Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2013

Miałam...

Obraz
Miałam tyle Wam opisać. Choćby o tym: które wynikło z tego: a TO znowu było wynikiem TEGO . Miałam napisać o nadmiarze żółtego i o tym, jak to żółte spożytkowałam. Miało być o mysich ogonkach, nieudanej wyprawie do Krzysztoforów, o królikach i czasie, który spędzam w kuchni i kto ma przez to problem. Dużo miało być.  Ale wczoraj w pracy dostałam wysokiej gorączki i wysiadło mi gardło. A w przedszkolu Julinda zaczęła kaszleć kaszleć kaszleć... A wieczorem zagorączkowała. W przychodnianym audiotele mamy "numerek" na 14:30. Z dobrych wiadomości - dziś wieczorem na Głównym z pociągu wysiądzie moja Mama. Ratunek nadciąga ;) Obiecuję, że wszystko nadrobię w poniedziałek. I będą prezenty. A teraz wracam pod kołdrę z cytrynowym Earl Grey'em. Do napisania!

O faktycznym stanie rzeczy.

Nigdy jakoś za bardzo nie przejmowałam się Walentynkami. Ani mnie ziębiły ani nie parzyły. Wciąż "stosunek do" - żaden. Ale prezenty lubię. I jak Jula przyniosła mi wczoraj pudełko ptasiego mleczka - nie odmówiłam ;) W tramwaju słyszę różne rzeczy. Mimowolnie jestem świadkiem rozmów, dywagacji, kłótni bądź miłosnych wyznań. Wczoraj o walentynkach było właśnie. Ich było trzech - wyrośniętych młodzianów, w wieku prawie ożenkowym. Ja stałam tyłem do nich, przodem do okna i liczyłam przystanki.  Rozmowa brzmiała następująco: M1- To jak? Idziemy na wódkę? M2 - Nie mogę, no co ty, kasy nie mam, walentynki dzisiaj. M3 - Walentynki? TY obchodzisz walentynki? M2 - No, jak kupię lasce pluszaka to mnie może do łóżka wpuści. Ot cały sens ;)

Obraz, dotyk, dźwięk, zapach i smak.

Obraz
W "tłusty czwartek" byłyśmy z Julindą u Zosi i jej mamy. Pączki usmażone przez D. - Doskonałe po prostu :) Z powidłami śliwkowymi i malinowymi. Rozpływały się w ustach... Cudne...Mięciutkie. Przepis. Pamiętać o przepisie... A po słodkim czwartku ochota na zupełnie inne. Zielone. Czerwone. Chrupiąca roszponka. Delikatny jogurt grecki. Maleńkie pomidorki koktajlowe, które mają trochę więcej smaku niż plastikowe duże. A na słodko - mocny czekoladowo-kokosowy zapach. Doskonale rozsmarowujące się na ciele masło do ciała o konsystencji musu... Obłędny...   zd jęcie z lula.pl    W sobotę - na życzenie - kontynuacja kokosu. Ty m razem chrupiące ciastka z mleczną kawą... I spokojne, babskie  pogaduchy w dorosłym języku, bo mała  przeszkadzajka pojechała z wizytą do babci, a Mężon w pracy - jak zwykle....  Relaks doskonały... :)  I przeglądanie katalogu i rodzące się pragnienie posiadania... Kuszący zapach, zapadający w pamięć... TEN. ...

Pączkowanie - i och Matka się chwali!! :D

Wiecie... Byłam w przedszkolu na rozmowie z Paniami przedszkolankami. Indywidualnej. Leciałam z wywieszonym jęzorem żeby się nie spóźnić, zmachana, zmęczona dniem usiadłam na małym krzesełku i... odpłynęłam. - Bo o Juleczce, to sama przyjemność mówić, wie Pani? Dostałam pisemko z opisem zachowań mojego dziecka w przedszkolu. Zestaw prac plastycznych Juli, na przykładzie których Pani tłumaczyła mi jakie umiejętności ma moje dziecko, chociaż właściwie jeszcze niekoniecznie musi je mieć (a dla mnie były one naturalne). Usłyszałam o wspaniałej pamięci, o spostrzegawczości ( w domu szukanie różnych rzeczy jest metodą Tatusia - Mamuuuń gdzie jeeest????) cierpliwości (ale że co??), umiejętności dokładnego wypełniania poleceń w ćwiczeniach, bogatego słownictwa... Wróciłyśmy do czasów, kiedy przyprowadziłam Maleństwo po raz pierwszy. Do czasów, kiedy Jula nie cierpiała dzieci, kiedy drażniły ją do tego stopnia, że Panie wydzielały jej w przedszkolu kącik zasłonięty krzesełkami ...

Pierwszy raz.

To był udany weekend. Tak serio serio. I zaczął się od tego, że w sobotę rano znalazłam w łóżku Mężona. Co WCALE nie jest niestety takie oczywiste. Bo oczywiste jest niestety, że w soboty budzę się sama. Ale nie w tą. I niecnie to wykorzystałam ;). A potem... Leniwe śniadanko, leniwe sprzątanko, rajd po sklepach meblowych... Mogłam sobie usiąść na krzesełku moim przyszłym, które sobie już oblukałam w internecie a w Kraku znalazłam za cenę o 60 zł wyższą... To se posiedziałam tylko ;) Kurczę jeszcze trochę, zamówimy stół i krzesła i będzie wyglądać :D I bułki upiekłam. I z Julindą się obśmiałam, wybawiłam ech :) A w niedzielę za to był galop. Bo śniadanie późno - tak jakoś się Młodej zaspało - do ósmej ;) Bo faworki, bo obiad, bo....  No właśnie  KINO. :) Obiecaliśmy w sobotę, olaliśmy Hobbita i ruszyliśmy.  Kocham takie sytuacje. Kiedy Młoda kręci głową dookoła siebie, z rozdziawioną buźką chłonie NOWE. Kocham jej pokazywać świat, tłumaczyć...