Posty

Wyświetlanie postów z 2014

Neverending stoooryyyyy.....

Minął drugi tydzień. Przerwa w chorowaniu trwała... Trzy dni. W zeszły czwartek dostałyśmy od Pani doktor zielone światło na przedszkole. W poniedziałek przedszkole zaproponowało teatr Groteska i Kota w butach. We wtorek Julia radośnie opowiadała mi co robiła. We środę z równym zapałem opowiadała co będzie we czwartek - mieli iść na wizytę do szkoły. Między wierszami córcia dodawała - trochę tylko kaszlałam mamusiu.... W czwartek obudziła się z gorączką i wylądowałyśmy w przychodni. Wczoraj wieczorem oprócz inhalacji włączyłam jej antybiotyk. Noce są koszmarne. Przeziębiłam się. Mężon od poniedziałku zaczyna "nocki" w pracy. I wśród tych wszystkich dennych wynurzeń jedno małe światełko w tunelu. W poniedziałek przyjeżdża Mama.Jula już nie może doczekać się Babci. Trzymajcie się zdrowo :*

Rozprostowując ramiona...

by mogła w nie wpaść - stoję i czekam. Widzę jak zasmarkany nosek wtula się w domowe ciuchy i... czuję, że jestem na miejscu, tam gdzie trzeba. Zapalenie oskrzeli. "Takie początki" jak oznajmiła moja nowa Pani doktor. Rozprawiając się z tym, co nie do końca mi odpowiada pożegnałam starą przychodnię. Mimo, że bliżej, mimo że tyle lat. W domu zamiast antybiotyku witamy inhalator. Z piskiem, wrzaskiem i spazmami - Jula głośno protestuje przeciwko takiej formie aplikacji leku. Dopiero wizja zastrzyków jako "zamiennika" trochę ją temperuje. Wycieram nos, podaję syropy, witaminy, tulę, zabawiam, staram się rozdwoić. Być podwójnie teraz, za to że na co dzień jest mnie tak mało. Rekompensuję, choć nie wiem czy się da. Wczorajszy wieczór. Wciągając w łazience koszulę witam się w myślach z napoczętą książką o Cordon Bleu, w lustrze widzę, że ubrałam odzież na lewą stronę. Będzie niespodzianka, mruczę pod nosem niezadowolona, przebierając się. Nie lubię ich. Żad...

Entliczek pentliczek...

na który wypadnie na ten bęc... Temat. biegną we mnie jeden za drugim. W złości, w radości prześlizguję się po nich, próbując jakoś ogarnąć. Po kolei. Czas przepływa mi między palcami, ucieka w tempie, które wywołuje zadyszkę. A czasem warto przecież stanąć, przez chwilę obejrzeć się za siebie. Chyba. Dzisiejszy dzień. Nowa koleżanka z pracy. Papuga, sroka, gaduła nieustająca w swoim paplaniu. Akurat przy moim biurku, wynurza się zza papierów. Pyta. Ciekawa. - A kiedy drugie dziecko? - Nie planuję. - Żartujesz!! Chcesz córkę unieszczęśliwić? JA bardzo chciałam rodzeństwo. Miałam żal do Mamy, że ma mnie tylko jedną. A Ty, nie masz rodzeństwa?? - Miałam, do zeszłego roku. - No wiesz, każdą urazę można w końcu zapomnieć. - Mój Brat zginął w wypadku samochodowym. - Aha... Przepraszam. ... - Ale wiesz, dobrze by było żeby córka miała się z kim bawić, ja swojemu psiakowi kupuję drugiego, żeby miał się z kim bawić! .... Zapisałam Julę na balet. I taniec. Bo chciała, bardz...

Odszukać dziecko...

Obraz
Kochane! Jula bardzo dziękuje za wszystkie życzenia.  Po urodzinach zostały tylko...    Bajzel w pokoju....  (choć moja Sis bardzo przytomnie stwierdziła, że lepsze rozwalone klocki i inne zabawki niż pety i butelki w każdym kącie pokoju i odciski butów na suficie ;)) I zdjęcie tortu ;)   Wprawdzie jutro mamy powtórkę z rozrywki, bo na imprezkę nie załapała się jedna z ulubionych koleżanek Juli, ale to już będzie spotkanko o dużo mniejszej skali ;) Ale jeszcze o czymś dzisiaj chciałam.Wczoraj był dzień dziecka tak? A czy choć troszeczkę to był również Wasz dzień? Ja dzisiaj brałam czynny udział w dniu dziecka w przedszkolu mojej córki. Tak właściwie w finałowej odsłonie i mega niespodziance tego dnia. Zagrałam w przedstawieniu "Kopciuszek" - rodzice dzieciom... Kiedy panie przedszkolanki mówiły nam o swoich planach we wrześniu na tzw "spotkaniu organizacyjnym" - my - Rodzice, jak jeden mąż parsknęliśmy głośnym śmiechem, na...

Urodzinowy :)

                    Pięć lat temu, piekielnie umęczona ale dumna z siebie, że dałam radę, powiłam Córkę. Sporą, lekko przeterminowaną i... zaspaną. Inne dzieciaki darły się niemiłosiernie na pół szpitala, Jula - postanowiła odpocząć i spała... Spała... Spała... Przewinęłam ją na śpiąco, z zamkniętymi oczami łaskawie pozwoliła się nakarmić, ledwie łypnęła na mnie okiem, kiedy już mniej dumna, a bardziej zdziwiona - czemu ta moja się nie drze skoro inne się drą, próbowałam ją dobudzić. Ona - spała. Charakterek pokazała też w domu, kiedy wspominając nauki mamy i teściowej (się przeziębi!!!, chuchać!! dmuchać!!) zapakowałam ją do snu w czapeczkę. To była baaaardzo długa noc... Ręce urosły nam do kolan, uszy spuchły, a cycki opadły (bardziej moje ;)). W końcu zdjęłam czapkę, a Młoda jakby nigdy nic... Zasnęła. Był też długi dzień, kiedy Mężon zadowolony pogalopował po urlopie do pracy, Mamunia ewakuowała się do domu, a my zostałyśmy ...

Show must go on....

Jak by zaśpiewał poeta. Show must go on. I przedstawienie trwa.... Nie było mnie i nie wiem, czy będę. Nie było mnie, ale gdzieś tam... wciąż kręcił się świat. Podniosłam głowę. Czarne ciuchy upchnęłam w czeluściach szafy. Znowu stwardniała mi skóra. Pracuję. Od świtu, kiedy budzę Julę, do momentu kiedy wychodzę z pracy, czas mija w trybie przyśpieszonym. Chwila przebudzenia na wieczór z rodziną i byle do weekendu, od soboty do soboty... Mój balkon znów kwitnie, umeblowanie mieszkania osiągnęło 85% ;) Moje małżeństwo wróciło na stabilny tor. A ona.... Moja córeczka. Jest moim największym szczęściem :) I zaraz skończy pięć lat! Póki co tyle. Powroty są trudne... Jesteście może gdzieś tam..... jeszcze? :)