Słowo się rzekło...
kobyłka u płota.
Powiem szczerze droga A. że myślałam, że zafundujesz mi dłuższe wolne od blogowego świata. Po naszej zeszłotygodnioiwej rozmowie, wyzwaniu - post za post - nie sądziłam, że tak świetnie Ci pójdzie odgruzowanie Twojego bloga :))
Ale ad rem.
Właściwie, co pewnie wszyscy zauważyli, nadal mnie nie ma. Ale tym razem dlatego, że zrobiło się jakoś tak... bardziej intensywnie.
Zaczęło się właściwie od urodzin Juli.
(Jula i ja bardzo dziękujemy za wszystkie dobre słowa zostawione na blogu w ten dzień)
W ogóle dziękuję za dobre słowa.
I za to jakie jesteście. Wiesz, Lucy, myślałam dokładnie tak, jak kiedyś napisałaś mi w komentarzu... Ale w ten jeden dzień zdarzyło się coś tak niesamowitego...
W jednym z smsów przeczytałam - "nie może tak być, że nie masz z kim pogadać, ja wsiadam w samochód i na pierwszą w nocy będę w Krakowie, wyskoczymy na Rynek..." Ta Szalona chciała jechać już natychmiast, mimo, że mnie przecież wcale mnie nie zna - jak to tak?? To są tacy ludzie?? Pogadałyśmy przez tel. Ale to spotkanie musi się wreszcie odbyć. Bardzo, bardzo chcę. Dzięki szalona Duszo :)
Dostałam też od was wiele maili. Za które bardzo dziękuję, każdy w jakimś stopniu pomógł mi pokonać schodek w górę. Każdy trochę podciągnął, dziękuję, że znalazłyście czas, by napisać. A A. pilnuje mnie bardzo dokładnie. Monitoruje mój nastrój, dba żebym przypadkiem nie zsunęła się niżej niż jestem...
Denerwuje mnie to, że sama wciąż niewiele mam do dania drugiej osobie.
Z Mężonem przez to jest trochę słabo, bo nawet on poszedł w lekką odstawkę. Ale reanimujemy związek wszelkimi siłami. Staramy się brać głęboki oddech kiedy zalewa nas fala żółci...
Tylko Jula wciąż na pierwszym miejscu.
Były urodziny: niedziela - Teściowie - poniedziałek - "Psyjaciele z psedskola", pokój w balonach i trzygodzinny chaos, we środę urodziny w przedszkolu i "najlepszy tort ever" jaki został przyniesiony do przedszkola, jak powiedziała wychowawczyni odbierającemu Julę Mężonowi ;) Ale może wszystkim mamom tak mówi? ;)
W Boże Ciało Jula zacumowała u krakowskich dziadków, a my wsiedliśmy do pociągu i po paru godzinach przywitaliśmy się z moją Mamunią i Sis w stolicy.
Było... dziwnie, bo bez Niego. Tak jakoś na siłę wynajdywaliśmy sobie rozrywkę - Wilanów, stadion, Starówka... nawet metro.
A w piątek wieczorem, po wizycie u kochanych ludzików w O., pędziliśmy z powrotem do Krakowa.
Rodzice wyjechali w niedzielę, Sis we wtorek. Sporo się jeszcze działo w tzw "międzyczasie". We środę pożegnałam się z moją Firmą na dobre, odbierając świadectwo pracy i oddając firmową komórkę. W czwartek pogaduchy z A., w piątek GUP - rejestracja, info o zasiłku... Wprawdzie Pani, która mnie rejestrowała była bardzo sympatyczna, ale refleksje jakie mnie naszły po wyjściu stamtąd... wesołe nie były.
W sobotę zabrałam Julę na Targi Książki, poszłyśmy oczywiście z "Psyjacielami z psedskola" i ich mamami :) Oprócz stoisk z książkami, było tam mnóstwo atrakcji dla dzieci - konkursy teatru Groteska, warsztaty marokańskie, kino z bajkami, warsztaty miasta Kraków... Dzieciaki wyszły szalenie zmęczone i zadowolone. Z nagrodami, uśmiechnięte od ucha do ucha...
A wczoraj byliśmy znów nad zalewem. Opaliłam dekolt jak Apacz...Ale było fajnie...:)
Tak właśnie mieści się 3 tygodnie w jednym poście. Mówcie mi Mrs Chaos. ;)
Sorry. Chyba muszę popracować nad częstotliwością ;)
Cieszę się, że wróciłaś i że masz Takich Ludzi w koło siebie.
OdpowiedzUsuńja też się cieszę z tych ludzi. czy wróciłam to jeszcze problematyczna kwestia ale będę się starać :* dzięki że tu jesteś wciąż ze mną :)
Usuńjak się spotkamy na warsztatach pt "pinda z up uczy, jak szukać zajęcia" to się zaduszę ze śmiechu choć do śmiechu nam pewnie nie będzie
OdpowiedzUsuńhahaha kto wie, kto wie :))) obstawiam, że do smiechu jest zawsze - masz jakiś termin? zapisze się na te same ;)
UsuńHurrej, hurrej! :D intensywność jest super! :D
OdpowiedzUsuńJula w turbanie podbiła moje serce <333
turban to dobra rzecz ;)) a co do intensywności - molestuj A. - post za post ;))
Usuńwracasz do nas!!!!:*****
OdpowiedzUsuń:) to jeszcze za dużo powiedziane, nie liczyłabym na jakieś mega natężenie postów... ale postaram się :)
UsuńKobieto byłam ze swoimi pociechami na Targach w sobotę, szkoda że się nie zgadałyśmy :) Intesywność dobra na wszystko... Pozdrawiam Cię gorąco :*
OdpowiedzUsuńKurczę no szkoda szkoda... może nawet gdzieś się minęłyśmy nawet o tym nie wiedząc?? musimy się kiedyś umówić konkretnie :) pozdrawiam również! :)
UsuńAle fajnie,że mogę sobie Ciebie poczytać....chaos też jest ekstra:)Musisz pisać,po prostu musisz,hahaha;)świetna Jula,odważna....moja Córuchna pewnie by nigdy nie odważyła się....pozdrawiam i czekam na następnego pościaka,Aga*
OdpowiedzUsuń:) dzięki Twoje komentarze zawsze wywołują mój uśmiech :)Postaram się. Buziaki i pozdrowienia dla córci - w jakim jest wieku? :)
UsuńW lipcu skończy 5 latek:))I tak już dużo,dużooooo sie zmieniło,od kiedy poszła do przedszkola jako 3-latek...za to mam 2 letniego synka,ten to odważny jest za ich dwoje:)))Buziaczki*****
UsuńWitaj z powrotem !!! Już Ci nie pozwolimy odejść. Ani kroku w dół ! I za Julą też przecież tęsknimy !
OdpowiedzUsuńDzięki :)) i już się cieszę na nasze spotkanie tajemnicza kobieto :))
UsuńMiły, bardzo miły post. Czyżby wózeczek się sam powoli rozpędzał? Byłoby wskazane :). Mój wóz pędzi za szybko i nie mam, no nie mam żadnych możliwości, by złapać oddech. Pewnego dnia się rozwalę i już.
OdpowiedzUsuńAle nic to. Ważne, że napisałaś, zdałaś relacje, jest pozytywniej i cieplej u Ciebie.
Nieee, no musi być lepiej. I chyba faktycznie jest, skoro piszesz o opalonym jak u Apacza dekolcie.
Julka w turbanie to mogłaby podać łapkę mojemu Em. On przecie z bardzo turbaniastego "plemienia" jest :).
Tak, samo się właściwie... I oczywiście po mega wertepach i wciąż wpada na przeszkody... ale jedzie... bo co ma zrobić... A Ty hamuj hamuj kochana!! żeby Ciebie nie było trzeba zbierać!! Mam ją w tym turbanie "bardziej" ;)) chcesz?
UsuńChcę, a jakże! A z moim hamowaniem - na razie NO WAY, ale może szybkość sama przez siebie się wytrąci...
UsuńBardzo, bardzo się ciesze... :****
OdpowiedzUsuń:*
UsuńA ja powtórzę tylko - bardzo się cieszę, że jesteś! :-***
OdpowiedzUsuńPomału, ale do przodu.
Ściskam!
Ps. Jak ona urosła! A w turbanie to już w ogóle wygląda tak dostojnie! ;-D
jestem, jestem. gdzies tam, czasem nie wiem co napisać, co powiedzieć ale jestem.
UsuńLucy czasem nie lubi mieć racji, ale rzadko. Jak widać jesteś z nami związana w pewien sposób, a my z Tobą i tak niech pozostanie. I to pędzenie w nocy o północy na gorzkie żale wcale takie dziwne nie jest. Ani szalone. Empatyczne jedynie. No i chemii do tego potrzeba :)
OdpowiedzUsuńMleka makowego nie dawali do picia Ci pseudoBeduini? Albo jakiejś sziszy? Bo ja bym chętnie ;)\
Buziaki!
Tak, myślę że blog to mój nałóg. I jednocześnie tym nałogiem stają się wasze. Beduini byli swojscy polscy więc trochę oszukani, ale o podróżach opowiadać umieli tak, że na dzieciaki działało to wręcz hipnotycznie - cuś jak fujara na węża ;)
Usuń