Słońce świeci sobie z dala...

Górą ptaszek...

I tak dalej - chciało by się jęknąć. Ptaszków ci u mnie dostatek - fruwają takie stada pierzastych pulpetów zostawiając wszędzie śmierdzące ślady swojej obecności... A przedwiośnie niby. Wygłodzone toto powinno być, wychudzone, bardziej jakby to rzec - płochliwe... Ale gdzie tam. Siedzi takie pod nogami i nawet nie ma zamiaru żeby odlecieć, pewne, że nikt go nie nadepnie...
Uodporniłam się na rozczulające grrruchuuuuu po pierwszym epolecie na ramieniu...

Ale słoneczko mi się podoba. Nawet kusi spacerem - mnie, obywatelkę morsko-słoniowatą :D Tak by się poszło... Na Rynek nawet... W kupę tych gruchających, pierzastych nawet...
Bo się wiosennie robi, ciepło... I nawet obciążone ciut kręgi słupne garną się bardziej do chodzenia niż pozycji poziomej ;)

Więc odczekam jeszcze trochę w firmowym kieracie, a potem z nieodłącznym plecaczkiem na brzuchu (o ileż by to było wygodniejsze, móc go czasem przenieść na plecy ;)) w drogę!

Buhaha - a za dwa tygodnie będzie - "wszystko mnie boliii, nigdzie nie idęęęęę, moje plecyyyyyy, nogiiii (i reszta wieloryba)" :D:D Utrzymując więc rzadko spotykany entuzjazm, idę planować wypad :D

Na razie!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie