z drugiej strony, jak pomyślę, że ona jest jeszcze taka malutka, nie potrafi powiedzieć czego chce... a zajmą się nią zupełnie obcy ludzie...
Kredyt mieszkaniowy... A rynek mieszkań w Krakowie to po prostu masakra - przynajmniej jeśli patrzeć na nasze możliwości finansowe......................... AAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!
Ech, podły mam nastrój - i jeszcze się dziwię że młoda marudzi... :/
Znam ten dylemat:)Wróciłam do pracy jak mały miał 5 miesięcy ale też gdybym się nie zdecydowała to nie miałabym później gdzie wracać. Na pocieszenie Ci napiszę, że mój syn za tydzień idzie do przedszkola i w niczym nie ustępuje dzieciom, które siedziały z mamami w domu. Jest pogodny, radosny, zdrowy, ciekawy świata, doskonale mówi jak na swoje 3 lata:)Ale ciężko mi było, nie ukrywam. Co do humorków małej to może faktycznie wyczuwa Twoje nastroje, poddenerwowanie i w ogóle. Będzie dobrze:)Inezka
OdpowiedzUsuńurosła!!!!! ona czuje twoje zmęczenie,nerwy,,,,poza tym no sorry ale wywaliłaś ją z fajowego wyrka!!! bądź dzielna wierzę w Ciebie.ja nie byłam i do dziś śpimy razem czyli prawie 3 lata.nie zebym marudziła ale chyba już czas.szkoda,ze wracasz do pracy ale tak to już teraz jest.przynajmniej masz pracę więc i to zaświadczenie o dochodach będzie.Wszystko się ułozy.Sciskam
OdpowiedzUsuńBardzo możliwe, że meteopatka. Jak Krystianek był wybitnie nie w sosie i miał focha na wszystko przez kilka dni nasza pani doktor zawsze mówiła, że dzieciaki strasznie reagują na pogodę. Poza tym stres i może wyczuwa zmiany?
OdpowiedzUsuńJak wyzdrowieję to mogę ją na chwilkę zabrać a ty się wreszcie wyśpisz :D
No pogodna to raz, a dwa Mała wyczuwa nastroje...ja jeszcze nie znam dylematu zostawienia dziecka, mam nadzieję, że niedługo poznam:), ale wierzę, że Ci ciężko. Jednak głowa do góry, wszystko ładnie się poukłada, zobaczysz:)
OdpowiedzUsuńmnie przeraża, że w sumie zaraz po porodzie trzeba wracać do pracy. na razie nie mam takiego problemu, bo jednego i drugiego brak :(
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki na pewno dacie radę,
Inezko dziękuję Ci bardzo za podniesienie na duchu - nie wiem jeszcze jak to będzie... czy w ogóle będzie miejsce da mojej Małej... Ale najbardziej chciałabym z nią zostać, cieszyć się nią...
OdpowiedzUsuńOlu, ona rośnie jak na drożdżach :) i właśnie boję się ze przegapię to rośnięcie :( Staram się być pogodna i myśleć tylko o tym co pięknego przynosi nam dzisiaj - nie myślę o jutrze
Eunice jakbyś ją zabrała to dopiero bym nie mogła spać :D
Dzięki!!
Myszaku przyjdzie i na Ciebie kryska - ale bardzo się z tego cieszę :D
Claro wszystko w swoim czasie, zobaczysz :*
witajze znowu :)))napisze Ci,ze maluchy juz do konca zycia beda sprawdzac nasza cierpliwosc. Ja mam tak juz przez 2,5 roku. Ciezko:( ale miejmy nadzieje, ze Julcia jest grzeczniejsza niz moj syn. Co ja gadam wszyscy sa grzeczniejsi niz moj syn. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj współczuję powrotu do pracy, nie wiem czy ja bym dała radę. Mam ten komfort, a może i nie... że nie pracuję i mogę być z synkiem ile dusza pragnie, no ale też mój synek dużo starszy od Julci...
OdpowiedzUsuńA co do jej marudzenia... a to nie na ząbki? Ostatnio dużo czytam o dzieciowych sprawach i podobno objawy bólu dziąsełek na ząbki mogą sie ujawnić nawet kilka kilkanaście tygodni przed wyrzynaniem się zębów...
Znalazłam fajne forum, może tam poczytasz:
www.ebobas.pl/forum
Shirin nie pocieszaj mnie w ten sposób :D Do końca życia?? :D:D Oj to moje chyba krótko potrwa :)) Dobrze, że jesteś :)
OdpowiedzUsuńAlmuś dzięki za linka na pewno skorzystam :) Ząbki raczej nie, bo ona marudzi jak przychodzi jej pora do spania - pewnie muszę przeczekać :) A co do pracy... zobaczymy jeszcze jak będzie :/