Dzień 136.
Dzień przepiękny i przesłoneczny :) Aż się chce... żyć... Tyle, że nie w tych grubych murach, nie w nasiąkniętej wilgocią kamienicy... Całe szczęście nie ma Szeryfa, więc spokój... złudny, poprzetykany dzwonkami telefonów i mailami pod tytułem "zrób jeszcze"... No cóż, czas wykradany tak ma.
Dziś idziemy oglądać gniazdo. Możliwe, że będzie nasze - takie "wynajęte nasze". Cena jest w miarę sensowna, dojazd już może mniej, ale jedno w tym przypadku przeważnie wyklucza drugie. Chyba, że trafi się nam jakaś "bardzo wyjątkowa okazja" :)
Wczoraj, siląc się na dyplomację, przyznaliśmy się do wyprowadzki naszej obecnej "wynajmującej lokal". Chyba się ucieszyła. Chyba nie przeraża jej "syndrom pustego gniazda" ani tego typu problemy. Mam nadzieję, że jej tak zostanie i nie będzie chciała codziennie sprawdzać jak sobie radzimy :) Szanowny Mężon odetchnął z ulgą. Trochę bał się tej "wielkiej rozmowy" z Rodzicielką. Ciągle jeszcze chyba ma kłopot z przyznaniem sobie prawa do podejmowania ważnych decyzji bez konsultacji z Zarządem :/ No cóż, nie odcięta pępowina... Ale postaram się ją jakoś usunąć, mam nadzieję że będzie to dla niego bezbolesne. Albo chociaż mało bolesne.
Ja swoją zgubiłam już bardzo dawno i bardzo daleko... taki był przymus, żeby "się nie zatęsknić na amen"... I chyba jeszcze takie słodkie pragnienie bycia niezależną. Niestety słodycz tego pragnienia wcale nie pozostaje słodka na zawsze...
Komentarze
Prześlij komentarz
Zbieram dobre słowa ;)