Wystrzałowy weekend
W sensie dosłownym ;)
Bawiliśmy się świetnie. Ludzie, którzy wpadli na pomysł, żeby na krakowskiej łące pod Kopcem Kościuszki, zwanej szumnie Błoniami odbyła się tego typu impreza, powinni być z siebie dumni.
Wzięliśmy udział tylko w jednym dniu z dwóch przewidzianych, bo w sobotę powlekliśmy się z Mężonem na urodziny do teściowej. Nie powiem - nie było źle. Teściówka poczęstowała nas drinkiem, omówiliśmy mniej więcej przebieg imprezki imieninowo-urodzinowej w przyszłą sobotę, posiedzieliśmy i poszliśmy. Pogoda była taka sobie, więc wielkiej chęci na sterczenie pod parasolem z zadartą głową raczej nie mieliśmy. I.... wpadliśmy po uszy w wyprzedaże w galerii. Nie sądziłam, że zakupy z własnym facetem mogą być takie fajne :D wprawdzie musiałam uważać, żeby Mężon nie stracił całkowicie cierpliwości do mojego jojczenia nad tym jak wyglądam i że wciąż coś jest za duże lub za małe (bluzki za duże, spódnice i spodnie za małe ;) ale dało się. Wyszliśmy z paroma zdobyczami dla mnie i dla niego oraz z postanowieniem, że pół Galerii zostawiamy sobie na później. Grzecznie wsiedliśmy do tramwaju i w domu byliśmy po 22 ;)
Niedziela - spanko , śniadanko i mały wkręt, bo Teściowie zażyczyli sobie zrobić Mężonowi niespodziankę i zakupić mu prezent urodzinowy tydzień wcześniej. Sami się na sprzęcie komputerowym słabo znają, więc pod pretekstem zakupów musiałam wyciągnąć mego Ślubnego do sklepu, gdzie już na nas czekali. Niespodzianka się udała, Mężon w siódmym niebie, więc nietrudno było wyciągnąć go na Pyromachinę dzień 2 :) mimo że znowu, choć przez cały dzień było wściekle gorąco, na wieczór przez pędzącą chmurę musieliśmy zabrać parasole. Zapakowaliśmy się do autobusu iii.... w drogę :)
Trafiliśmy na... popis kaskaderski niejakiego Marka Sołka. Bardzo się starałam, żeby się na ten punkt programu spóźnić. Nie dało się. Chodzi o to, że dość wrażliwa jestem. I widok palącego się człowieka nie wprawia mnie w dziki entuzjazm. I gaśnicy nie wzięłam. A on chciał pobić rekord na najdłużej płonącą postać... I fajczył się czas jakiś... A tam dzieci przecież były!
W ogóle dzieci poniżej lat 10 na masowych imprezach to jest dla mnie osobny temat. I drażliwy. Co za przepraszam "Mamuśka" zabiera kilkumiesięcznego berbecia w wózku typu gondola na pokaz pirotechniczny?? Może ja się nie znam. Ale takim maluchom chyba zbyt duży hałas nie wpływa dobrze na rozwój? Albo prowadzący imprezę drą się ze sceny: Poszukiwana mama małego Grzesia/Adasia/Kubusia. Mama ma na imię Ewa, maluch nie pamięta jak ma na nazwisko... Ucchhhh. No ludzie no. Przecież wiadomo, że to będzie duży spęd. Zgubić się będzie bardzo łatwo, szczególnie jak będzie ciemno... Od czego instytucja babci w takich wypadkach?? Albo pilnować a nie się w niebo gapić - coś za coś...
Dobra. Uspokajam się. Ale to powinno być jakoś usankcjonowane - mamy z maluchami - osobny sektor. Albo "dozwolone od..." I kropka.
Pan jak się wypalił zszedł z widoku kamer i w "sektorze widowisk" rozpoczął się pokaz teatrów ognia. Podziwiam umiejętności tych ludzi. Machnęłam parę fotek, ale zza głów gapiów, więc muszę je trochę dostosować. Najciekawiej wyglądały po pokazie koszulki Panów machających czymś płonącym i ziejących ogniem. Dziura na dziurze. I niech się schowa Pan kaskader w swoim ogniotrwałym kombinezonie ;)
Były jeszcze obrazy "malowane ogniem". Technika polegała na tym, że płonęła podpalona płachta a to, co pod nią zostało żarzyło się różnymi kolorami. Był smok, pegaz, romans dworski, pająk... Kilka obrazków było wykonanych naprawdę sensownie. Ale nie powiem żebym po tym pokazie stała się jakąś zagorzałą fanką tego typu sztuki. Tak jak na pewno nie będę fanką zespołu, który "uświetniał galę".
Jak dla mnie, to kapela była zatkaniem dziury w budżecie widowiska. Firmy robiące pokazy fajerwerków były rangi europejskiej, jeśli nawet nie światowej. Teatry ognia, Teatr KTO ze swoim widowiskiem - to sztuka bardzo wyraźnie związana z pokazem. A zespół... Miały być wspaniałe efekty sceniczne - a oprócz paru fontann zimnych ogni, była bardzo cieniutka próba zainteresowania sobą publiki... I festynowy repertuar...
Cóż przetrwaliśmy "koncert". A było warto. Fajerwerki klasa. Mówię wam - mniamniuśne wręcz :) Włosi i Niemcy naprawdę się popisali. Poszła w powietrze góra Euro przy bardzo ciekawie dopasowanej muzyce... Kolory, blask, huk, gwizd - mogłabym patrzeć na to godzinę. Albo dwie nawet. I nieważne, że potem aż dzwoniło w uszach, a ubranie było pokryte warstwą spopielałych cząstek fajerwerków. Takie rzeczy długo się pamięta... :)
Fotki też robiłam, jak dam je radę upchnąć w internecie, oczywiście wrzucę wam sznurek :) Na razie jedno u góry posta ;)
Wróciliśmy szczęśliwie złapaną taksówką, bo dzikie tłumy czekające na przystankach autobusowych to kolejna zagwozdka dla organizatorów na przyszły rok.
A dziś... BAAARDZO nie chciało mi się wstać. :)
Wzięliśmy udział tylko w jednym dniu z dwóch przewidzianych, bo w sobotę powlekliśmy się z Mężonem na urodziny do teściowej. Nie powiem - nie było źle. Teściówka poczęstowała nas drinkiem, omówiliśmy mniej więcej przebieg imprezki imieninowo-urodzinowej w przyszłą sobotę, posiedzieliśmy i poszliśmy. Pogoda była taka sobie, więc wielkiej chęci na sterczenie pod parasolem z zadartą głową raczej nie mieliśmy. I.... wpadliśmy po uszy w wyprzedaże w galerii. Nie sądziłam, że zakupy z własnym facetem mogą być takie fajne :D wprawdzie musiałam uważać, żeby Mężon nie stracił całkowicie cierpliwości do mojego jojczenia nad tym jak wyglądam i że wciąż coś jest za duże lub za małe (bluzki za duże, spódnice i spodnie za małe ;) ale dało się. Wyszliśmy z paroma zdobyczami dla mnie i dla niego oraz z postanowieniem, że pół Galerii zostawiamy sobie na później. Grzecznie wsiedliśmy do tramwaju i w domu byliśmy po 22 ;)
Niedziela - spanko , śniadanko i mały wkręt, bo Teściowie zażyczyli sobie zrobić Mężonowi niespodziankę i zakupić mu prezent urodzinowy tydzień wcześniej. Sami się na sprzęcie komputerowym słabo znają, więc pod pretekstem zakupów musiałam wyciągnąć mego Ślubnego do sklepu, gdzie już na nas czekali. Niespodzianka się udała, Mężon w siódmym niebie, więc nietrudno było wyciągnąć go na Pyromachinę dzień 2 :) mimo że znowu, choć przez cały dzień było wściekle gorąco, na wieczór przez pędzącą chmurę musieliśmy zabrać parasole. Zapakowaliśmy się do autobusu iii.... w drogę :)
Trafiliśmy na... popis kaskaderski niejakiego Marka Sołka. Bardzo się starałam, żeby się na ten punkt programu spóźnić. Nie dało się. Chodzi o to, że dość wrażliwa jestem. I widok palącego się człowieka nie wprawia mnie w dziki entuzjazm. I gaśnicy nie wzięłam. A on chciał pobić rekord na najdłużej płonącą postać... I fajczył się czas jakiś... A tam dzieci przecież były!
W ogóle dzieci poniżej lat 10 na masowych imprezach to jest dla mnie osobny temat. I drażliwy. Co za przepraszam "Mamuśka" zabiera kilkumiesięcznego berbecia w wózku typu gondola na pokaz pirotechniczny?? Może ja się nie znam. Ale takim maluchom chyba zbyt duży hałas nie wpływa dobrze na rozwój? Albo prowadzący imprezę drą się ze sceny: Poszukiwana mama małego Grzesia/Adasia/Kubusia. Mama ma na imię Ewa, maluch nie pamięta jak ma na nazwisko... Ucchhhh. No ludzie no. Przecież wiadomo, że to będzie duży spęd. Zgubić się będzie bardzo łatwo, szczególnie jak będzie ciemno... Od czego instytucja babci w takich wypadkach?? Albo pilnować a nie się w niebo gapić - coś za coś...
Dobra. Uspokajam się. Ale to powinno być jakoś usankcjonowane - mamy z maluchami - osobny sektor. Albo "dozwolone od..." I kropka.
Pan jak się wypalił zszedł z widoku kamer i w "sektorze widowisk" rozpoczął się pokaz teatrów ognia. Podziwiam umiejętności tych ludzi. Machnęłam parę fotek, ale zza głów gapiów, więc muszę je trochę dostosować. Najciekawiej wyglądały po pokazie koszulki Panów machających czymś płonącym i ziejących ogniem. Dziura na dziurze. I niech się schowa Pan kaskader w swoim ogniotrwałym kombinezonie ;)
Były jeszcze obrazy "malowane ogniem". Technika polegała na tym, że płonęła podpalona płachta a to, co pod nią zostało żarzyło się różnymi kolorami. Był smok, pegaz, romans dworski, pająk... Kilka obrazków było wykonanych naprawdę sensownie. Ale nie powiem żebym po tym pokazie stała się jakąś zagorzałą fanką tego typu sztuki. Tak jak na pewno nie będę fanką zespołu, który "uświetniał galę".
Jak dla mnie, to kapela była zatkaniem dziury w budżecie widowiska. Firmy robiące pokazy fajerwerków były rangi europejskiej, jeśli nawet nie światowej. Teatry ognia, Teatr KTO ze swoim widowiskiem - to sztuka bardzo wyraźnie związana z pokazem. A zespół... Miały być wspaniałe efekty sceniczne - a oprócz paru fontann zimnych ogni, była bardzo cieniutka próba zainteresowania sobą publiki... I festynowy repertuar...
Cóż przetrwaliśmy "koncert". A było warto. Fajerwerki klasa. Mówię wam - mniamniuśne wręcz :) Włosi i Niemcy naprawdę się popisali. Poszła w powietrze góra Euro przy bardzo ciekawie dopasowanej muzyce... Kolory, blask, huk, gwizd - mogłabym patrzeć na to godzinę. Albo dwie nawet. I nieważne, że potem aż dzwoniło w uszach, a ubranie było pokryte warstwą spopielałych cząstek fajerwerków. Takie rzeczy długo się pamięta... :)
Fotki też robiłam, jak dam je radę upchnąć w internecie, oczywiście wrzucę wam sznurek :) Na razie jedno u góry posta ;)
Wróciliśmy szczęśliwie złapaną taksówką, bo dzikie tłumy czekające na przystankach autobusowych to kolejna zagwozdka dla organizatorów na przyszły rok.
A dziś... BAAARDZO nie chciało mi się wstać. :)
Kilkumiesięczne berbecie w gondoli to najmniejszy problem. Bo najwyżej dziecko z wózkiem ukradną. Gorzej z tymi chodzącymi, co się za rękę trzymać nie chcą i się same gubią :D
OdpowiedzUsuńNapisz, co obiecałaś Mężonowi, że na zakupy poszedł, bo mój ma zakupowstręt, jeśli chodzi o chodzenie po sklepach ze mną - chętnie bym wykorzystała jakiś pomysł, bo mnie się już skończyły.
I... Booooskie zdjątko...
Zabawa nieziemska musiala byc!!! Z dziecmi sie zgadzam, ze nie powinny byc na takich pokazach. Pozniej wszyscy naokolo sie dziwia skad mlodziez (a nawet dzieci)maja dziwne pomysly i zachowanie.
OdpowiedzUsuńA na zakaupy chodze sama, juz nie ciagne ukochanego. Tylko "pupcie" mi zawraca i chce chodzic tylko po sklepach sportowych. X
Eunice nie obiecałam mu nic :D po prostu sam musi już garderobę odświeżyć i byliśmy doradcami sami dla siebie :) A fotka - dzięki, jutro dołączę resztę na sznurku + oczywiście ziejących ogniem panów ;)
OdpowiedzUsuńShirin cudnie było za rok się będę chciała wybrać znowu :) A może Ty się wybierzesz z dużym już maluchem i jeszcze całkiem świeżym mężem? :)
A co do dzieci... wrrr. No. ;)
Kurcze ależ ja Ci zazdrosdzczę.
OdpowiedzUsuńSztuczne ognie uwieeeeeeeeeeeeeeeelbiam, a o takim fajnym czymś na czym Ty byłaś nie wiedziałam.
A buuuuuuu;((
Nic moze za rok nadrobię:))
A taką mamuśkę co to dziecko męczy na takiej imprezie to bym nałożyła garnek na łeb i tłuczkeim do mięsa waliła. Niech też ma trochę takiego huku, jaki serwuje malutkiemu dziecku.
Głupie baabony....
hahaha dokładnie Agrafko, dokładnie :D i nadrób za rok ;) może razem pójdziemy? :))
OdpowiedzUsuń