Cud nad Wisłą...

Zimno... I tylko korzenne ciacho zanurzone w pachnącej kawie jest w stanie przekonać mnie, że warto się obudzić. Ten obrazek po lewej stronie jest bardzo optymistyczny... Krajobraz za oknem przypomina raczej tajgę syberyjską w połowie stycznia...

I dzięki temu właśnie czegoś nie rozumiem... Jak można w środku zimy... w krótkich spodenkach... Tak, oglądałam w sobotę to "wydarzenie historyczne", ten "cud nad Wisłą", te bożyszcza tłumów w krótkich spodenkach biegające to w jedną to w drugą stronę i drugie stado - z wlepionymi w tych poniżej oczami, wyjące, skandujące i nabuzowane energią... Można tak.
I dodatku można aż do dzisiaj pokazywać w tv na okrągło te dwie sytuacje, w których piłka znalazła się w siatce. I można zacząć się modlić do starszego, posiwiałego pana, który "poprowadził Polskę do zwycięstwa"... Tak... i wszyscy teraz utożsamiają się z biegającą po boisku jedenastką, o przepraszam, jeden nie biega ;)
A tak niedawno jeszcze można było posłuchać żartów o reprezentacji - i nie tylko żartów, wręcz obelg i innych kalumni... To straszne być gwiazdą sportu - uda się coś - tłumy Cię kochają, powiedzą "no bo my Polacy potrafimy wszystko". Nie uda się - znienawidzą i wtedy będziesz już tylko jednostką, która przegrywa, nie całym narodem...

Oj, krytyczna jestem dzisiaj :) Ale nie mogłam inaczej - jak zobaczyłam dzisiaj rano tego białowłosego pana na okładce bezpłatnej gazety, którą włożono mi do ręki... Boję się rozwinąć kanapkę, którą dostałam od męża na drugie śniadanie :)

Miłego dnia :)

Komentarze

  1. całkowicie popieram :) ... następnym razem proszę, wyślij kanapkę do mnie :]

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zbieram dobre słowa ;)

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie