Dzień ... poniedziałkowych tęsknot za weekendem
Wszystko co miało zostać spakowane, zniesione, zwiezione, wniesione i rozpakowane, zostało spakowane, zniesione, zwiezione, wniesione i rozpakowane :) Oficjalnie mogę stwierdzić, że w końcu się przeprowadziłam. :)
Jeszcze tylko rzecz niezbędna do życia (- czyli internet) zostanie dzisiaj podpięta, praleczka się przywiezie i wniesie sama (dzięki Bogu, bo już dostaję fioła, kiedy słyszę słowo "wnosić" ;) i będzie można całkiem normalnie egzystować.
Nawet nie sądziłam, że przeprowadzka może być tak energochłonna... Poprzednim razem trafiliśmy do Pani, która wpuściła nas do mieszkanka wysprzątanego "na błysk", w którym wszystko działało i nie miało prawa się zepsuć, a jeśli nawet - zawsze zajmowała się tym sama.
Tym razem...
Mieszkanko jest naprawdę ładne, ale chyba miało wielkiego pecha do lokatorów...
Nikt mu dotąd nie umył okien, nie wymienił uszczelek w łazience. Nikomu nie chciało się wyszorować piekarnika, choć niewątpliwie miała w nim miejsce całkiem pokaźna eksplozja... W zamrażalniku - epoka lodowcowa, której nawet Mamut Maniek by nie przeżył...
Na szczęście trafiliśmy się my... I od wtorku szorujemy i pucujemy - w przerwach na noszenie oczywiście i na pracę zarobkową, która nijak nie daje się odsunąć na plan dalszy... Pora więc do niej wracać - a potem - do domku :) buźka!
Jeszcze tylko rzecz niezbędna do życia (- czyli internet) zostanie dzisiaj podpięta, praleczka się przywiezie i wniesie sama (dzięki Bogu, bo już dostaję fioła, kiedy słyszę słowo "wnosić" ;) i będzie można całkiem normalnie egzystować.
Nawet nie sądziłam, że przeprowadzka może być tak energochłonna... Poprzednim razem trafiliśmy do Pani, która wpuściła nas do mieszkanka wysprzątanego "na błysk", w którym wszystko działało i nie miało prawa się zepsuć, a jeśli nawet - zawsze zajmowała się tym sama.
Tym razem...
Mieszkanko jest naprawdę ładne, ale chyba miało wielkiego pecha do lokatorów...
Nikt mu dotąd nie umył okien, nie wymienił uszczelek w łazience. Nikomu nie chciało się wyszorować piekarnika, choć niewątpliwie miała w nim miejsce całkiem pokaźna eksplozja... W zamrażalniku - epoka lodowcowa, której nawet Mamut Maniek by nie przeżył...
Na szczęście trafiliśmy się my... I od wtorku szorujemy i pucujemy - w przerwach na noszenie oczywiście i na pracę zarobkową, która nijak nie daje się odsunąć na plan dalszy... Pora więc do niej wracać - a potem - do domku :) buźka!
ciężkie są przeprowadzki, ja też po dwóch latach musiałam się przenieść, nie za bardzo to lubię
OdpowiedzUsuńKochana to ja Wam zycze samych cudownych chwil w nowym mieszkanku:)
OdpowiedzUsuńP.S Przeprowadzek i tego noszenie wraz z rozpakowywaniem sama nie lubie:/
Przytulam:*
No mam nadzieję że ta jest już przedostatnia, ważne, że się udało ;)
OdpowiedzUsuńJakiś czas pomieszkamy, a potem może nareszcie coś własnego - bo latka leecąąąą ;) buziaki!