Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2013

Styczeń plecień...

U was też taka dziwna pogoda?  U nas halny sobie wiuchał w nocy. Deszcz polał, śniegowe paskudztwo powoli się rozpuszcza... Rano fajnie, ciepło, dotarłyśmy do przedszkola - leje. Wysiadam pod pracą - słońce. SPOKO. Tylko moje zatoki na to - No nie bałdzo nie bałdzo... Obaczym co z tego będzie. Ale ja do was z nowinką przedszkolną. Pani przedszkolanka mnie wczoraj wgniotła w ziemię tekstem Juli ;)) Gadają sobie w przedszkolu tak ogólnie o dziadkach i babciach i dzieci miały dokończyć zdanie: "Mój dziadek jest...." Jula - Psystojny!!! (poinformowany dziadek puchnie z dumy że ma "taką mądrą wnuczkę" ;))

I znów poniedziałek

Obraz
Cześć Ludziki :) Bardzo bardzo bardzo ale to bardzo wam dziękuję za życzenia urodzinowe. Zaraz podziękuję jeszcze raz każdemu po kolei, ale najpierw hurtem - Oby się spełniły :)) W zeszłym tygodniu trochę wcześniej zaczęłam weekend, bo czułam, że chyba grypsko mi na plecach jedzie - tak bolały, ale na szczęście po sporej dawce czosnku i ibupromu się wybroniłam.Wypoczęłyśmy z Julą, bo jej też zrobiłam jednodniowe wagary, wyspałyśmy się i objęłyśmy w posiadanie nasze "ciut" zagracone mieszkanie. Na pierwszy ogień poszło ogałacanie świątecznego drzewka. Prawdę mówiąc nie przepadam za tym. Ale okazało się, że wystarczy przygotować pudełka, a resztą zajmie się moja DUŻA CÓRKA. :)) W ciągu pół godziny uporała się ze zdjęciem ozdób i powkładaniem ich do właściwych pudełek - a jaka była z siebie dumna!! :)) Ja oczywiście też byłam z niej dumna ;) Od zeszłego wtorku, kiedy to pozbyliśmy się starych mebli,  żyjemy trochę jak koczownicy. Ława chwilowo robi za stoli...

A czas płynie płynie....

Obraz
  obrazek z:  http://radkost.com/2011/07/28/hello-world/   Dziś 34. Częstujcie się wirtualnie Kochani :) Migam się bardzo od tych urodzin... gdzieś od czasu do czasu mała wzmianka. Czyżbym się starzała, skoro tak ciężko mi idzie myślenie o wieku? :)) Ale od zeszłego roku to "starzenie się" jest ciut łatwiejsze. Bo razem ze mną świętuje ONA - iskierka, styczniowa siostra bliźniaczka-wodniczka :)) i jest ciut więcej mobilizacji, żeby ten post nie był aż tak zwyczajny, taki "jak zawsze". Wszystkiego najlepszego LILU :)) Bo w końcu to nasz dzień. Więc niech będzie, że o nas :) Przyszłam na świat podczas "zimy stulecia".  http://bi.gazeta.pl/im/7/6117/ z6117197X.jpg Mama opowiadała mi, jak jechała do porodu w zaspach, drąc się na wiozącego ją tatę, że na pewno nie zdążą. A tu śnieg, ciemność, ślizgawica - cóż, dość stresujący moment, nieprawdaż? Może dlatego nie jestem dzisiaj śniegoentuzjastką :/ A wręcz przeciwni...

Plany sobie - życie sobie.

Niestety nie tylko stół bilardowy był w ten weekend wirtualny. Kino też musieliśmy sobie wyobrazić. Teściowa rozchorowała się w sobotę i musieliśmy oddać bilety. Trudno - bywa. Za to spędziliśmy miły, rodzinny wieczór, a potem z Mężonem obejrzeliśmy przy piwie i chipsach film z "wypożyczalni internetowej" ;) W niedzielę upiekłam blachę ciasta, które wystarczy "wymieszać widelcem", Jula wyszalała się na sankach z Tatusiem, zjedliśmy obiadek, obejrzeliśmy bajkę o dzwoneczku i "wybebeszyliśmy salon" ;) Nawet nie sądziłam, że tak szybko uda nam się sprzedać nasze stare meble. Od środy czekamy na nowe z rzeczami w kartonach - prawie jak przeprowadzka ;) A jak tam wasze weekendy? 

Weekend na horyzoncie

Obraz
Jak dobrze, ze piątek.... :) W ogóle byłabym za opcją, żeby skrócić tydzień o poniedziałek i wtorek. Muszę o tym porozmawiać z moją Wróżką ;). Bal udał się podobno znakomicie. A już właściwie cała imprezka wisiała na włosku, bo dzieciaki dzień wcześniej tak wykończyły nerwowo opiekunki, że te z niechęcią myślały o organizacji czegokolwiek :D No zły dzień pacholęta miały i tyle. Jula tym razem się "nie załapała" do zacnego grona "ciociowkurzaczy" i szła ze mną do domu nieziemsko dumna z siebie, bo ciocia się na nią nie skarżyła ;) (zdarzenie owo, niestety prawdziwie sugeruje czytelnikowi, że sytuacje takowe się zdarzają ;)) Nadgorliwa Mamuńcia Julci we środę wieczorem upiekła dzieciom na ten bal michę ciastek, Julcia z przekąsem stwierdziła - Mamusiu NAWET JEDNO udało mi się zjeść. - więc chyba dobre były ;) Zeszły weekend upłynął nam ciekawie. W sobotę rano byłam z Julą na sankach, było trochę sprzątania, były naleśniki... A w niedzielę wycieczka do Vox...

