Wiosenna sklepowa zachciewajka...

Naszło mnie wczoraj na zakupy. Takie, wiecie: "Coś bym sobie wreszcie kupiła ładnego może??" Obudziłam więc Córkę Jedyną w związku z tym "najściem", lokując w jej głowie informację, że ma przyjść po mnie do pracy, bo pójdziemy do sklepu (lokalnego centrum dobra wszelakiego ciuchowo-domowego). 

Córka dotarła, poszłyśmy. Rany, ile rzeczy mi się tam podobało. I bluzka w motylki i spodnie i sukienka i osłonki na doniczki i ceramiczne kurki... Przebierałyśmy wśród półek długo i owocnie, bo koszyk ciążył mi coraz bardziej. 

Dotarłyśmy w końcu do kasy. I cóż... Córka wyłożyła z koszyka: bieliznę dla siebie, bluzę dla siebie, dwie koszulki - też dla niej i pisaki. Moje było tylko ceramiczne, białe jajo dekoracyjno- wielkanocne ;)

Moja zachciewajka przeszła na Córuchnę pozostawiając po sobie tylko "A właściwie po co mi to?",
"I tak nie ma mojego rozmiaru" i "Może kiedy indziej"... Ale i tak jestem zadowolona z zakupów - Latorośl wygląda bowiem wspaniale :))

Taki standard mojego "szopingu" niestety ;) A jak tam wasze wymiany zawartości szafy na wiosnę? 


Zdjęcie dla przyciągnięcia uwagi, ale wiecie, to już niedługo, trzeba mieć nadzieję ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie