Zmiany, zmiany, galopujące zmiany...

Nie lubię. Bo żołądek mi skacze, bo łeb pęka, bo trzeba wywracać wszystko na lewą stronę i układać całkiem inaczej niż było...

Kiedyś kochałam tą nieprzewidywalność, brak stabilizacji, przemijalność... Odkąd jest Jula - tak jakoś wszystko mniej. Kocham :/ (Za to JĄ coraz bardziej ;))
Podpisaliśmy w piątek umowę przedwstępną. Teraz czekamy na papierzyska do wypełnienia od naszego doradcy, a potem ziuuuuu - kredyt, notariusz, przemeldowywanie, przepisywanie prze... wszystko inne.

A ja się chyba się starzeję się :/ Bo już bym chciała żeby było PO.

Za to w sobotę poszłyśmy z Julindą na spacer obejrzeć przyległe włości. Żeby się utwierdzić w przekonaniu, że TAK, WŁAŚNIE TU chcemy zostać... I wróciłyśmy ubłocone po pachy. I szczęśliwe.

Bo około 200 metrów od naszego bloku jest TAK:



I niech mnie ktoś przekona że to nie jest FAJNE :)))

Komentarze

  1. Dacie radę... zobaczysz... Najważniejsze, byście mieli z czego płacić raty... A będziesz zadowolona, ja też bym była, z takiego żółtego domku...:)
    Trzymam mocno kciuki, ściskam mocno.

    Ps.A Juleńka wygląda cudnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Poprostu cudownie macie koło tego wymarzonego domku, zazdraszczam hihihi :)
    a Juleńka.. wspaniała ;)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zbieram dobre słowa ;)

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie