Poniedziałkowo.
Weekend minął mi z Mężonem szybciutko.
Początkowo zamierzaliśmy wykorzystać go na wyjazd - od jakiegoś czasu marzy się nam wycieczka do Wrocławia... Ale pogoda skutecznie nas zniechęciła.
Potem wymyśliliśmy sobie, że pójdziemy do kina i na jakieś fajne jedzonko, ale kiedy zaczęliśmy grzebać w repertuarach kin... Skończyło się na serialu na Netflixie i pizzy naszej osiedlowej. Zalegające w nas leniwce zostały dopieszczone i poniedziałek przestał być taki straszny.
A Wrocław poczeka, może do wiosny... Może do lata :)
Za to w teatrze znowu byłam w piątek. W listopadzie byłyśmy z koleżanką na spektaklu "Wszystko o kobietach", więc oczywiste było, że na "Wszystko o mężczyznach" też pójdziemy. Moim skromnym zdaniem (no dobrze, koleżanki też), Panie sprawiły się lepiej. O ile po poprzedniej inscenizacji wyszłyśmy zachwycone i długo jeszcze potem do niej wracałyśmy myślami.... Tak po tej... Cóż chyba czegoś zabrakło.
Żeby nie było, że tak wszystko cudnie, wczoraj wieczorem stanęłam na wadze. Spodnie zrobiły się podejrzanie ciasne, więc wcale mnie nie zdziwiło, że waga jęknęła zdegustowana... Czas na zmiany... "Koniec z hurtem czas na detal" jak śpiewał znany kiedyś kabaret. Zamierzam też więcej chodzić (oczywiście o ile nie będzie lało) np do biblioteki dwa osiedla dalej... Zobaczymy jak mi to pójdzie. W zeszłym roku poszło nadzwyczaj łatwo. Tylko, że pracę miałam bardziej "mobilną", nie tak siedzącą jak w tej chwili... Tak, że ten... Trzymajcie kciuki ;)
Komentarze
Prześlij komentarz
Zbieram dobre słowa ;)