Lany wtorek

Tytuł odzwierciedla to, co dzieje się na zewnątrz. I na tym poprzestańmy, bo jak zacznę miotać czym popadnie z mojego cięższego asortymentu słownictwa, to nie wiem czy nie będę musiała zmienić tego bloga na "dozwolony od lat 18-stu". Właściwie, przy co niektórych postach powinien mieć taką etykietkę... ale to dygresja. Powróćmy do meritum.

Szanowny Mężon zaraził był mnie starzeniem. Już od początku roku z cierpiętniczą miną odżegnuje się od pierwszej w życiu trójki, która mu przypadnie za czas dość niedługi. A ja się robię coraz bardziej ponura. Nawet blog sponurzał. I czuję się jakaś taka szara i zmęczona. I liczę na mannę z nieba zamiast z optymizmem wziąć się za szukanie mieszkania wrrr (kolejne mi dzisiaj umknęło!). A dziś dobił mnie własny Rodzony Przyjaciel podsyłając sznurek do strony z wózkami dziecięcymi i zapytując, które ustrojstwo PODOBA MI SIĘ NAJBARDZIEJ. Wyrosłam już z tego typu urządzeń przewozowych, więc nie łudzę się w jakim celu spytał. Nie dość tego, moje zszokowanie tematem skomentował "ale może czas zacząć się powoli przyzwyczajać"... No cóż. Mężon też z dziką determinacją pokazuje mi, jakim by to nie był cudownym tatą, bawiąc się z każdym napataczającym się bąblem, mamy i babcie drążą temat przy wszelkiej okazji... "A ja? Czy bym nie chciała? Przecież już czas..." Wszyscy jakoś upatrzyli mnie sobie, na stojącą na krawędzi macierzyństwa istotę i za nic nie chcą się odkleić. I nawet nie chodzi o Rodzonego Przyjaciela, który uwielbia dzieci i z każdym by się bawił i twierdzi ze z moim też. OK, niech się bawi, wcale do mnie nie przemawiają opinie, ze informatyk musi być nawiedzony :D I wcale nie o Mężona, który stanowczo ojcostwo ma we krwi i bardzo chciałabym mieć Jego dziecko. A że piękniejsza część rodzinki gada, to normalne. Niestety wciąż funkcjonuje pogląd, że jeśli dziewczyna jest dwa lata mężatką i jeszcze nie ma dzieci, w dodatku w tak "podeszłym wieku" jak mój, to musi być coś nie tak...
Ale ja mam nadzieję, że z nami jest wszystko ok. Nie sprawdzamy tego jeszcze, bo nie chcieliśmy żeby maluch musiał razem z nami stresować się brakiem przestrzeni i środków do życia. I tak mamy trudniej niż nasi rodzice (nikt mnie nie przekona, ze książeczka mieszkaniowa to był zły pomysł!), ale wierzę, że damy sobie z tym radę. Niebo nad nami zaczyna się przecierać...
Przecież nie jestem jeszcze za stara na bycie mamą!! I tak przekonana (tak mniej więcej) zakończę ten wątek :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozprawa z przeszłością

Jeszcze tydzień, dam radę, na pewno ;)

Wakacyjnie - niekoniecznie