O tym gdzie byłam, jak mnie nie było i...
21 czerwca Julinda zakończyła tegoroczne przedszkolakowanie.
Wyraźnie zmęczona, z lekkim katarkiem o poranku, zniechęcona... Nawet perspektywa "występów" w krakowskim stroju i deklamowanie kolejnego "poematu" z cyklu "jestem misiek zuch piłem mleko dziś za dwóch" nie nęciła jej za bardzo. No to tydzień sobie odpuściłyśmy. Spakowałyśmy się, a w sobotę Córuchna się wystroiła...
po czym ucałowała Tatuńcia na do widzenia i wpakowała do pociągu. Niestety podróż nam się dłużyła.... (co widać po fotkach, które matka z nudów strzelała)...
i dłużyła...I córcia na okrągło gadała i nudziło się jej, jak juz przykleiła wszystkie naklejki i pomalowała cale dwa obrazki i połapała rybki (pociąg jedzie 4,59h ;)) I tego domku Babci wciąż nie było widać ;) Aż (wreszcie) dziecko podróż zmogła i dziecko padło -
Na szczęście w końcu dotarłyśmy i bezpiecznie wytaszczyłyśmy się na peron, z którego odebrali nas moi rodzice. I już w niedzielę można było puszczać bańki w ogrodzie u pradziadków :)
Byłam sobie TAM tydzień. Odpoczęłam psychicznie, nabrałam dystansu, nacieszyłam się rozmowami z rodzicami i dziadkami. Ze śmiechem obserwowałam Jak Jula obejmuje ich wszystkich w posiadanie, jak zapełnia swoimi rzeczami pokój, w którym kiedyś mieszkałam, jak się zadamawia. Widać, ze czuje się tam jak najbardziej na miejscu. I choć były łezki na pożegnanie w piątek (ja starałam się trzymać fason i machałam na stacji z czymś w rodzaju uśmiechu ;)) to wiem, że nigdzie indziej nie będzie jej lepiej. (No, może w domu ze mną i Mężonem ;)))
W sobotę były imieniny Mężona. Nawiedzili nas Teściowie. Wszystko byłoby ok, ale niestety nie zsiadł mi się sernik na zimno. I były imieniny bez ciasta. Za to z sałatką, szaszłykami, skrzydełkami na ostro... No ale bez ciasta?? Mówi się trudno ;)
W niedzielę upiekłam kolejny placek. Bo w poniedziałek miałam bardzo ważne spotkanie :)
Na które bardzo długo czekałam. I które NARESZCIE doszło do skutku.
Ale jeszcze w poniedziałek rano, zanim odwiedziły mnie dziewczyny, miałam bliskie spotkanie z niejaką Ewą Ch. Ja na nią patrzyłam, ona mnie nie widziała. Ona z uśmiechem mówiła "wytrzymaj jeszcze trochę" - ja przez zęby cedziłam, że jest sadystką. Ona zgrabnie fikała nóżkami niczym nimfa, ja próbowałam to za nią powtórzyć z gracją zawodnika sumo... A dziś biegałam po schodach. Rano. Najpierw w dół, niczym motyl. potem w górę z zakupami - zasapany, czerwony parowóz. Miesiąc podobnej katorgi dla siebie przewidziałam - Ewka, dieta i schody. A potem się zobaczy ;)
Na szczęście spotkała mnie nagroda za katorgę. Trzy wspaniałe dziewczyny przyjechały odwiedzić moją wieżę, w której przebywam sama jak palec, póki mężon nie zwlecze się z pracy. To był wspaniały babski sabat z widokami na jeszcze i jeszcze... A Kasia z brzuszkiem, chuda jak palec stała się moją giga-motywacją ;)) Natalia jak promień słońca i Aneta :) Ze sporą częstotliwością schło nam w ustach od gadania :)) Już za wami tęsknię! Chcę jeszcze!!
Blog to prawdziwe okno na świat. Na dobrych ludzi, którzy są wokół. Dzięki, że jesteście :)
W przyszłym tygodniu zaczynamy malowanie - ojjj będzie się działo, a w tym - cóż, znów pakuję dobytek ;)
Buziolce!!
W przyszłym tygodniu zaczynamy malowanie - ojjj będzie się działo, a w tym - cóż, znów pakuję dobytek ;)
Buziolce!!
Przyjadę i Ci pomogę w tym pakowaniu! Czekaj tam na mnie!
OdpowiedzUsuńJa Ci chciałam też podziękować, za te cudne cztery godziny (ależ się zasiedziałysmy :o) i za to ciasto co Ci tak nie wyszło (Że niby za ciężkie czy coś? A fe!). Wcale nie było dobre. Tak stwierdziłam po trzecim kawałku jak się już przekonałam :))) na drugi raz nie zapomnij go zrobić! Ble! :PP
Następnym razem mam nadzieję będziemy już z Julką! Ciotka musi poznać!
A mieszkanie masz piękne! <3
:*
:) cieszę się ze jesteś. Bardzo. Jula też z radością Cię pozna. Mieszkanie ot dziupla taka :) A ciasto straszne, następnym razem upiekę lepsze :) dziękuję że przyjechałyście :*
UsuńCudownie przeczytać taki post! Cieszę się, że już jest odrobinę lepiej i znów otwierasz się na świat :) Udanych wakacji dziewczyny! :-)
OdpowiedzUsuństaram się dalej łapać chwile. Dla Juli :) Nawzajem :)
Usuńmój Jaśko jedzie z mężam pociągiem do szczecina w piątek ;)))) czeka ich długa podróż...bardzo się cieszę, że mogę Cię taką czytac :**8*
OdpowiedzUsuńI jak tam podróż? :) Mam nadzieję że obydwaj jakoś ją znieśli ;)
Usuńjak tu dzis pozytywnie. Nawet nie wiesz jak milo czyta sie u Ciebie takie notki :)))
OdpowiedzUsuńTak trzymaj. Buziaki!!!
wciąż się zdarzają również pozytywne dni. O dziwo.. nie obiecam że tak będzie cały czas, ale dzięki.
UsuńJeja jaka Julinda zestrojona zajechała:))) a poważnie mega duma ciotkę rozpiera, bo tyyyyle godzin jazdy???Jula-szacun!
OdpowiedzUsuńHej, nic nie mówiłaś, że się dietujesz!To może i ja dotrzymam Ci kroku, co? we dwie raźniej:P
a spotkania to Wam zazdroszczę jak nie wiem co! Ja też kcem:(((
całusy wielgachne:*
:) dzieki :*
UsuńBoska Julcia!!!!!!!! cóż wiecej mogę dodać...
OdpowiedzUsuń:****
No ja jedyna "nie-blogerka" na sabacie również przyznaję, że było super....tyle tematów do obgadania i żartów itd. było mega sympatycznie :-) a to że służę jako motywacja wywołuje u mnie szoking. Szczerze.
OdpowiedzUsuńP.S. uważam, że autorka tego bloga jest mega wspaniała, hojna i ujmująca.....podobnie jak pozostałe dwie czarownice z którymi przyjechałam :-p
Pozdrawiam Kasia.
Jo Ci dam czarownicę!! :PP
Usuńkurczę aleś wazeliną pojechałaaaaa Kasiu :) miło mi Cię tu u mnie widziec i bardzo się ciesze że mogłam Cię poznać będziesz wspaniałą mamą :* A reszta czarownic też cudna, popieram ;)
UsuńBije dobra energia z tego posta :)))
OdpowiedzUsuń