Śnieg.

 Śnieg zawsze był dla mnie problematyczny. 

Z jednej strony jako dziecko kochałam jazdę na sankach, lepienie igloo z Braciszkiem, wszystko takie czyste, białe, skrzące...

Z drugiej - zimą ciągle byłam chora, nie raz przy podstępnym słoneczku skąpałam się w przydrożnym rowie, lub innym płytkim zbiorniku wodnym, choć zamiar miałam tylko poślizgać się na wyglądającym bardzo zachęcająco i bezpiecznie lodzie. Wracałam potem w mokrych butach, a niejednokrotnie mokrym wszystkim ;) do domu. Matula dosuszała i profilaktycznie aplikowała medykamenty między jednym a drugim ochrzanem, że może w końcu czegoś bym się nauczyła, ale zwykle kończyło się to gorączką i zapaleniem oskrzeli... Morsowanie to stanowczo dla mnie sport ekstremalny, a z ekstremalnych to ja uprawiam wyłącznie czytanie do rana i funkcjonowanie niczym zombie na drugi dzień ;)

Nie przepadałam nigdy i dotąd nie przepadam za nakładaniem na siebie stert ubrań wszelakich i choć o odmrożeniach dzisiaj można już właściwie zapomnieć (bo co to jest za zima teraz - phi! ;) ) to nadal wolę przeczekiwać ujemne temperatury pod kocem z ciepłą herbatą. 

Na pewno miał też w tej problematyczności swój udział fakt, że nie raz pędząc do szkoły poślizgnęłam się tak nieszczęśliwie, że nogi frunęły wyżej głowy, a moja kość ogonowa przyjmowała na siebie cały ciężar mojego nastoletniego ciała i wypełnionego książkami plecaka. Z pewnością odkryłam wtedy nie jedną nową galaktykę, ale nie zamierzam powtarzać eksperymentu po raz kolejny, żeby je nazwać ;) 

Śnieg, mróz, lód... Zabrały mi też Braciszka. 

Dzisiaj miałby 37 lat... 

Cholernie za nim tęsknię i nigdy zimie tego nie wybaczę. Choćby wyglądała tak:


Córka Jedyna niechęć do śniegu wyssała chyba z moim mlekiem. Owszem, jeśli już uda się ją wyciągnąć z domu ulepi bałwana, czy rzuci śnieżką, ale już na pośniegową breję patrzy z równie wielkim obrzydzeniem jak ja ;) A na jazdę na sankach twierdzi, że jest już "za stara"... ;))

Komentarze

  1. Tak długo nie zaglądałam na blogi - swój i cudze, że aż nie wiem co napisać! Wydawało mi się, że wszyscy skończyli z blogowaniem (jak ja), ale widzę, że niekoniecznie! Zima ma swoje wady i zalety. Też wolę wiosnę, lato czy nawet jesień, ale jak jest biało i lekki mróz - lubię. W tym roku nie ma jednak szans ani na łyżwy, ani na narty, więc generalnie lipa... W związku z tym - oby do wiosny! Buziaki kochana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie zaglądam :) ale utrzymuję tego mojego zdechlaka bloga bo wciąż się boję że mi zniknie :D Moje dziecko niesportowe więc do łyżew nie tęskni... ogólnie to już wiosna mogłaby być.

      Usuń

Prześlij komentarz

Zbieram dobre słowa ;)

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie