Dzień 127.
Za oknem aura "tuż przed". Za chwilę zacznie lać, jakby nie wystarczył ten deszcz sprzed paru dni...
"Wielkie majowanie" udało się nadzwyczajnie. Sport "leżenie brzuchem do góry na czas" wychodzi mi świetnie ;) A poza tym spacery bliżej i dalej, lody... Filmy, które było warto zobaczyć i te których nie warto - też.
Kasztany kwitną. Zaczęły się pierwsze komunie, matury... Od pierwszej komunii minęło już tyle czasu, że pamiętam tylko strasznie niewygodny drut usztywniający sukienkę od dołu :) I spanie na wałkach żeby mieć "takie wspaniałe kręcone włosy jak mama ;)" I goście specjalnie dla mnie. I prezenty... Ciekawe gdzie był Bóg przy tym wszystkim? Czy ośmiolatek w ogóle wie po co jest ten sakrament?
A matura? Niedawno dostałam zaproszenie na bal z okazji jej dziesięciolecia... Szmat czasu... Gdyby się tak zastanowić - dzień na polskim był równie ponury jak dziś... Było wypracowanie, które wyrzuciłam w połowie czasu, czym prawie doprowadziłam do zejścia moją polonistkę :)) Napisałam drugie. Lepsze. Teraz jest zdaje się tekst do analizy. Puszczanie wodzy fantazji jest już usankcjonowane...
Było, minęło... Ale było niesamowicie... Nigdy nie było wiadomo, czego się spodziewać po kolejnym dniu... A teraz wiadomo... Pora na ziemię...
Komentarze
Prześlij komentarz
Zbieram dobre słowa ;)