Caaalyyyy maaaalyyyy :)

Nie ma, że lajcik proszę państwa.  Śniegu nam dosypuje codziennie po trochę.  Esteta jakiś tam na górze, siedzi na chmurce i posypuje brudek krakowski, psie kupki, szarawą breję na chodnikach, zasmogowane dachy zimnym cukrem pudrem. I toniemy miejscami co rano z moją towarzyszką z ciut zaspaną minką w pierzastych zaspach. I chyba nawet ona ma już lekko dość ;)  Dlatego baaaardzo dziękujemy wszystkim tym, którym chce się wstać wcześniej niż my wstajemy (a to jest bardzo wcześnie), którym chce się wziąć łopatę, miotłę, wsiąść na pług śnieżny i przetrzeć szlak ;) Ale już niedługo będzie ten śnieg, wiecie? Bo ja mam osobistą wróżkę od wczoraj. Tzn "Ksienznicke któla caluje".  I ona wiecie, machnie tą różdżką i będzie wiosna - obiecała mi ;) I machnie drugi raz i chałupa mi się sama spłaci ;) A trzecie machnięcie jest zarezerwowane na życzenie Frania, który ma dzisiaj urodziny. :)) Buziooolce Maluchu!!!! I na wszelkie WASZE ...

Proces twórczy i zachęta

Dawno dawno temu, w zamierzchłych czasach, kiedy mój wiek nie kończył się na "dzieści" tylko na "naście" bardzo chciałam napisać książkę. Bardzo bardzo.  Nawet się zaczęłam rozpędzać, pisując krótkie opowiadania, które potem dawałam do poczytania moim już dzisiaj ex-przyjaciółkom. Szkoda mi ich teraz, bo zniknęły w czeluściach ich strychów i piwnic, ocalało tylko kilka. Ale ad rem. Zaczęłam nawet kiedyś. Miała być książka o wakacjach na Malinowym Wzgórzu, o nastolatkach, ich miłościach i trudnościach, pisałam, pisałam i... wena zdechła. Napoczęta "książka" powędrowała w piwniczne czeluści, a ja przestałam pisać cokolwiek na długi czas. Potem wróciłam do pamiętnika, napisałam stertę listów do Mężona, pojawiło się jeszcze kilka krótkich opowiadanek, a po magisterce, kiedy dostałam odruchu pawiowego na widok długopisu - znowu zdechło. Cud, ze tego bloga piszę :/ Panie Promotorze - jest Pan wielki ://// W każdym razie wiem, że trudno jest się zebrać, ż...

Oczekiwanie

 Ciesze się że już jesteś - witaj na świecie Kruszynko!!! Gratulacje dla szczęśliwych rodziców i rodzeństwa :) ------------------------------------------------------- Nosi mnie.... W tę i we w tę, chodzę, zaczynam, nie kończę. Na okrągło myślę o jednym. Mam tematy na kolejne notki, ale nie mogę się do nich zabrać. Czekam. Od poniedziałku, ale właściwie dziś najbardziej. Obgryzam pazury. I łapiąc się na tym klnę. Myślę... Nosi mnie. Bo już dzisiaj ONA będzie na świecie!!!!!!! :)

Miszmasz

Obraz
Ogarniam wszystko noworocznie i... jakiś zapał nawet mam. Plany mam. Chęci. WOW, ja tej Pani w lustrze nie poznaję!!! :D Wszystko jakoś tak... nabiera rozpędu, co w porównaniu z wlokącymi się niemiłosiernie dniami końca zeszłego roku wygląda całkiem do rzeczy. Żeby nie zapeszać - nie będę pisać o konkretach. Ale w fazie rozpędu są między innymi wakacje w piątkę z moimi rodzicami i totalna zmiana wyglądu salonu. Porządkuję przepisy, chce mi się gotować, w naszym mieszkaniu zadomawiają się trzy (!!!) długonogie blond Lale, dla których Jula zamówiła już u mnie całą garderobę i... poduszki. W sobotę szyłam... gacie na mikrodupkę :D Świetnie się bawimy we dwie przekopując sterty materiałów ze starej odzieży ;) Tekściarsko moje dziecię rozwija się również. Wciąż słucham i nadziwić się nie mogę... (ach gdzie się podziało moje wszystkojedzące dziecko??) - Jula, jedz kanapkę! - Nie, bo mi to nie splawia psyjemności. Po dość długiej ciszy w dziecięcym pokoju....

Uuuuaaaaaaa (ziew).

Powiedzmy, że się budzę. Oczy jeszcze półprzymknięte, aleeee... już prawie. Bo jedną nogą to wciąż jeszcze jestem TAM. Z moimi wszystkimi. Przy tym uginającym się stole, wśród śmiechu, radości i stękania z przejedzenia. I śnieg nawet był, wiecie? Myso mój Dziki Wschód jest jeszcze bardziej południowo-wschodni :))) Śnieg "zaczął się" tak po prostu na polach za Przeworskiem i potem już był i był... Póki w Wigilię nie rozpuścił go marznący deszcz :D Zamykam w szklane ramki wspomnienia - kruche i ulotne. Słabiutkiego już Dziadka. Komenderującą Dziadkiem Babcię (że hę?? świat stanął na głowie!!!). Julę biegającą z wyszczerzem totalnym od jednej osoby do drugiej, ładującą się na kolana do Mamuni i Tatunia, ciągnącej za rękę Siostrę i łowiącą "lybki" z Braciszkiem.  Lodowatą wigilię o poranku z marznącym deszczem, który oblepiał wszystko i sprawiał, że razem z Siostrą właściwie jechałyśmy na butach bardziej niż szłyśmy do naszego ulubionego "butiku...