Dziecko we mgle

No i jesteśmy. Obiecywali te dzieci, obiecywali - no i są...


Rozbieramy się, zostawiamy wózeczek. I schody... Mamusiu, czy tam na górze naprawdę są te dzieci??
Pukamy, wchodzimy do sali. Mamusia mówi że na podłodze leży taka sama mata jak w domu. Ok, mogę na niej usiąść. A!!!!! Ten chłopczyk wjechał we mnie na swoim rowerku!!
Mamusia utuli, no i mam osiołka...
Pani mnie zaczepia. Trochę się jej wstydzę, ale nie wygląda groźnie. W sali tylko trzech chłopców. Potem przychodzi dziewczynka - Maja z tatusiem. Ona też jest tu pierwszy raz.
A potem przychodzą inne dzieci... Jeszcze jedna pani... tyle dzieci... jest tak głośno, mamusiu oni wszyscy krzyczą.... Buzia sama układa się w podkówkę. Ale Pani podaje kredki. Rysujemy. Mamusia też. Nigdzie jej nie puszczę, nie spuszczę z niej oka... Panie są miłe. Ale te dzieci krzyczą. Bujam się na koniku. Budujemy domek z klocków. Ten chłopiec mnie straszy!!!! Płaczę!!! Ale jest Mamusia. Pobiegnę szybciutko i schowam się... Oglądam salę. I domek z podusiami. Tam jest mój osiołek!!! Mamusia gdzieś odeszła, znalazłam klocek, wypadł tej dziewczynce, co jeździ na rowerku... Ona nie chce go z powrotem... Ten chlłpczyk też nie chce... Co mam zrobić z tym klockiem?? Rozglądam się bezradnie... Mamusi na ten widok kraja się serce, biegnę do niej!!

Pani wymyśla zabawę w kółeczku. Śpiewamy kółko graniaste.Mocno ściskam rękę Mamy, z nikim więcej nie chcę tańczyć. I nie bardzo rozumiem po co to głośnie klaskanie i krzyki na końcu? Trzymam za rękę Mamusię. Mamusia też się bawi!! Jedzie pociąg z daleka... Mama podczepia mnie do plecków jakiegoś chłopczyka, do mnie przyczepia się dziewczynka - jedziemy!!!!
Pani mówi żeby przyjść jutro. Mama pyta - fajnie było?? "Fajnie" odpowiadam.

Mamusia pyta - przyjdziemy jutro do dzieci? - Tak.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Szłam tam jak na ścięcie. Setki razy powiedziałam sobie po drodze jak kiepską Matką jestem, że wybrałam dla dziecka żłobek, zamiast siebie... Zaprowadziłam ją do sali i usiadłam chyba równie zagubiona jak ona... robiąc dobrą minę do złej gry. Nie wytrzymałabym w tym zgiełku nawet pół dnia. To trzeba naprawdę lubić Mam nadzieję, że te Panie właśnie to lubią... Siedziałam tam z gulą w  gardle i z głupawym uśmiechem zachęcałam Julę do poznania otoczenia. Odpowiadałam na pytania opiekunki. Podnosiłam rozsypane kredki. Układałam domek z klocków.
Wiem, że to konieczność. Ale wciąż mam gulę w gardle.
Jutro mam ją tam po pół godzinie zostawić samą.

Przed oczami wciąż stoi mi ten sam obrazek: na sali rozbiegane, rozkrzyczane dzieci i pośród nich - ona z tym znalezionym klockiem, którego nie ma komu dać...

Wolę o tym nie myśleć.

Komentarze

  1. Kochana, mam nadzieję, że będzie tak, że po jakimś czasie i ona będzie taką rozkrzyczaną dziewczynką, zobaczysz, miesiąc , dwa i dziecka nie poznasz :)
    A jeszcze jedno Ci napiszę. Moja koleżanka oddała do żłobka swoje córeczki, bliźniaczki jak miały kilka miesięcy. Pamiętam jak potem poszły już do przedszkola to H. powiedziała- wiesz, ze żłobka odbierałam takie wychuchane, pięknie uczesane , kremem wysmarowane dzieci, a z przedszkola ? :-)) Rozczochrane, ubrania na lewą stronę nieraz :)))) Tamte panie na pewno muszą to lubić, gwarantuję :)
    Powodzenia dla dzielnej Julci :)
    P.S. piszę też tutaj, bo nie wiem już z tego wszystkiego czy Ci dałam namiar
    http://kalinablog-kalina.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zbieram dobre słowa ;)

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie