Bajzel


Czerwiec wreszcie się skończył. Ciążył mi strasznie, przyznam się bez bicia. 

Chaos totalny w pracy, bo szefowej jakiś czas nie będzie, ale jak już los wyczaił, że spoczęła na mnie jakakolwiek odpowiedzialność - od razu mi pokazał jak bardzo lubię nie być niczyim szefem ;) 

Pochorowałam się na początku czerwca, a
jak tylko wróciłam, szefowa  zaczęła emigrować w domowe pielesze. A nas nawiedził sanepid. Przeżyliśmy. Potem przez chwilę był spokój, by znowu przypierniczyć - przeleciała ulewa i zalało nam przedszkolną piwnicę. Brodząc po kostki w wodzie wynosiłyśmy wodę wiaderkami. Jak już myślałyśmy, że wychodzimy na prostą, woda nocą zaczęła płynąć po ścianach i zalała przedszkolne dokumenty. Prasowaliście kiedyś ryzę papieru? Ja już mogę sobie wpisać w CV "profesjonalne odzyskiwanie zamoczonych papierzysk". Żelazkiem. :)) 

Zepsuta klimatyzacja, do której serwisantów trzeba było błagać, żeby przyjechali, braki kadrowe, rekrutacja uzupełniająca, pisma sądowe, których poczta za Chiny Ludowe nie chciała mi wydać, no fajnie było, mam nadzieję że to już koniec :)

W domu nie lepiej, spotkania z wykonawcami remontu, wybieranie materiałów, bóle głowy jak już się dowiadujemy ILE to będzie kosztowało, pakowanie, wynoszenie mebli, spotkanie z teściową przy okazji imienin Mężona... 

OK, były też dobre chwile - Córka jedyna zakończyła szóstą klasę z wzorowym świadectwem. Jestem z niej mega dumna, dużo pracowała,  zasłużyła na nagrodę...

Został mi miesiąc i tydzień do urlopu.

W poniedziałek Córka Jedyna wyjeżdża na obóz, we wtorek zaczynamy remont. Niech chociaż w pracy będzie nudno, proszę.... 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie