Paranoja

kompletna. Dziecka nie ma, błogi święty spokój, a ja... Zamiast cieszyć się życiem jojczę nad pustym łóżeczkiem :/
Tęsknię nieopisywalnie. Głaszczę zabawki. Nękam Mamę telefonami (ona już nie weźmie Juli za cholerę przeze mnie :/) Wszystko do bani.

W domu bajzel, bo nie chce mi się sprzątać, na obiad kluski z serem bo nie chce mi się gotować. Zrobiłam wprawdzie pranie, ale to było 3 dni temu, a ono wciąż wisi....
Totalna dezorganizacja. A z Julą w domu mogłam góry przenosić i rzeczy niemożliwe załatwiać na wczoraj :/

Zwalam wszystko na to, że jestem chora. 

Fakt, zatoki zapchane, gardło spuchnięte, kaszel gruźliczy... I mimo opychania się aptecznym świństwem nie mija. Mężon za to zaczyna przejmować ode mnie zarazę...

I jeszcze w tym stanie biegam za kiecką na wesela... Na szczęście skurczyły się o jedno i idę tylko na dwa, co znacznie obniża koszty, ale... Budżet trzeszczy. 
Więc - poleciałam na wyprzedaże. Każdy normalny człowiek kupiłby najpierw sukienkę. Ale nie ja. Mi się nic nie podobało. A potem wleźliśmy z Mężonem po buty dla niego do Deichmanna i ... wpadły mi w oczy.. zasłaniając świat cały... Nie mam ogólnie butowych ciągotek, ale tym razem dostałam... I kupiłam.



A jak już wyszłam ze sklepu oprzytomniałam i zrozumiałam, ze należy teraz kupić sukienkę w pasującym kolorze... Chryste przecież nie czarną. A to pod spodem jest... łososiowe!!!!

Łososiowe pod czarnym na butach podoba mi się bardzo. Łososiowe bez czarnego na mnie już niekoniecznie. W sklepie obok specjalnie założyłam łosoś-kiecę - wyglądałam w niej jak kiełbasa parówkowa :////


Podejrzewam, że zaraza rzuciła mi się na mózg. Tak konkretnie!

Cóż, kasa przeznaczona na buty wylądowała w kasie sklepu. Mężon na szczęście kupił sobie normalne buty, z których wciąż jest zadowolony. 

A moja historia ma niestety ciąg dalszy. W GK jest sklep. Z sukienkami, których styl po prostu BARDZO mi się podoba. Bardzo bardzo. Zakochałam się w sukience ślubnej z ich kolekcji, kiedy jeszcze byłam panną (oczywiście nie było mnie na nią stać). A później, kiedy tylko trafiała mi się okazja, oglądałam kiecki przez szybkę, bądź na wieszaczkach. Nawet nie mierzyłam, bo PO CO.

Ale tą razą ;) trafiła się WIELKA okazja, bo sklep postanowił wyprzedać "resztki" - końcówki kolekcji z poprzednich lat. We wtorek od rana :/ Każda kiecka miała kosztować 60 zł. No i co zrobiłam ja? Oczywiście pogalopowałam zaraz po pracy, bez wielkich nadziei wprawdzie bo niby co ja tam mogę znaleźć o tej porze?
Dotarłam jednak. I na wieszakach było DUŻO. Dużo też wzięłam do przymierzalni. Niestety to, co mi się podobało, zazwyczaj było szyte na wysoką i smukłą kobietę, którą oczywiście nie jestem i choć mierzyłam własny rozmiar, lustro pokazywało nie odaliskę lecz groteskę...
Ale jednak ... kupiłam. ŁOSOSIOWĄ sukienkę. Sam łosoś z góry na dół.  O taka:
Tylko, ze ta na zdjęciu nie jest łososiowa oczywiście. Tylko fason się zgadza. 

Wróciłam z nią do domu, ubrałam się i rozryczałam. Ogromny dysonans pozakupowy. Straszny. Bo znowu wyglądałam jak parówkowa!!!!! Kiecka nie ma żadnych akcentów, bez dodatków zlewałam się w jedną plamę.. Przestała mi się podobać. I zaczęłam kląć że ją kupiłam. Ale, coś trzeba było robić. Krytycznym okiem przyjrzałam się sobie w niej, pojedynczym elementom każdemu z osobna, następnie zdjęłam górę, podciągnęłam spódnicę na biust... Oglądał ktoś może bajkę "Pomysłowy Dobromir"?? :)))
Dół mi się podobał. Bardzo. I ten właśnie dół zaniosłam do krawcowej, która zmieni mi go w jednoczęściową sukienkę  bez ramiączek, za to z czarną szarfą pod biustem i dopinanym kwiatkiem. Wykończenie, które jest na zdjęciu nad biustem też się pojawi... Ciekawa jestem efektu... Pani Dunikowska (autorka kiecki) pewnie by mnie za to oskalpowała, ale na pokaz mody nie zamierzam się udawać, więc jest szansa że się nie dowie :D:D I być może nie będę wyglądać u Braciszka na weselu jak kiełbasa parówkowa :/

Uff lepiej mi trochę, może nawet kupię te wiśnie na dżem? I zakiszę ogórki jak miałam w planach??

Żeby jeszcze ta zaraza dała sobie spokój. 
No pa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie