Remoncik

 


Dzieje się!

Jeszcze w poniedziałek odwiozłam Córkę Jedyną na autokar, który pognał z nią na obóz, spakowałam resztę rzeczy do pudeł, worków i toreb, a we wtorek... w nasze życie wkroczył on - Pan Remont.

Pan Remont jest nie do zdarcia, robota pali mu się w rękach. Trochę nas sobie podporządkował, ale już skrócił termin z "na piątek za tydzień" do "na środę za tydzień", za co chwała mu wielka. Żółty pokój Córki przestał być żółty, panele pojechały w siną dal służyć jeszcze komu innemu, lustrzane drzwi szafy leżakują w kuchni a on - cały na biało, macha wałkiem niczym Wołodyjowski szabelką. Dzisiaj już pokój ma być gotowy. I nawet mimo tego, że dołożyłam mu jeszcze farbę "tablicowo-magnetyczną" i malowanie szafy wewnątrz i hak do huśtawki i wyłącznik do światła, który będzie dodatkowo światło ściemniał i rozjaśniał... Wszystko wziął na klatę. DA SIĘ.  Jeszcze tylko kuchnia i łazienka i jesteśmy w domu :) Jestem zachwycona.

Pan Stolarz, też już zameldował gotowość do wejścia - miał być w piątek, wolałabym w czwartek - będzie w czwartek. "Proszę Pani, to już jest wszystko dawno gotowe". No skarb nie chłop. Jestem zachwycona.

Szwedzkim sklepem na "I", już mniej. Zamówiliśmy tam Córce łóżko. Full wypas, dwa materace, będzie spała jak księżniczka, tyle że bez grochu. Oczywiście z portfela wyciekło wartkim strumyczkiem sporo pieniędzy. Alee, "na dziecku się nie oszczędza" przecież ;). Zamówiliśmy z transportem, bo duże to będzie, ciężkie. I przy tym moim zachwycie Panem Remontem i Panem Stolarzem przyszło mi na myśl - a zadzwonię, poproszę, może mi to przywiozą wcześniej, towar na stanie, wszystko zapłacone, tydzień przed terminem zmieniam o jeden dzień, cóż im będzie szkodzić. No i otóż szkodzi. Pani na infolinii powiedziała, że mogą co najwyżej OPÓŹNIĆ, ale przyśpieszyć SIĘ NIE DA. Bo takie mają ZASADY. 

Cóż. Nie można mieć wszystkiego. W przyszły piątek przybywają na odsiecz Tatunio z Mamunią i z wiertarką. Będziemy wieszać, skręcać, układać. Żeby Córuchna jak wróci, miała pięknie :)

Powiem Wam, że jak co roku moje słomiane macierzyństwo dłuży mi się strasznie. Jeszcze może gdybym sama tym wałkiem machała... byłoby tego tęsknienia mniej. Ale machanie wykluczone, Pan Remont od wejścia zapytał, kto nam tak pięknie spieprzył kuchnię i z lekka się uśmiechnął pod nosem, kiedy się przyznaliśmy, że to my sami. Niech każdy robi to, co mu doskonale wychodzi. Ja się spełnię przy urządzaniu już pomalowanego ;)

W pracy nadal czekam na Szefową, żeby już sobie sama wszystkim zarządzała, ale ona choć bardzo by chciała nieprędko do nas wróci. Martwię się. Dobrym ludziom nie powinny się przydarzać takie komplikacje, a ona ma serce ze złota...

Komentarze

  1. Matka, podziel się no ze mną fotami pokoju, no i łóżka bo planuje kiedyś kupić! W tym sklepie na I na przykład ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. I co pochwalisz się tymi fotkami poremontowymi? I jak Jula po obozie? Moja jedna już by chciała jechać znowu, druga mówi, że więcej nie pojedzie;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zbieram dobre słowa ;)

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie