Smażalnia - komu rybkę raz??
Czuję się jak flądra na patelni.
Dobrze, że w robocie klima działa. Bo już wróciłam - żeby troszkę odpocząć po tym urlopie ;))
Ale ad hoc. Urlop. Nie urlop. Galery... Na Saharze... (i co z tego ze się wyklucza?? :)))
A zaczęło się tak niewinnie - Braciszek uznał, że on też jedzie do domu, a co i pojedziemy razem. Siostra wzięła sobie urlop, zapakowaliśmy auto po brzegi zabawkami Julindy i ziuuuu.
Młoda zachwycona możliwością sterowania kierowcą ze swojego fotela wykrzykiwała zachwycona - wujek! zielone! wujek ćelwone! - wujek szafa!! (TIR) wy-mi-ja-my! :)) zasnęła dopiero za Tarnowem. Niestety pechowa jazda była, bo...
(...)
Życie takie zna przypadki: jadą sobie za rogatki,
Staną sobie gdzieś w szuwarach, w płocie dziura, jakaś szpara,
Licznik już notuje, wszystko rejestruje,
Wszystkie przekroczenia, czeka na jelenia.
Staną sobie gdzieś w szuwarach, w płocie dziura, jakaś szpara,
Licznik już notuje, wszystko rejestruje,
Wszystkie przekroczenia, czeka na jelenia.
(..)
Też go mają chłopcy, chłopcy-radarowcy,
Dostrzegli go z dala, zapłacił... tralala...
Dostrzegli go z dala, zapłacił... tralala...
(...)
(A. Rosiewicz Chłopcy radarowcy)
no, wiecie o co chodzi...z górki było...
Ale - dotarliśmy, nawet bez korków, szybciutko - już na 23:30 byliśmy na miejscu :)) Jula wygramoliła się z auta na pół śpiąco i bez protestów wpakowała do łóżka. My poszliśmy jej śladem.
W sobotę ... kiedy już wszyscy się w końcu obudzili, przeciągnęli, odpoczęli i wybrali do dziadków na grilla...
Jula zdążyła odnowić znajomość z Pradziadkowymi rybkami w oczku: - Dziadek! chodź kalmimy lybki!
i przenieść pół piaskownicy w całkiem inne miejsce, niekoniecznie do tego celu przeznaczone...
- przyszła wiadomość, która zmieniła wszystkie nasze plany. Mama musiała we wtorek być na pogrzebie swojego siostrzeńca.
Mój poniedziałkowy powrót do domu został odwołany. Miejsce w aucie Braciszka zajęła Mama. Powieźli ją do Krakowa, potem już pociągiem musiała dotrzeć na drugi koniec Polski do Z. Tata nigdzie nie mógł się ruszyć, bo jest alfą i omegą w firmie pod nieobecność szefa - który akurat wybył na Mazury. Moi dziadkowie mają po 85 lat, więc nie poradzili by sobie z opieką nad moim małym tornadem... A w domu - Mężon opróżnił szafki, zrobił zakupy budowlane, rozłożył folię, wyszorował ściany mydłem malarskim i osiadł na laurach, które mu się zresztą słusznie należały ;)
No cóż. Mama kisiła się w pociągu, ja dostawałam kota z okazji braku zajęcia, Jula dostawała kota z gorąca, ogólnie te 2 dodatkowe dni wypadły mi z życiorysu. We środę zrobiliśmy małą podmiankę - Mama wysiadła na dworcu i wskoczyła do auta, ja z niego wysiadłam i pognałam na dworzec. Wsiadłam...
Podróż Polskimi Kolejami... A właściwie Tanimi Liniami Kolejowymi... W zeszłą środę - to była masakra - 40 stopni w przedziale, otwarte na całą szerokość okna na korytarzu i w przedziale i cztery prawie śnięte ryby na siedzeniach (ja i 3 inne pasażerki). Na dworcu w Krakowie prawie spłynęłam ze schodków wagonu - na szczęście wprost w ramiona stęsknionego Mężona ;)
Popędziliśmy do marketu budowlanego po farbę - nie było wyboru kolorów, odpuściliśmy, bo czułam się jak masełko po dniu na słonecznym parapecie :/
W czwartek bladym świtem pojechaliśmy po farbę gdzie indziej - tym razem sukces - dwa ostatnie wiadereczka deseru waniliowego... I farba gruntująca, która okazała się być konieczna.
(poprzedni kolorek-koszmarek)
Czwartek gruntowanie i pierwsza warstwa farby - tak koło 19:00 byliśmy już na finiszu. Chciałam jeszcze raz pomalować i mieć to z głowy - co tam, że zaczęlibyśmy o 23... ale pomimo wszystkich wcześniejszych zabiegów malarskich na pół metra przed końcem ściany zeszła nam stara farba - ot taka "dziurka" półmetrowa dokładnie w centrum... Dokończyliśmy tą pierwszą warstwę z duszą na ramieniu - na szczęście już nic nigdzie nie odlazło, Mężon zaszpachlował dziurę o 23, potem wstał o 5:00 wyszlifował, zagruntował i już o siódmej dnia kolejnego znów staliśmy pod sufitem smarując zacięcie ściany na deserowo-waniliowo.
Po tych dwóch dniach w upale, w oparach farby, to na stole, to na drabinie, we wszystkich możliwych pozycjach ;) widziałam różowe słonie i pomarańczowe orangutany. Ale udało się! Kuchnia pomalowana - można sprowadzać meble!!
(foto będzie z meblami ;)
Braciszek wspomagał powozem ale. W piątek było za gorąco rano i zbyt burzowo wieczorem. Umówiliśmy się na sobotę - bo w końcu jeszcze Mężonowe imieniny nie były uczczone ;)
Braciszki przyjechały jak tylko wróciliśmy z Mężonem z zakupów. Siostra została ze mną, a chłopaki pojechali po meble. Przywieźli, rozpakowali pudełko i co?
Zonk.
Nie ten kolor nie ten rozmiar....
Szlag.
Skrócę wam cierpienia nad długością tego posta. Te meble zwróciliśmy a w niedzielę znaleźliśmy "nasze" w BRW. 2 tygodnie oczekiwania.
Jula jest zachwycona wakacjami u babci - pławi się w basenie, bawi, szaleje, jak słyszy Kraków to ucieka z płaczem ;)
I w sobotę lub w niedzielę wraca :))
spadam :))
po tytule już myślałam,że dupkę grzejesz nad morzem.Zawsze te okrzyki z okienek barowych pamiętała będę.Jeszcze moje ulubione:pierogi poproszę.
OdpowiedzUsuń-nie ma.wyszły.
Ale fajnie,że do rodziców pojechałaś.Jula jak nic u dziadków ma się najlepiej:) Ciekawe czy wrócic zechce?;p
meble brw to cały mój dom.Braciszek rządzi jedną z filii:p
ja też pamiętam te okrzyki - szczególnie że sama kiedyś tak wrzeszczałam :D to było... ciężkie lato ;) Odwiedziny u rodziców jak zwykle dodały mi pary. Juli też dodaje :) nie chce wracać :)) ale druga babcia się upiera że się nią zajmie -to niech się zajmuje przynajmniej bliżej będę młodą miała :) A z BRW planujemy jeszcze salon, zobaczymy co z tego wyjdzie...
UsuńDziało się... Rzeczywiście :)
OdpowiedzUsuńno ciekawa jestem efektu koncowego :)
OdpowiedzUsuńto za 2 tygodnie dopiero, póki co męczę się w tej kuchni-nie kuchni ale za to ściany mam ładne ;)
UsuńDobrze, że Julciak cudownie czuje się u babci.
OdpowiedzUsuńKrakowskie klimaty są najlepsze :))
I przykro mi z powodu pogrzebu:(
Dobrze że jesteście, bo nudno było tu bez Was!
hehe Natko jak widać krakowskie klimaty nie są najlepsze skoro Jula woli siedzieć na Podkarpaciu ;) Dzięki, i też dzięki że jesteś :)
UsuńMelduję się ;-). Czytając tego posta jakoś się zdyszałam - tak intensywny!
OdpowiedzUsuńhaha właśnie o to chodziło, też taka zdyszana ciągle byłam czemu wam ma być lepiej? ;))
Usuńdynamicznie :))) usmiałam się po pachy z waszych przygód :))) dzieje się, co?
OdpowiedzUsuńnooo :))) nuda jest BE ;) chociaż teraz już troszkę lepiej ;)
UsuńJakoś mnie nie dziwi, że Juli tak dobrze u Dziadków :)
OdpowiedzUsuńMoże się rozpędzi i zostanie na dłużej?
Te różowe słonie i pomarańczowe orangutany to już po? Po "to na stole, to na drabinie, we wszystkich możliwych pozycjach ;)"
Tak mi się skojarzyło ;p
mnie tym bardziej nie dziwi Lilijko dłużej chętnie by została, ale druga babcia chce z nią pobyć :/
UsuńI tak, wszystko PO ;)))